Mieszanie się Rosji w sprawy zachodnich demokracji często przedstawia się jako niegodziwe, lecz dość łagodne działania propagandowe, skupione na cyberatakach oraz wsparciu finansowym promoskiewskich polityków. Dlatego należy zwrócić uwagę na kilka ostatnich wydarzeń o całkiem innym charakterze, co odbyły się w Europie Wschodniej. Okazało się, że na Węgrzech, które są członkiem NATO, rosyjscy agenci biorą udział w neonazistowskich grupach zmilitaryzowanych. W malutkim bałkańskim kraju Czarnogórze, który znajduje się o krok od przystąpienia do sojuszu transatlantyckiego, Moskwę oskarża się o przygotowanie zamachu stanu.

W obu przypadkach dowody nie są kompletne, lecz są oczywiste. Na Węgrzech historia rozpoczęła się od strzelaniny pod koniec października pomiędzy policją i liderem Węgierskiego Frontu Narodowego – ekstremistycznego ugrupowania, identyfikującego się z węgierskimi faszystami lat 1930. Wg danych gazety Financial Times, po tym zdarzeniu policjanci dokonali przeszukiwań w mieszkaniach niektórych ludzi, związanych z tym ugrupowaniem i wykryli dużą ilość broni. Komitet bezpieczeństwa narodowego Węgier oznajmił, że rosyjscy dyplomaci i osoby, ubrane w mundury rosyjskiego wywiadu wojskowego, otwarcie uczestniczyły w szkoleniu członków tego paramilitarnego ugrupowania.

Aresztowany po strzelaninie neonazista István Győrkös był już znany z tego, że założył stronę, rozpowszechniającą prokremlowską propagandę o wojnie na Ukrainie. Węgierskie środki masowego przekazu opublikowały listy, w których przywódcy tego ugrupowania omawiają sprawę otrzymania środków pieniężnych z Moskwy. Krótko mówiąc, reżim Władimira Putina, widocznie, bezpośrednio związany jest z ruchem zbrojnym, który ma na celu przywrócenie faszyzmu na Węgrzech.

Zdemaskowania te spowodowały zamieszanie prawych sił Węgier, które są najbardziej prorosyjskie w Europie. Premier Wiktor Orban zawarł korzystne umowy energetyczne z reżimem Putina i wypowiada się przeciwko sankcjom Unii Europejskiej w stosunku do Rosji. Zamiast żeby w jakiś sposób odwdzięczyć się za taką współpracę, służby wywiadowcze pana Putina, widocznie, bezczelnie żywią ekstremistyczną alternatywę.

Jeszcze bardziej zuchwałą operację przeprowadzano w Czarnogórze, według władz tego kraju i sąsiedniej Serbii. Jak mówią, rosyjscy agenci 16 października w czasie wyborów parlamentarnych próbowali uczynić zamach stanu. Plan polegał na tym, że uzbrojeni ludzie powinni byli przejąć gmach parlamentu i zabić premiera Milo Djukanovicia, przygotowującego kraj do członkostwa w NATO. Około 20 Serbów i Czarnogórców zostało aresztowanych za udział w tej zmowie. Wg gazety New York Times, jeden z nich, znany serbski najemca, opowiedział władzom o swym wyjeździe do Moskwy w celu omówienia planów przewrotu i otrzymaniu 200 tysięcy dolarów na jego realizację.

Władze Czarnogóry publicznie nie oskarżyły Rosji o sponsorowanie próby zamachu stanu. Jednak wymieniły imiona dwóch rosyjskich obywateli, którzy przybyli do kraju dla jego organizacji, gazeta zaś New York Times zacytowała bliskie śledztwa źródło, wg którego są oficerami wywiadu. Tymczasem osoby te wróciły do Moskwy i zniknęły z pola widzenia.

Rosyjski wywiad znany jest ze swego mieszania się w sprawy innych państw jeszcze od carskich czasów. Ale weterani wśród analityków mówią o tym, że na tyle bezczelne próby zasiania chaosu w krajach, związanych z NATO, są faktycznie, bezprecedensowe. Świadczą one o tym, że rosyjski reżim dał zielone światło przeprowadzeniu tajnych operacji, licząc na to, że odpowiedź słabego i podzielonego Zachodu będzie niepozorna lub wcale jej nie będzie. Dopóki teorii tej nie będzie zaprzeczono, warto oczekiwać kolejnych kłopotów ze strony moskiewskich agentów.

Oryginał publikacji:

Beware: The Russian bear is getting bolder

The Washington Post (USA) / tłum. Irena Rudnicka / Jagiellonia.org

dam/jagiellonia.org