Czesław Kosior - Ośrodek Analiz Strategicznych

  • Państwo Islamskie (IS) jest wielkim zagrożeniem dla świata zachodniego i stabilności w Europie oraz na Bliskim Wschodzie. Nie jest natomiast zagrożeniem dla Rosji, a nawet więcej: Rosja korzysta z istnienia i działalności IS. Przepływ islamistów z Emiratu Kaukaskiego do IS oraz płynące z tego dla Moskwy korzyści wskazują, że struktury Państwa Islamskiego – na których budowie odcisnęło się wyraźne piętno totalitarnych służb bezpieczeństwa bloku wschodniego – zostały w pewnym stopniu spenetrowane przez rosyjski wywiad, a częściowo są nawet kontrolowane za pośrednictwem przybyszów z Kaukazu zwerbowanych przez FSB.

  • Państwo Islamskie w obecnym kształcie jest dziełem grupy byłych oficerów wywiadu wojskowego Iraku z czasów Saddama Husajna. W koncepcji działania i w strukturze organizacji skopiowano wzorce z modelu totalitarnych służb komunistycznych (przede wszystkim Stasi). Skutecznością tego modelu należy tłumaczyć ekspansję IS w Syrii i Iraku. Przyjęcie oblicza fanatycznie islamistycznej organizacji szerzącej dżihad szokująco okrutnymi metodami służy zaś rozszerzeniu wpływów na cały świat muzułmański, napływowi rekrutów i zastraszaniu zachodniej opinii publicznej.

  • Głównym celem działalności IS nie jest budowa wielkiego religijnego państwa, lecz permanentna destabilizacja regionu. Nie ma żadnych wątpliwości, że najbardziej sprzyja to Rosji i jej sojusznikom na Bliskim Wschodzie – przede wszystkim reżimowi Baszara el-Asada w Syrii. Pod hasłem walki z IS Rosjanie mogą próbować realizacji swych politycznych celów.

  • Geneza Państwa Islamskiego, jego organizacja, kolejne działania odpowiadają w pełni interesom Rosji. Zwraca uwagę choćby to, że IS ruszyło z wielką ofensywą w tym samym czasie, gdy rozgorzała na dobre wojna w Donbasie, a Zachód zaczął nakładać sankcje na Rosję. Wcześniej na pojawieniu się IS skorzystał prezydent Asad, który wpuszczając dżihadystów do Syrii, otworzył drugi front wojny domowej. IS nie jest bowiem zagrożeniem dla reżimu, a walki toczy głównie z innymi siłami opozycyjnymi oraz Kurdami. Pojawienie się IS osłabiło rebeliantów, którzy musieli zacząć walczyć na dwa fronty.

  • Przekonanie, że w powstaniu IS ważną rolę odegrały służby rosyjskie jest żywe w społeczności muzułmańskiej w Rosji. Tradycje infiltracji i manipulacji radykalnym islamem są tak długie, jak historia sowieckich i rosyjskich służb. Wielokrotnie wykorzystywano to dla celów Kremla.

  • Rosyjskie służby mają dwutorowy wpływ na IS. Po pierwsze, z racji ścisłych związków z irackim aparatem bezpieczeństwa Husajna, którego oficerowie stworzyli faktycznie IS. Po drugie, za pośrednictwem wysyłanych do Syrii kaukaskich islamistów – agentów FSB („zielony korytarz” przez Turcję). Zaangażowanie służb rosyjskich w aktywność IS nie oznacza kontroli nad tą organizacją. Ale oficerowie służb lub ich agenci mogą wpływać na pewne działania, np. na wybór celu zamachu i czasu jego przeprowadzenia.

  • Wobec kaukaskich mudżahedinów walczących całymi tysiącami w Syrii FSB stosuje taką samą politykę, jak wobec rebeliantów na Kaukazie Północnym. Wykorzystuje w podobny sposób rozłamy i radykalizację islamistów. W 2007 r. w ten właśnie sposób Emirat Kaukazu pogrążył ideę wolnej Czeczenii, a w 2014 r. odwołująca się do IS Prowincja Kaukazu pogrążyła Emirat Kaukazu. W Syrii część przybyszów z Kaukazu po prostu przeszła na stronę IS, osłabiając inne islamistyczne organizacje walczące z Asadem.

  • Tak jak miało to już miejsce w 2001 r., dziś – ponowienie – islamski terroryzm odciąga uwagę Zachodu od agresywnych poczynań Rosji w innych miejscach świata. Schemat jest ten sam: W. Putin zgłasza akces od antyterrorystycznej koalicji, w zamian Zachód ma przymknąć oczy na jego politykę.

  • Moskwa stara się uchodzić w oczach Zachodu za niezbędnego partnera w walce z międzynarodowym terroryzmem. Przekaz kierowany na Zachód sugeruje, że z Moskwą należy współpracować i wypracowywać kompromisy na innych, kluczowych dla Rosji kierunkach. Wniosek zaś z tego jest taki, że Kreml – o ile nie uzyska daleko idących ustępstw ze strony Zachodu – uczyni wszystko, aby wojna w Syrii i Iraku trwała jak najdłużej. Łatwo domyśleć się, że wspomniane ustępstwa musiałyby dotyczyć w głównej mierze Ukrainy i kształtu europejskiej architektury bezpieczeństwa. Tak długo, jak Kreml nie uzyska ustępstw Zachodu w tym zakresie, Rosja nie będzie zainteresowana porażką Państwa Islamskiego, a celem nalotów dalej będzie umiarkowana opozycja antyasadowska.

