Od lat pojawiają się podejrzenia i teorie, że katastrofa w Smoleńsku wcale nie musiała być wypadkiem. Miejmy nadzieję, że już niebawem wraz z trwającym śledztwem dotyczącym przyczyn katastrofy w końcu poznamy prawdę. 

W 2012 roku w rozmowie z dziennikarzami "Gazety Polskiej" amerykański naukowiec Eugen Poteat analizował sytuację w Rosji i stwierdzał, że kraj ten posiadał środki, motyw i sposobność do popełnienia zbrodni w Smoleńsku. Jak analizował Poteat, po upadku ZSRR Polska cały czas dokonywała działań, na które Moskwa patrzyła z, delikatnie mówiąc, niechęcią - wstąpiła do Unii Europejskiej i NATO, a następnie wybraliśmy prozachodniego przywódcę, jakim był Lech Kaczyński. Wg naukowca dla Rosji to wszystko stanowiło zniewagę. 

W amerykańskim periodyku „Charleston Mercury” Poteat pisał, że patrząc na historię Rosji, poczynając od czasów bolszewizmu, można z dużą dozą pradopodobieństwa postawić hipotezę, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Jak pisał, historia lubi się powtarzać, a zabójstwa dokonywane choćby przez służby specjalne przez dekady były sposobem działań Federacji Rosyjskiej. 

"To m.in. dlatego uważam, że Rosja mogła stać za katastrofą, w której zginął polski prezydent, najwyżsi oficerowie, wysocy urzędnicy państwowi i inni ludzie, chcący upamiętnić rocznicę wymordowania przez Rosjan tysięcy niewinnych Polaków" - pisał Poteat. 

Jak dodawał, w Smoleńsku Rosjanie mogli pozbyć się nie tylko znienawidzonego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale także całej generalicji wojska polskiego. Zdaniem naukowca, była to więc idealna okazja do przeprowadzenia ataku. 

"Podejrzany w tej sprawie miał zatem – jeszcze raz powtórzę – motyw i środki do dokonania tej strasznej zbrodni" - mówił Poteat w rozmowie z "Gazetą Polską". 

Jak dodawał, istotny w tej sprawie jest też fakt, że Rosjanie badali katastrofę, mając za nic normy międzynarodowe i przetrzymując kluczowe dowody. 

Cały tekst można przeczytać pod tym linkiem

daug