Wizerunkowy sukces, jakim jest dla Kremla i Rosji początek mistrzostwa świata w piłce nożnej, reżim wykorzystał do ogłoszenia skrajnie niepopularnych decyzji ekonomicznych. Podniesiony zostanie wiek emerytalny, podwyższony będzie też podatek VAT. To konieczne, aby uzupełnić państwową kasę, z której na konta putinowskich oligarchów i urzędników wyciekają miliardy przy okazji organizacji takich imprez, jak właśnie obecny Mundial.

Kreml uznał, że to doskonała okazja, by przykryć bardzo niepopularne decyzje, szczególnie tą o podniesieniu wieku emerytalnego. Mężczyzna będzie mógł pójść na emeryturę w wieku 65 lat (obecnie 60), a kobieta 63 lat (obecnie 55). W warunkach rosyjskich podniesienie wieku emerytalnego to ogromne zagrożenie dla wielu ludzi. Utrata pracy w wieku 50 lat na tym rynku pracy jest niemal równoznaczne z brakiem nowej. Dotychczas dla wielu cała strategia sprowadzała się do tego, by jakoś dociągnąć za wszelką cenę do emerytury. Teraz będzie o to o wiele ciężej. A władza w zamian nic nie oferuje – ani obniżki podatków, ani kursów przekwalifikujących zawodowo. Niepopularność tego rządu bije wręcz rekordy – nic dziwnego, skoro sondaże pokazują, że przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego jest dziewięciu na dziesięciu Rosjan. Władze obawiały się, że wywoła to społeczne protesty. Sam Putin chytrze zdystansował się od tej decyzji, całą odpowiedzialność zrzucając na rząd, a samemu mówiąc, że ostatecznie oceni, czy to dobra decyzja, po roku lub dwóch jej obowiązywania. Do tego dochodzi decyzja o podwyżce VAT z 18 do 20%. Negatywne społeczne skutki tych decyzji władza odczuje pewnie dopiero na jesieni. Teraz Rosja jest szczęśliwa, bo znalazła się w centrum międzynarodowej uwagi, może poprawić swój wizerunek na całym świecie i uciekła spod topora zachodniego ostracyzmu.

Co oznacza ogłoszenie decyzji o podniesieniu wieku emerytalnego i podwyżce podatków? Po pierwsze, Władimir Putin wydaje się już nie przejmować faktyczną skalą społecznego poparcia dla niego. Co oznacza, że nie zamierza już poddawać się testowi, jakim są wybory. Zwłaszcza, że uderza to najmocniej w tradycyjny elektorat putinowski. Po drugie, decyzje te windują niepopularność rządu Dmitrija Miedwiediewa do niewidzianych rozmiarów. Co z kolei oznacza, że to nie obecny premier będzie następcą Putina w 2014 r. – wyższy wiek emerytalny to nie jest coś, o czym wyborcy zapomną nawet za pięć-sześć lat. Ogłoszenie pod osłoną sukcesu, jakim niewątpliwie stała się pierwsza faza Mundialu, skrajnie niepopularnych decyzji (choć ostrożnie zapowiadanych już wcześniej), potwierdza nasze prognozy, że obecny rząd nie jest rządem na całą kadencję. To ekipa, która przeprowadzi najmniej popularne zmiany, a następnie zastąpi ją nowy rząd, „rząd okresu sukcesji”. W nim być może będzie trzeba szukać następcy Putina na stanowisku prezydenta. Ale nie następcy w sensie realnej decydującej władzy w Rosji. Trzecia konkluzja: skoro Putin nie zamierza już poddawać się wyborczej próbie, nie trzeba już znosić ograniczenia liczby kadencji prezydenckiej do dwóch z rzędu. Co nie oznacza, że nie będzie konieczna zmiana konstytucji. To raczej przesądzone: ale w stronę odebrania części uprawnień prezydentowi, wzmocnienia pozycji premiera i parlamentu lub – i to jest wariant, o którym rosyjscy analitycy nie wspominają, jakby zapomnieli o tym organie władzy – wzmocnienia Rady Bezpieczeństwa FR. Od kilku lat odgrywa ona rolę de facto rządu, co najmniej w kwestiach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.

dam/Warsaw Institute