  • Moskwa może – we współpracy z naszymi sojusznikami z UE i NATO zabić wirusa, którego stworzyła lub pomogła stworzyć. Grunt, by przy tej okazja nie stała się sojusznikiem Zachodu.

Polityka Federacji Rosyjskiej wobec Państwa Islamskiego oraz rola rosyjskich służb specjalnych w ekspansji tej terrorystycznej organizacji na terenie Iraku, Syrii oraz Kaukazu Północnego wpisuje się w tradycję wykorzystywania islamskiego radykalizmu dla celów politycznych Moskwy. Jest też kolejnym rozdziałem długiej opowieści o tym, jak Rosjanie – czy to carska Ochrana, GPU, NKWD, KGB a teraz FSB i SWR– wykorzystują technikę prowokacji, która – i tu oddajmy głos byłemu analitykowi NSA Johnowi Schindlerowi – „po prostu oznacza przejęcie kontroli nad twoimi wrogami w tajemnicy i zachęcanie ich do robienia rzeczy, które ich dyskredytują, a tobie pomagają”.

Historia antymoskiewskiego zbrojnego podziemia na Kaukazie Północnym przekonuje, że większość islamskich radykałów w ZSRS i Rosji była i jest manipulowana, zwerbowana, a nawet wykreowana przez służby specjalne. To właśnie zinfiltrowane środowiska islamistyczne z Czeczenii czy Dagestanu są głównym elementem łączącym rosyjskie służby specjalne z Państwem Islamskim. Ale też nie jedynym – wystarczy wspomnieć o powiązaniach z sowieckimi i rosyjskimi służbami oficerów tajnej policji Saddama Husajna, którzy budowali współczesne Państwo Islamskie.

Wahabici z Łubianki

W 1989 r. w Astrachaniu odbył się kongres założycielski Wszechzwiązkowej Partii Islamskiego Odrodzenia. Nowe ugrupowanie w zamyśle KGB miało skanalizować wszelkie przejawy radykalnego islamu, by potem nimi manipulować. Na podobnej zasadzie powstało ugrupowanie „liberalnych demokratów” Władimira Żyrinowskiego, różnej maści nacjonalistyczne ugrupowania w różnych republikach czy proreformatorskie „fronty ludowe”. Z racji wielomilionowej populacji muzułmańskiej w ZSRS, konieczne było też wykreowanie własnych „wahabitów”, jako narzędzia w ręku Moskwy. Grono założycielskie i władze „sowieckiej partii islamskiej” były naszpikowane agentami. Spójrzmy jednak tylko na dwie osoby, które później odegrały ważną rolę w radykalizacji rebelii kaukaskiej.

Supjan Abdułłajew miał być zwerbowany przez KGB w latach 80. Stał się jednym z wiodących ideologów czeczeńskiego wahabizmu i głównym współpracownikiem Doku Umarowa, przywódcy Emiratu Kaukazu, czyli nowej, islamistycznej formuły zbrojnego oporu na Kaukazie Północnym. Inny założyciel Partii Islamskiego Odrodzenia Adam Denijew był nawet nie agentem, a etatowym oficerem KGB i FSB. W tej drugiej dosłużył się stopnia pułkownika i był jedną z kluczowych postaci strategii realizowanej przez Łubiankę wobec islamistów kaukaskich. Gdy na początku lat 90. nie mógł sobie znaleźć odpowiednio wpływowego miejsca w rządzonej przez Dżochara Dudajewa Czeczenii, wyjechał do Iraku (1992). Nie wiadomo, czym się zajmował. Oficjalnie wyjechał „studiować”, ale jako oficer służb zajmował się raczej czymś innym. Mógł wtedy nawiązać kontakty z przedstawicielami służb specjalnych. Czeczeńscy wahabici i weterani bezpieki Saddama mieli się spotkać 20 lat później w szeregach Państwa Islamskiego. Sam Denijew pojawił się znów w Czeczenii po jej pacyfikacji przez Rosjan w 2000 r. Jako zastępca nowego namiestnika kremlowskiego, Achmada Kadyrowa (ojca obecnego prezydenta Czeczenii Ramzana Kadyrowa), Denijew pełnił rolę głównego wykonawcy zadań specjalnych FSB. Nazwiska Abdułłajewa, Denijewa, ale też np. Mowładiego Udugowa czy Szamila Basajewa pokazują, jak duży wpływ miała Łubianka na islamskich radykałów już w latach 90., gdy walczyła z niepodległościowym ruchem czeczeńskim. Tajni współpracownicy, oficerowie pod przykryciem czy wreszcie działacze manipulowani przez agentów w ich otoczeniu i szantażowani, odegrali bardzo ważną rolę w zniszczeniu niepodległej Czeczenii, a następnie rozbiciu i osłabieniu zbrojnego podziemia.

Na jesieni 2007 roku część rebeliantów ogłosiła, że ważniejsze od niepodległości Czeczenii jest utworzenie na całym Kaukazie Północnym państwa islamskiego. Dla Rosji była to bardzo korzystna zmiana. Łatwiej było uzasadniać terror, jeśli wrogiem nie byli zwolennicy świeckiej narodowej republiki, na dodatek z bardzo dobrymi kontaktami na Zachodzie, a islamiści głoszący potrzebę zaprowadzenia szariatu i deklarujący związki z Al-Kaidą. Jak bardzo FSB zinfiltrowała kierownictwo podziemia świadczy fakt, że to sam przywódca rebelii Doku Umarow stał na czele gwałtownej zmiany – ogłaszając się kalifem Kaukazu – a w jego otoczeniu było tacy agenci, jak wspomniany Supjan Abdułłajew. Tracąc wpływ na oddziały zbrojne na Kaukazie Północnym, wciąż wierne idei niepodległej Czeczenii emigracyjne cywilne władze republiki z Achmedem Zakajewem na czele, z czasem przestały być jakimkolwiek problemem dla Rosji.

