Zgodnie z deklaracjami rosyjskich polityków i wojskowych w Obwodzie Kaliningradzkim mają się pojawić kolejne, różnego rodzaje baterie rakietowe systemów „Bastion”, „Iskander” oraz S-400. Nie zmienia to jednak diametralnie sytuacji wojskowej w Europie (te rakiety i tak by się tam pojawiły przed planowanym przez Rosję ewentualnym konfliktem), natomiast daje czas i bodziec krajom zachodnim na polityczne i militarne przygotowanie się na to zagrożenie.

Co rzeczywiście grozi nam z obszaru Obwodu Kaliningradzkiego?

Możliwość pojawienia się rakietowego wzmocnienia za naszą północną granicą nie powinna nikogo dziwić tym bardziej, że Rosjanie wielokrotnie trenowali przerzut swoich systemów rakietowych (w tym Iskanderów) do Obwodu Kaliningradzkiego – często specjalnie pozwalając sfotografować pojawiające się tam nowe wyrzutnie. Systemy te później wracały do wnętrza Rosji, ponownie się pojawiały, wracały - i nigdy władze Kremla nie wyjaśniały, czy tak się dzieje tylko na okres ćwiczeń, czy też na stałe. Tym trudniej jest zrozumieć obecne zaskoczenie.

Na pewno więc trzeba uwzględnić możliwość użycia przez Rosjan z terenów sąsiadujących z NATO broni ofensywnej „ziemia- ziemia”. Analizy i doświadczenia wskazują, że z Obwodu Kaliningradzkiego mogą zostać wystrzelone w różnych kierunkach przede wszystkim:

1) rakiety Oniks (z systemu „Bastion”) o zasięgu około 450 km;
2) lądowe rakiety balistyczne systemu „Iskander-M” o oficjalnym zasięgu 500 km (nieoficjalnie nawet do 700 km);
3) okrętowe rakiety manewrujące 3M14 systemu Kalibr o zasięgu 2500 km, które mogą być odpalana z lądowych, mobilnych wyrzutni systemu „Iskander-K”;
4) rakiety balistyczne systemu OTR-21 „Toczka” o zasięgu 120 km;
5) rakiety ognia salwowego BM-30 „Smiercz” o zasięgu do 90 km.

Rosjanie mają więc środki by zaatakować cele blisko ich granic – do około 120 km (system „Toczka” i „Smiercz”), które można dodatkowo wspomóc samobieżnymi systemami artyleryjskim MSTA –S i nowymi – typu Koalicja SW kalibru 152 mm o zasięgu około 40 km.

W przypadku celów leżących w głębi Europy (do odległości około 500 km) trzeba się liczyć z zagrożeniami trzech rodzajów: z atakiem rakiet lecących torem balistycznym (Iskander-M), lub manewrujących na niskich i średnich wysokościach („Iskander-K i „Bastion”). W tym drugim przypadku sytuacja jest o tyle skomplikowana, że pociski 3M14 lecą dalej, ale z prędkością poddźwiękową, natomiast Oniksy atakują bliżej za to z prędkością ponaddźwiękową (ponad 2 Mach).

Z formalnego punktu widzenia są to oczywiście rakiety przeciwokrętowe (z głowicą radiolokacyjną), jednak Rosjanie pokazali w Syrii, że można w nich zainstalować system naprowadzania satelitarnego i wykorzystać je do atakowania celów lądowych. Jest to kosztowne ponieważ specjalistyczne pociski przeciwokrętowe są obecnie droższe od manewrujących, ale ze względu na prędkość ponaddźwiękową znacząco utrudnią obronę przy zmasowanym i skoordynowanym ataku.

Rosjanie już bowiem pokazali, że mogą tak wystrzelić rakiety, by atak na dany cel był prowadzony jednocześnie z różnych kierunków, na różnych wysokościach i z różnymi prędkościami. Pomaga w tym udowodniona niedawno możliwość wykorzystania punktów kierowania systemu „Iskander” np. do naprowadzania rakiet z wyrzutni systemu „Bastion” i odwrotnie. Rosjanie udowodnili to w czasie ostatniego strzelania przeprowadzonego na Krymie, gdy pociski P-35 ze starego, stacjonarnego systemu „Utjos” były naprowadzane przez punkt dowodzenia i kierowania system „Bastion”.

Podobny elastyczny sposób dowodzenia dotyczy kierowania obroną przeciwlotniczą. Rosjanie mają już bowiem możliwość naprowadzania rakiet systemu S-300 z punktu kierowania systemu S-400, a więc uzyskali możliwość wyboru najbardziej odpowiedniego do sytuacji środka rażenia. Poszczególne wyrzutnie zestawów mają wiec różne pociski, których użycie zależy tylko od typu pojawiającego się zagrożenia.

Jaki powinien być odzew na nowe plany Putina?

Plany Kremla odnośnie Obwodu Kaliningradzkiego powinny automatycznie zmodyfikować lub przynajmniej utrzymać podejście do działań podejmowanych przez rosyjskie władze. Nie powinno się jednak wchodzić w klincz, w którym każda ze stron wykonuje ruch w odpowiedzi na ruch przeciwnika i nie chce się, ani zatrzymać, ani cofnąć do tyłu (dając szanse przeciwnikowi na zrobienie tego samego). Bo tego właśnie chcieliby Rosjanie dostając kolejny argument na straszenie Zachodem swojego społeczeństwa.

CZYTAJ DALEJ NA: DEFENCE24.PL