Mieszkańcy Trójmiasta skarżą się, że Rosjanie coraz częściej odnoszą się do nich pogardliwie.  

Sopocki restaurator Jan Hermanowicz, znany w w całej Polsce dzięki szyldowi „Rosjan nie obsługujemy”, który zawiesił na drzwiach swojej restauracji opowiada o nieprzyjemnej sytuacji, jaka spotkała jego znajomych handlujących bursztynem. – Targując się o cenę postanowili ostatecznie użyć argumentu, że niedługo przyjdą tutaj i wszystko wezmą sobie za darmo – mówi.

Dziennikarz Natemat.pl miał na swoją skrzynkę otrzymać jeszcze kilka sygnałów o wulgarnym zachowaniu rosyjskich turystów. „Skarżyły się kelnerki utyskujące na wulgarnych klientów ze Wschodu i handlowcy, których przybysze z Obwodu Kaliningradzkiego próbowali okraść, by po przyłapaniu gorącym uczynku wygrażać tym, że oskarżą Polaków o napaść i będzie dyplomatyczny skandal” – pisze.

– Oberwałem z liścia i napluto mi w twarz, w zasadzie nie wiadomo dlaczego. Łamaną angielszczyzną dowiedziałem się tylko od nich, że zaraz mnie zniszczą, jak ich prezydent cały brudny Zachód – mówi portalowi Natemat.pl barman jednego z popularnych pubów na gdańskim Głównym Mieście. Jak jednak przekonuje, nikt w okolicy nie zamierza iść w ślady właściciela restauracji „Piaskownica”. – W naszej lokalizacji to byłoby samobójstwo. Nie po to wszyscy robią bannery i menu w języku rosyjskim, by teraz ich wypędzić i stracić te pieniądze – mówi barman.

Na zachowanie Rosjan skarży się też pracownica jednego z hipermarketów na obrzeżach Gdańska, do których Rosjanie co kilka dni przyjeżdżają autokarami, by kupić produkty, których w Rosji nie ma. – Wielu z nich trochę odbija, zachowują się chamsko. To chyba ta propaganda pierze im mózgi – opowiada kobieta. – Najbardziej irytujące są jednak sytuacje, gdy obładowany zachodnimi produktami Rosjanin podchodzi do mojej kasy, a w klapie ma wpiętą tę taką ich wstążkę czarno-pomarańczową. To oznacza, że on się solidaryzuje z tymi, co Ukraińców napadli. Tu, w Polsce! No jak można być tak bezczelnym?! – oburza się rozmówczyni.
Ona także uważa, że sieć, w której pracuje nie odważy się na dołączenie do bojkotu rosyjskich klientów. – Przecież oni zostawiają w kasach krocie. Szefostwo jeszcze nam podstawowe kursy rosyjskiego fundowało, to teraz żadne nasze narzekania na ruską bezczelność na nich wrażenia teraz nie zrobią – stwierdza.

Kierowca autokaru kursującego między Trójmiastem a Obwodem Kaliningradzkim tłumaczy rosyjską agresję wobec Polaków w następujący sposób: – Propaganda tam pracuje na pełnych obrotach. W Obwodzie prasa przestała straszyć Polską, a zaczęła wciskać im, że żyjemy tylko dzięki nim i w zasadzie zaraz klękniemy na kolana. Ludzie przyjeżdżają i widzą, że to w sumie fakt, bo wszędzie szyldy w ich języku i wszyscy czekają na ich pieniądze – mówi Natemat.pl.

ed/Natemat.pl