Państwo Islamskie na Kaukazie

Podobny scenariusz zastosowano po śmierci Umarowa. I znów główną rolę odegrała rosyjska agentura. Nowy emir, tym razem już nie Czeczen, a Awar z Dagestanu, Ali Aschab Kebekow (Ali Abu Muhammad) nie był wygodnym przeciwnikiem dla Rosji. Zabronił organizowania zamachów, w których mogliby ginąć cywile, nakazał atakować tylko cele wojskowe. Wiadomo też, że potępiał brutalną taktykę rosnącego w siłę ISIS. Widoczny od 2012 r. odpływ rebeliantów do Syrii przybrał na sile – część z nich walczyła w oddziałach lojalnych wobec Emiratu Kaukazu, ale też coraz więcej w szeregach Państwa Islamskiego. Na jesieni 2014 r. na Kaukazie zbuntowała się grupa komendantów z Dagestanu – twierdzili, że bliżej im do IS. W kwietniu 2015 r. rosyjskie siły zabiły emira Muhammada. Choć władze Emiratu zdołały jeszcze znaleźć następcę dla zastrzelonego Kebekowa, to proces secesji komendantów gwałtownie przyspieszył.

Przełomowa była deklaracja weterana obu wojen czeczeńskich, towarzysza broni Basajewa, dowódcy legendarnego oddziału Rijad as-Salihijn, amira Chamzata, czyli Asłana Biutukajewa, który w imieniu Czeczenów złożył hołd przywódcy IS kalifowi al-Bagdadiemu. Zaraz po nim zrobili to w imieniu Inguszów, Kabardyńców, Bałkarów, Karaczajów i Czerkiesów inni komendanci,. Główną rolę odrywali jednak ci, którzy jako pierwsi zmienili sztandar. Zapewne dlatego w czerwcu 2015 r., przyjmując przysięgę lojalności kaukaskich komendantów i ogłaszając powstanie nowej prowincji Państwa Islamskiego, kalif na jej czele postawił Rustama Asilderowa. Jako amir Wilajetu Kaukazu, Asilderow przyjął imię Abu Muhammad al-Kadari. Wcześniej był lojalnym podkomendnym prawdopodobnego agenta FSB emira Doku Umarowa. Co ciekawe gdy został w 2012 r. mianowany dowódcą dagestańskich struktur Emiratu znana była jego podejrzana przeszłość. Ta jednak nie przeszkodziła mu w awansie, a kto wie czy nie była przyczyną jego nominacji. Asilderow otóż 2007 r. został aresztowany przez Rosjan i skazany na wieloletnie więzienie. Nieoczekiwanie jednak Sąd Najwyższy Dagestanu oczyścił go z zarzutów. Od 2011 r. Asilderow znów trafił na federalną listę poszukiwanych, co wzmocniło jego legendę bojownika antyrosyjskiego. Ale to nie jedyny komendant Emiratu, który przeszedł na stronę IS, a najprawdopodobniej jest związany z rosyjskimi służbami. Sulejman Zajlanabidow w niewyjaśnionych okolicznościach zbiegł z więzienia, aby jako pierwszy na Kaukazie Północnym ogłosić wierność kalifowi. Także oskarżany o pracę dla FSB Islam Muradow, który jako pierwszy wezwał dagestańskich muzułmanów do płacenia podatków IS, a nie Emiratowi, zasłynął z niezwykłego „szczęścia” – zawsze zmienia kryjówkę tuż przed wkroczeniem tam rosyjskich sił bezpieczeństwa.

Decyzja Moskwy o zmianie „formatu” rebelii kaukaskiej (prowincja IS zamiast Emiratu) miała ścisły związek z wydarzeniami rozgrywającymi się na Bliskim Wschodzie i innym wielkim projektem, w który zaangażowane były również rosyjskie służby specjalne. Chodzi o Państwo Islamskie i jego ekspansję oraz obronę reżimu Asada.

Oba te problemy są ściśle ze sobą związane i to od kilku lat. Kiedy wybuchła wojna domowa w Syrii, Asad pozwolił dżihadystom z sąsiedniego Iraku nabrać sił w jego kraju, by mogły ruszyć z ofensywą w 2014 r. Korzyści były obopólne, bo coraz silniejsze IS w Syrii osłabiało innych przeciwników reżimu. Można założyć, że reżim syryjski wspierany przez Rosję i Iran uderzy na IS na poważnie dopiero po osiągnięciu celów, jakie stawia sobie Moskwa w relacjach z Zachodem i po zniszczeniu opozycji syryjskiej.

Korzyści odnosiła również Rosja, która – wiele na to wskazuje – już wówczas toczyła grę obliczoną na lata. O tym jednak dalej. Istotna jest jesień 2013 roku. Wtedy Putin skłonił USA do zaniechania uderzenia w reżim syryjski. Dla USA liczyło się wówczas porozumienie nuklearne z Iranem, do którego nie doszłoby, gdyby Waszyngton zdecydował się na atak na najbliższego sojusznika Teheranu w regionie. Waszyngton zyskiwał więc szansę na porozumienie z Republiką Islamską i tym samym zmianę mapy politycznej Bliskiego Wschodu. Wejście przez Iran w posiadanie broni jądrowej groziło bowiem wojną z Izraelem oraz uruchomieniem programu nuklearnego przez wahabicki reżim w Arabii Saudyjskiej. Warto w tym miejscu pamiętać, że dla Waszyngtonu broń nuklearna w rękach Rijadu byłaby bólem głowy gorszym chyba od posiadania analogicznego potencjału przez Islamabad, a nawet Teheran. Już w 2013 r. analitycy zastanawiali się jaką cenę zapłacił Waszyngton Moskwie za przekonanie Damaszku do rezygnacji z broni chemicznej. Kto wie, czy Moskwa nie postanowiła wystawić Waszyngtonowi bardziej słonego rachunku.

