Cofnijmy się do jesieni 2015 roku. Po zestrzeleniu przez Turków rosyjskiego samolotu wojskowego Moskwa ściąga do Syrii cały arsenał broni przeciwlotniczej i z dumą ogłasza: nic nie przeleci nad Syrią bez naszej zgody. To tzw. efekt bańki obronnej, czyli pokrycia jakiegoś obszaru ścisłą kontrolą radarową i rakietową. Mamy wiosnę 2017 roku. Kilkadziesiąt amerykańskich tomahawków mknie bez przeszkód w położoną w głębi lądu bazę reżimu Asada. Gdzie jest – podobno niezwyciężony – rosyjski S-400?

Tomahawki wystrzelono jednocześnie z dwóch niszczycieli klasy Arley Berk stacjonujących w akwenie na południe od Krety, jakieś 1100 km od wybrzeża Syrii. Jak wielkie zagrożenie stanowią te okręty, niech powie fakt, że jeden amerykański niszczyciel – a US Navy ma ich obecnie ponad 60 (o ponad 20 krążownikach nie wspominając) – potencjałem bojowym niemal dorównuje całej rosyjskiej Flocie Czarnomorskiej.

USS Porter i USS Ross w kwadrans wystrzeliły 59 tomahawków. W zaatakowanej bazie Szajrat stacjonowały wtedy dwie eskadry bombowców Su-22M3/M4 i eskadra myśliwców MiG-23ML/MLD. Samoloty były rozmieszczone w trzech różnych sektorach bazy - tomahawki trafiły w dwa z nich. Zniszczonych zostało dziewięć maszyn: pięć Su-22M3, jednego Su-22M4 oraz trzy MiG-23ML. Eskadra Su-22 stojących w północno-zachodniej części bazy pozostała nietknięta.

Amerykanie zniszczyli także radar SA-6, wyrzutnię rakiet M-600 oraz trochę naziemnego sprzętu. Do tego bunkry, składy amunicji i warsztaty. Mała liczba zabitych w Szajrat (wg oficjalnych danych sześciu żołnierzy) wskazuje, że Rosjanie i Syryjczycy mieli czas na wycofanie większości personelu. Moskwę Amerykanie uprzedzili dwie godziny przed ostrzałem, a trudno zakładać, że Rosjanie od razu nie uprzedzili Asada.

Losów wojny z pewnością ten atak nie mógł zmienić. Od początku wszyscy podkreślali, że ma za to ogromne znaczenie polityczne i to nie tylko na arenie syryjskiej wojny. Ale to nie do końca prawda. To, co wydarzyło się rano 7 kwietnia, ma jednak duże militarne znaczenie. Otóż Amerykanie obnażyli faktyczne możliwości rosyjskie w Syrii.

Tak potocznie nazywa się „strategię blokady dostępu” A2/AD (anti-access/area-denial), w której chodzi o to, by różnymi środkami jak najbardziej ograniczyć dostęp wroga do danego obszaru. Te środki to nie tylko systemy rakietowe i radary, ale też urządzenia walki radioelektronicznej, pociski balistyczne krótkiego zasięgu itd.

Jako pierwsi A2/AD na dużą skalę zastosowali Chińczycy na Morzu Południowochińskim, a Rosjanie biorą z nich przykład – m.in. w Syrii. Nowoczesna broń przeciwlotnicza trafiła tam po tym, jak w listopadzie 2015 roku Turcy zestrzelili rosyjskiego Su-24M. Rozmieszczone przeciwlotnicze systemy rakietowe wymusiły na międzynarodowej koalicji rezygnację z nalotów na cele dżihadystów na ponad jednej trzeciej terytorium Syrii.

Podniosło to też znacznie ryzyko operacji powietrznych innych krajów niż Syria i Rosja nad obszarami zaciętych walk reżimu z rebelią.

Rosjanie chwalili się, że nad większością terytorium Syrii stworzyli tzw. bańkę obronną. W bazie w Latakii działa system S-400, mniej zaawansowany S-300V4 zlokalizowany jest w Tartusie. A jest też wiele innych systemów obrony przeciwlotniczej, w tym krótkiego zasięgu Pancyr-S1 oraz średniego zasięgu Buk. S-400, w zależności od używanych pocisków, ma zasięg do 400 km. S-300V4 używa pocisków 9M82M do niszczenia celów w odległości maksymalnie 200 km.

Do tego zintegrowano z rosyjskimi aktywami syryjski system obrony przeciwlotniczej. S-400 może śledzić wiele celów jednocześnie, a baza Szajrat znajduje się w nominalnym zasięgu działania systemu (400 km) zlokalizowanego w rosyjskich bazach w nadmorskiej części Syrii. Zdaniem części ekspertów, rosyjska obrona powietrzna mogła przynajmniej częściowo zneutralizować uderzenie rakietowe USA, ale nie zrobiła tego z powodów politycznych.

Moskwa chciała uniknąć militarnego spięcia z Amerykanami. Zresztą Moskwa ma proste wytłumaczenie, dlaczego nie użyła S-400: z zasady są one w Syrii po to, by chronić obiekty i żołnierzy rosyjskich, a nie sojusznika.

Więcej w tym propagandy mającej przykryć wpadkę rosyjskiej armii i to akurat na tym odcinku, który nawet w NATO uznawano dotychczas za jedną z najsilniejszych stron sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej.

CZYTAJ DALEJ NA TVP.INFO