Kalif z Camp Bucca

W lipcu br. Ramzan Kadyrow napisał na Instagramie, że IS było pomysłem „zachodnich służb wywiadowczych /…/ Każdy wie, że Abu Bakr al-Bagdadi też jest na garnuszku amerykańskiej CIA i został zwerbowany przez gen. Davida Petraeusa podczas pobytu al-Bagdadiego w charakterze jeńca w Camp Bucca w Iraku”. Prezydent Czeczenii nawiązał tu do zapewne kluczowego fragmentu życiorysu obecnego przywódcy Państwa Islamskiego.

Ibrahim Awwad Ibrahim al-Badri urodził się w Samarze. Jego ojciec był bardzo aktywny w życiu religijnym miejscowej społeczności sunnickiej, ale większość rodziny była wiernymi funkcjonariuszami reżimu Husajna. Część krewnych al-Badriego należała do rządzącej partii Baas, dwaj wujowie służyli w służbach specjalnych, a jeden z braci w wojsku. Studiujący Koran al-Badri, po upadku reżimu Husajna natychmiast zaangażował się w tworzenie partyzantki sunnickiej. W lutym 2004 r. wpadł w Faludży podczas odwiedzin u przyjaciela podejrzanego o terroryzm. Amerykanie nie mieli świadomości, że jest dżihadystą, ale i tak trafił do Camp Bucca. Wielu spośród ponad 20 tys. więźniów tego obozu było sunnitami, którzy kiedyś służyli w armii i służbach specjalnych. Al-Badri zyskał wśród nich dużą popularność jako rozjemca i znawca Koranu. Kilka lat później wielu z jego towarzyszy z Camp Bucca zajęło wysokie stanowiska w IS (wówczas znanego jeszcze jako ISIL).

W grudniu 2004 al-Badri wyszedł na wolność i wrócił do podziemnej działalności. Stanął na czele jednej z grup dżihadystycznych luźno współpracujących z Al-Kaidą w Iraku (AQI). W czerwcu 2006 r. zginął lider AQI, Jordańczyk Abu Musab al-Zarkawi. Jego następca, Egipcjanin Ayyub al-Masri ogłosił już w październiku 2006 rozwiązanie AQI i w jej miejsce powstanie Państwa Islamskie Iraku i Lewantu – wciąż jednak uznającego zwierzchnictwo przywódcy Al-Kaidy, Osamy bin Ladena. Al-Badri awansował na „ministra” ds. religijnych w ISIL. W 2010 r., po śmierci w krótkim czasie członków dotychczasowego ścisłego kierownictwa ISIL, nieoczekiwanie to on został wybrany na nowego przywódcę, przyjmując imię Abu Bakr al-Bagdadi. Właśnie wtedy kontrolę nad ISIL przejęli ludzie związani ze służbami specjalnymi Husajna, a Państwo Islamskie zaczęło zmieniać się w organizację, jaką znamy dziś.

Główną rolę w budowie współczesnego Państwa Islamskiego odegrał niejaki Samir Abd Muhammad al-Khlifawi, były pułkownik wywiadu wojskowego sił powietrznych Iraku, elitarnej służby specjalnej w reżimie Husajna. Podobnie jak al-Badri, przeszedł Camp Bucca, podobnie, jak al-Badri, znalazł się potem we władzach Państwa Islamskiego, przyjmując imię Hadżi Bakr. W 2010 r., po śmierci dotychczasowego dowództwa organizacji, Hadżi Bakr, wykorzystał swoje stanowisko szefa Rady Wojskowej IS, aby przeprowadzić skuteczną intrygę sukcesyjną. Po pierwsze, zupełnie zignorował instrukcje przysłane od bin Ladena, a przecież formalnie Państwo Islamskie uznawało wtedy swą przynależność do sieci Al-Kaidy. Po drugie, Hadżi Bakr okłamał 11 członków Rady Konsultacyjnej IS, głównego organu organizacji. Każdemu z nich oddzielnie wmówił, że pozostali są za kandydaturą al-Badriego. W efekcie 39-latek wygrał głosowanie 9 do 2. W ten sposób Abu Bakr al-Bagdadi (takie imię przyjął) został przywódcą Państwa Islamskiego.

W ten sposób grupa byłych oficerów służb specjalnych Saddama Husajna przejęła największą terrorystyczną sunnicką organizację w Iraku. Osoba al-Bagdadiego miała zapewnić realizację strategicznych celów. Po pierwsze, usamodzielnienie Państwa Islamskiego. Nowy lider był zwolennikiem radykalizacji walki i stosowania dużo bardziej okrutnych metod terroru, także wobec sunnitów. Pod tym względem zdecydowanie różnił się od „tradycyjnego” kierownictwa Al-Kaidy. Po drugie, religijny fanatyk – a taką opinię zdobył wcześniej al-Bagdadi – przyciągał uwagę właśnie do tej kwestii, maskując prawdziwe cele IS. Hadżi Bakr nie rozczarował się też, licząc na to, że będzie łatwo manipulować nowym młodym liderem, zwłaszcza, że ścisłe kierownictwo IS zostało zbudowane nawet nie z towarzyszy z Camp Bucca, ale znajomych z jeszcze dłuższym stażem, tj. kręgu do którego nie należał al-Bagdadi. Znalazło się tam za to kilku byłych oficerów reżimu Saddama Husejna. Sam Hadżi Bakr, kierując wciąż Radą Wojskową, stał się nieformalnym „premierem” al-Bagdadiego. Jego bliskim współpracownikiem był inny oficer, z którym jeszcze w czasach rządów Husajna służyli w tej samej komórce wywiadu przy jednej z dywizji przeciwlotniczych. Także oficerami wywiadu byli dwaj formalni zastępcy al-Bagdadiego: odpowiedzialny za Irak Abu Muslim al-Turkmani oraz koordynujący działalność IS w Syrii Ali al-Anbari. Pierwszy był sunnickim Turkmenem z miasta Tal Afar, drugi pochodził z irackiej prowincji Anbar. Całe kierownictwo IS pochodziło z Iraku – co też było znakiem charakterystycznym organizacji pod rządami al-Bagdadiego. Jako szara eminencja IS, Hadżi Bakr przeprowadził brutalne czystki, pozbywając się wszystkich członków mogących zagrozić nowemu kierownictwu. Władzę z rąk zagranicznych dżihadystów przejęli Irakijczycy, głównie byli oficerowie służb.

IS zaczęło zmieniać metody działania, a iście średniowieczne okrucieństwo stało się znakiem rozpoznawczym organizacji. Mniej zwracano uwagę na gruntowną wewnętrzną przemianę, jaką Państwo Islamskie przeszło. Więcej na ten temat wiadomo z dokumentów, jakie w domu Hadżi Bakra w Tal Rifaat znaleźli syryjscy rebelianci, z których rąk Irakijczyk zginął w styczniu 2014 r. Część z nich opublikował ponad rok później „Der Spiegel”. Wynika z nich, że tworząc strukturę IS Hadżi Bakr wiernie kopiował rozwiązania stosowane przez wschodnioniemiecką Stasi. Także sposób funkcjonowania organizacji, opierający się przede wszystkim na wewnętrznej bezpiece, terrorze oraz nadzwyczaj aktywnej działalności wywiadowczej, przypominał rozwiązania sowieckie i komunistyczne. Wbrew przeważającej opinii, że Państwo Islamskie jest tworem przede wszystkim militarnym, więcej w nim służb specjalnych niż wojska. Wykorzystanie modelu sowieckiego sugeruje wpływ służb rosyjskich na proces przebudowy IS, choć może to być też jedynie skutek tego, że Hadżi Bakr, jako oficer elitarnej służby specjalnej, musiał mieć wiele do czynienia ze swymi rosyjskimi (wcześniej sowieckimi) odpowiednikami.

Jeśli nawet początkowo głównym celem „nowego” IS miała być walka z szyicką większością w Iraku i jej amerykańskim sojusznikiem (Hadżi Bakr był sunnickim irackim nacjonalistą, a nie islamskim fanatykiem), to wybuch wojny w sąsiedniej Syrii zmienił te plany. Dżihadyści przeszli granicę (Asad nie czynił im trudności) i centrum swej działalności uczynili wschodnią Syrię. Ich pojawienie się skomplikowało wojnę domową, na czym skorzystał reżim w Damaszku, a stracili rebelianci i Kurdowie. W 2013 r. prorosyjski reżim Asada zmierzał jednak nieuchronnie do upadku. W tymże roku al-Bagdadi przemianował organizację z ISI (Państwa Islamskiego Iraku) na ISIL, czyli Islamskie Państwo Iraku i Lewantu. Kolejnym krokiem było zerwanie z Al-Kaidą w lutym 2014 r. (konflikty z nowym liderem organizacji Ajmanem al-Zawahirim). Następnie ruszyła wielka ofensywa w Iraku, które dała ISIL ogromne zdobycze terytorialne. W ciągu pierwszej połowy 2014 roku dżihadyści zajęli zachodni Irak i duże obszary na jego północy z Mosulem na czele. Abu Bakr al-Bagdadi przyjął tytuł kalifa, zgłaszając pretensje sięgające daleko po Irak i Syrię – stąd powrót do starej nazwy (Państwo Islamskie) – już bez określania czy jest to struktura obejmująca Irak czy też Irak i Lewant. Pewne zmiany nastąpiły też wewnątrz organizacji.

Hadżi Bakr zginął w styczniu 2014 r. Po jego śmierci w IS osłabła „iracka frakcja oficerska”, priorytetem przestało zwycięstwo w Iraku, a w szeregach organizacji znów coraz więcej znaczyli przybysze spoza Bliskiego Wschodu. Przede wszystkim z Kaukazu – a spowodowała to świadoma działalność FSB.

Biuro podróży FSB

Podczas kampanii 2014 r. od Kurdów walczących z dżihadystami napływały informacje, jakoby na terenach IS widziano oficerów rosyjskich służb specjalnych. Potwierdzić tego nie sposób, a twardych dowodów nie ma. Wiadomo za to na pewno, że Rosjanie zinfiltrowali szeregi Państwa Islamskiego, sięgając nawet do jego władz, w inny sposób.

Pod koniec 2012 roku do Syrii masowo zaczęli przybywać ochotnicy z terenu Federacji Rosyjskiego, głównie rzecz jasna z Kaukazu Północnego. Wstępowali w szeregi islamistycznych organizacji walczących z reżimem Asada. Mogłoby się wydawać, że to proces groźny dla państwa rosyjskiego – przecież Moskwa od początku wojny wspierała Damaszek. Upadek tej władzy byłby dla rosyjskich wpływów w regionie katastrofą. Ale rola, jaką zaczęli odgrywać co niektórzy przybysze z Kaukazu w Syrii, udowadnia, że Rosja zyskała na tym nie tylko dlatego, że pozbywała się zbrojnych rebeliantów z własnego terytorium. Rosyjskojęzyczni dżihadyści zaczęli bowiem coraz liczniej przechodzić w szeregi Państwa Islamskiego. A wzmocnienie IS sprzyjało Asadowi.

Warto w tym miejscu przypomnieć wywiad, jakiego w czerwcu 2013 r. udzielił Radiu Swoboda Achmed Zakajew. Pytany o plotki na temat śmierci Doku Umarowa, odpowiedział, że według jego informacji Umarow żyje i został przerzucony przez Rosjan do Syrii. Po co? Żeby skompromitować walczącą z Asadem opozycję, przedstawiając ją jako terrorystów. Należy pamiętać, że wówczas Państwo Islamskie jeszcze nie odgrywało tak wielkiej roli. Umarow w Syrii miał zaś odegrać tę samą rolę, co w 2007 roku, gdy ogłosił powstanie Emiratu Kaukaskiego i wypowiedział wojnę USA, Wielkiej Brytanii i Izraelowi, z narodowej sprawy czeczeńskiej czyniąc kolejny front islamskiego terroryzmu. Zakajew nie mylił się – Umarow zginął dopiero kilka miesięcy później. Ale w Syrii się nie pojawił. Pojawiły się za to tysiące innych kaukaskich mudżahedinów, „wyeksportowanych” przez FSB.

Plotki, że rosyjskie służby zorganizowały cały proceder wysyłania bojowników z Kaukazu Północnego do Syrii pojawiły się przed igrzyskami olimpijskimi w Soczi w lutym 2014 r. W ten sposób mieli zwiększać bezpieczeństwo w regionie imprezy. W lipcu br. „Nowaja Gazieta” opublikowała wyniki swojego śledztwa w tej sprawie. Okazuje się, że FSB już w roku 2011 – a więc na początku wojny domowej w Syrii – zorganizowała bezpieczne trasy przerzutu rebeliantów z Kaukazu Północnego wiodące przez Turcję. Dziennikarka „Nowej Gaziety” przeprowadziła badania w jednej ze wsi w rejonie chasawjurckim w Dagestanie. Od 2011 r. z 2500 jej mieszkańców, 22 wyjechało do Syrii. Takich wsi są dziesiątki. Oficerowie FSB, czasem z pomocą pośredników i liderów lokalnych społeczności, zachęcali i pomagali dżihadystom opuszczać Rosję i jechać na Bliski Wschód. W wielu przypadkach dostarczali odpowiednie dokumenty i fundowali transport. Taka działalność ma dwa cele. Jeden to pozbycie się z kraju już aktywnych dżihadystów, a przy okazji oczywiście możliwość zdobycia dużej wiedzy na ich temat i próba ich zwerbowania. Drugi cel, to „produkcja” własnych dżihadystów (vide początki wahabizmu w ZSRS), którzy od początku są agentami służb i wyjeżdżają do Syrii, by realizować tam zadania FSB. Służba zaczęła więc szukać, najpierw tych, którzy studiowali za granicą Koran i którzy mogli szkolić się w islamistycznych obozach. Ale takiej listy rzecz jasna nie było. Tutaj przydał się Kadyrow ze swymi kontaktami w Czeczenii, ale też w czeczeńskiej diasporze, bardzo silnej choćby w Niemczech. Wielu kadyrowców to byli rebelianci, a wielkie znaczenie w tym narodzie górali mają klanowe powiązania, normalne więc jest zatarcie granic między lojalistą Moskwy a wrogim Rosji islamistą, co zasadniczo ułatwia werbunek. Duże znaczenie ma wykorzystywanie przez rosyjskie służby kaukaskiej diaspory i nawiązywanie kontaktów z islamistami za granicą. Na przykład według eksperta ds. służb specjalnych Andrieja Sołdatowa, rosyjski wywiad wykorzystał diasporę czerkieską w Syrii do prób nawiązania kontaktu z al-Zarqawim, założycielem Al-Kaidy w Iraku, pierwszego wcielenia ISIS.

Jeszcze w 2014 r. rosyjscy urzędnicy mówili, że Państwo Islamskie nie przedstawia zagrożenia dla Rosji. Ale już wiosną br. retoryka się zmieniła gwałtownie. Służby, te same, które zasilają Państwo Islamskie rekrutami, uznały IS za bardzo poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa FR. Według oficjalnych ocen wysokich rangą przedstawicieli FSB, w Syrii w szeregach IS walczy 2-2,4 tys. obywateli Rosji. Eksperci mówią zaś o dwukrotnie większej liczbie. Według danych FSB, po stronie Państwa Islamskiego walczy też ok. 3 tys. obywateli innych postsowieckich republik, głównie z Azji Centralnej, przy czym nie wolno zapominać o islamistach z obszaru b. Związku Sowieckiego, którzy walczą w Syrii z Asadem w innych niż IS organizacjach.

Większość rosyjskich obywateli walczących dziś po stronie Państwa Islamskiego – a są przybysze z Kaukazu uważani za najbitniejszą część oddziałów – początkowo działała w innych grupach. Jedną z największych i najbardziej odznaczonych w bojach z wojskami rządowymi była Jaish al-Muhajireen wal-Ansar (Armia Emigrantów i Zwolenników Allaha), uznająca zwierzchnictwo emira Kaukazu. Pod koniec 2013 r. jeden z dowódców formacji, Abu Dżihad (prawdziwe nazwisko Islam Seit-Umarowicz Atabijew) dokonał rozłamu i pociągając za sobą część towarzyszy przeszedł do IS, zyskując u zdradzonych bojowników, wciąż wiernych emirowi Kaukazu, przezwiska Abu Dżahili (Abu Ignorant) i Abu Kazzab (Abu Kłamca). Wraz z tym Karaczajem do IS przeszedł m.in. Czeczen Ahmad Czatajew. Półtora roku później u boku Abu Dżihada pojawił się Nadir Abu Chalid. Naprawdę nazywa się Nadir Medetow. Studiował na Uniwersytecie Islamskim w Medynie, był znanym wśród dagestańskich radykałów imamem. Został zatrzymany w Machaczkale w październiku 2014, podejrzany o posiadanie broni. Nie postawiono mu jednak żadnych zarzutów. Trafił do aresztu domowego. Nagle w maju 2015 r. pojawił się w Iraku na nagraniu wideo u boku Abu Dżihada. Jak jeden z najbardziej znanych radykalnych imamów zdołał wymknąć się z aresztu i wyjechać na Bliski Wschód? To pytanie do FSB. Trop rosyjskich służb pojawia się też w przypadku dwóch czeczeńskich komendantów, najbardziej znanych i wpływowych mudżahedinów z Kaukazu walczących w szeregach IS.

Abu Umar al-Sziszani jest przyjacielem Abu Dżihada, walczył z nim w Jaish al-Muhajireen wal-Ansar. Wtedy mówił, że przyjechał do Syrii na osobisty rozkaz Doku Umarowa. Naprawdę nazywa się Tarchan Batiraszwili i pochodzi z Wąwozu Pankisi, zamieszkanego przez Czeczenów rejonu Gruzji. Jeszcze w 2008 r. walczył w mundurze gruzińskiej armii z Rosjanami. Potem zaangażował się w partyzantkę na Północnym Kaukazie, wreszcie wyjechał do Syrii. Już wtedy krążyły o nim wśród Czeczenów plotki, że jest agentem rosyjskich służb. Jego przejście do IS tylko wzmocniło tę wersję. Abu Umar al-Sziszani wykazał się nieprzeciętnymi umiejętnościami wojskowymi i awansował na dowódcę oddziałów IS w Aleppo. Od lipca 2014 r. jest podobno głównym wojskowym dowódcą całego Państwa Islamskiego.

Czeczenem z Pankisi jest też Muslim Abu Walid al-Sziszani, czyli Murad Margoszwili. W Syrii, zanim złożył przysięgę wierności kalifowi al-Bagdadiemu, dowodził czeczeńskim oddziałem Junud al-Sham (Żołnierze Syrii). Walczył w Czeczenii już od 1995 r., m.in. w oddziałach dowódców związanych z rosyjskimi służbami, czyli Basajewa i Giełajewa. W 2003 r. wpadł w ręce Rosjan i został oskarżony o terroryzm i wielokrotne morderstwo. Nieoczekiwanie dostał tylko 2 lata więzienia. Nie wiadomo dlaczego zorganizowano mu ponowny proces, w którym został uniewinniony. Wrócił do podziemnej działalności, zakładając m.in. w 2008 r. salaficką organizację. W 2012 r., prawdopodobnie przy udziale FSB, trafił do Syrii.

Batiraszwili i Maroszwili znajdują się na liście terrorystów ściganych przez USA. Obaj pomagali też radykalizować diasporę czeczeńską na Zachodzie, zwłaszcza w Niemczech i Austrii. Wiele wskazuje na to, że obu zwerbowały służby rosyjskie. Pierwszego podczas jego pobytu w oddziale czeczeńskiego watażki związanego z GRU, Rusłana Giełajewa. Drugiego prawdopodobnie w więzieniu, z którego został nagle wypuszczony, mimo że sąd wcześniej udowodnił mi wielokrotne zabójstwa.

Nie można jednak zapominać, że wielu Czeczenów i innych obywateli zarówno Rosji, jak i innych republik postsowieckich, walczy w Syrii także we wrogich Państwu Islamskiemu oddziałach islamistycznych skupionych w luźnej koalicji Jaish al-Fatah (Armia Podboju), w której prym wiodą Front Nusra (filia Al-Kaidy) oraz Ahrar al-Sham.

Część z nich formalnie uznaje zwierzchność Emiratu Kaukaskiego (np. grupa Emirat Kaukaski w Lewancie), inne nie. Wśród nich też są agenci rosyjskich służb. Na przykład grupa Tawhid wal Jihod (Jannat Oshiklari) złożona jest z przybyszów z Uzbekistanu. Rosyjska propaganda jeszcze przed formalnym rozpoczęciem operacji wojskowej w Syrii, nawoływała do obrony prowincji Latakia przed dżihadystami z IS, wśród których, jak podkreślano, jest wielu weteranów wojen czeczeńskich, zaprzysięgłych wrogów Rosji. Tymczasem są to oddziały zupełnie nie związane z IS. Dowódcą Ajnad al-Kavkaz (Żołnierze Kaukazu) jest Abdul-Hakim al-Sziszani (Hamzat Ażijew), Czeczen z przedmieść Groznego. Przyjechał do Syrii przez Turcję, formalnie nie jest podporządkowany emirowi Kaukazu. Inna grupa walcząca w Latakii to Tarkhan’s Jamaat (Oddział Tarchana) dowodzona przez Czeczena Tarchana Ismaiłowicza Gazijewa.

Nadzwyczaj wygodny wróg

Władimir Putin od początku swoich rządów czerpie polityczne zyski z zamachów terrorystycznych. Poczynając od serii ataków na bloki mieszkalne w 1999 r. i rajdu Szamila Basajewa na Dagestan (pretekst do inwazji na Czeczenię) po zamachy w Paryżu w styczniu br. (odwróciły uwagę od serii ataków w Donbasie, które spowodowały bardzo dużą liczbę ofiar wśród cywilów). Jak słusznie zauważył w czerwcu tego roku rosyjski niezależny komentator Andriej Piontkowski, „akty terrorystyczne zawsze działają na korzyść Kremla”. Nic tak bardzo nie potwierdza tej tezy, jak ostatnie wydarzenia w Syrii.

Uderza asymetryczność w terrorze szerzonym przez IS. Dżihadyści atakują niemal na całym Bliskim Wschodzie i w zachodniej Europie, na Kaukazie Północnym zaś tego nie robią – choć teoretycznie tutaj właśnie byłoby to łatwiejsze. IS w ogóle nie prowadzi wrogiej zbrojnej działalności przeciwko Rosji, choć wydaje się logiczne, że Moskwa powinna być jednym z głównych celów z powodu dużej roli, jaką w Państwie Islamskim odgrywają islamiści z Kaukazu Północnego – przedstawiani przecież nawet przez rosyjską propagandę jako zaprzysięgli wrogowie i ogromne zagrożenie. Polityka IS na terytorium byłego ZSRS jest więc dla Kremla bardzo wygodna. Brak aktywności IS widać też w Azji Centralnej, gdzie przecież tradycja islamistycznego podziemia zbrojnego jest tak długa, jak niepodległość miejscowych republik postsowieckich (zwłaszcza Tadżykistanu i Uzbekistanu).
Wojna w Syrii i „eksport” islamistów z Kaukazu przyczyniły się do znaczącego spadku intensywności starć sił federalnych z rebeliantami kaukaskimi. Pogłębienie się konfliktów wewnątrz podziemia zbrojnego jest na rękę władzom rosyjskim. Rebelia nie wykazuje większej aktywności zbrojnej m.in. dlatego, że z powodu wojny w Syrii ma poważne problemy finansowe i kadrowe (wyjazd ochotników do Syrii). Rzekome zagrożenie ze strony IS Moskwa wykorzystuje do zwiększenia wpływów – pod płaszczykiem wzmocnienia współpracy antyterrorystycznej – nad krajami Kaukazu Południowego i Azji Centralnej.

W samej Syrii istnienie IS jest na rękę Moskwie, gdyż zmusza USA i koalicję do walki na dwa fronty: z jednej strony z dżihadystami, z drugiej (pośrednio) z Asadem. Pod pretekstem walki z Państwem Islamskim Rosja realizuje jednak cele wykraczające daleko za granice Bliskiego Wschodu, a uratowanie reżimu Asada jest tylko jednym z celów Kremla. Jeśli trzeba byłoby wskazać, kto najbardziej zyskał na powstaniu Państwa Islamskiego i jego ekspansji, to krajem tym byłaby bez wątpienia Rosja. Mamy tu do czynienia z klasyczną strategią rosyjskich służb specjalnych. Najpierw tworzą lub współtworzą one problem, by następnie zaoferować swą pomoc w jego rozwiązaniu. Oczywiście za konkretne korzyści.

Tak jak miało to już miejsce w 2001 r., dziś – ponowienie – islamski terroryzm odciąga uwagę Zachodu od agresywnych poczynań Rosji w innych miejscach świata. Schemat jest ten sam: W. Putin zgłasza akces od antyterrorystycznej koalicji, w zamian Zachód ma przymknąć oczy na jego politykę. Moskwa daje do zrozumienia, że byłaby cennym sojusznikiem w walce z dżihadystami, bo posiada ogromną wiedzę wywiadowczą na temat Państwa Islamskiego. Po pierwsze, dzięki współpracy z Asadem i obecności w Syrii struktur GRU. Po drugie, dzięki infiltracji mieszkańców Kaukazu Północnego i Azji Centralnej, którzy pojechali wojować do Syrii.

Moskwa stara się uchodzić w oczach Zachodu za niezbędnego partnera w walce z międzynarodowym terroryzmem. Przekaz kierowany na Zachód sugeruje, że z Moskwą należy współpracować i wypracowywać kompromisy na innych, kluczowych dla Rosji kierunkach. Wniosek zaś z tego jest taki, że Kreml – o ile nie uzyska daleko idących ustępstw ze strony Zachodu – uczyni wszystko, aby wojna w Syrii i Iraku trwała jak najdłużej. Łatwo domyśleć się, że wspomniane ustępstwa musiałyby dotyczyć w głównej mierze Ukrainy i kształtu europejskiej architektury bezpieczeństwa. Tak długo, jak Kreml nie uzyska ustępstw Zachodu w tym zakresie, Rosja nie będzie zainteresowana porażką Państwa Islamskiego, a celem nalotów dalej będzie umiarkowana opozycja antyasadowska. Teorii o tym, kto stworzył Państwo Islamskie jest oczywiście tyle, ilu graczy na Bliskim Wschodzie. Druga strona woli mówić, że to dzieło sunnickich monarchii Zatoki Perskiej i USA. Do tej pory korzyści z istnienia IS miała jednak głównie Moskwa. Moskwa najintensywniej też dąży do gry w pokera, w której jedną z kart będzie likwidacja IS. Moskwa może – we współpracy z naszymi sojusznikami z UE i NATO zabić wirusa, którego stworzyła lub pomogła stworzyć. Grunt, by przy tej okazja nie stała się sojusznikiem Zachodu.