Sprzeczności między Chinami a Rosją są na tyle słabe, że oba kraje nie postrzegają się obecnie jako konkurenci. Jednakże owe różnice interesów uniemożliwiają trwały i silny sojusz Pekinu i Moskwy oraz wymuszają budowę nowego modelu „układu wielkich państw”. Głównym czynnikiem zbliżającym Rosję i Chiny jest rywalizacja tych państw ze Stanami Zjednoczonymi. Istotna jest jednak różnica w charakterze tej rywalizacji. W przypadku Rosji mówimy głównie o płaszczyźnie polityczno-militarnej, w przypadku Chin – o gospodarce, a przede wszystkim handlu. Ta różnica jest długofalowo czynnikiem wpływającym na współpracę Pekinu z Moskwą.

Nieporównanie słabsza niż w epoce sowieckiej Rosja zaakceptowała nową rolę Chin w świecie i gotowa jest pogodzić się z rolą młodszego partnera. To specyficzny alians – spójny na poziomie globalnym, konkurujący na poziomie regionalnym. Putin poświęca długoterminową pozycję swego kraju dla uzyskania bieżących i krótkoterminowych korzyści dla swego reżimu. W efekcie Rosji grozi rola energetycznej przystawki Chin.

Od co najmniej pięciu lat to Rosji bardziej zależało na zacieśnianiu współpracy z Chinami. Jednak Pekin podchodził z dystansem do prób instytucjonalizacji tego układu. W ostatnich miesiącach Chińczycy bardziej zaangażowali się w relacje z Rosją tylko dlatego, że toczą wojnę handlową z USA, a do tego narasta napięcie na akwenach sąsiadujących z ChRL. Odprężenie w relacjach Pekin-Waszyngton automatycznie zaowocuje ochłodzeniem stosunku Chin do sojuszniczych aspiracji Kremla.

Stroną dążącą w zdecydowanie większym stopniu do zacieśniania współpracy czy wręcz budowy sojuszu rosyjskiego-chińskiego jest Moskwa. Słabnąca Federacja Rosyjska w układzie z Państwem Środka szuka recepty na globalną dominację Stanów Zjednoczonych, która, zdaniem obecnych władz na Kremlu, stanowi główne źródło rosyjskich problemów, zarówno politycznych, militarnych jak i ekonomicznych. Rosja zaczęła głośno mówić o budowie układu Moskwa-Pekin w momencie, gdy stało się jasne, że polityka resetu w relacjach z USA dobiegła końca. Do tego Władimir Putin poniósł dotkliwą porażkę w Libii (interwencja NATO, upadek reżimu Kadafiego), syryjska „arabska wiosna” przekształciła się w wojnę domową, zaś na ulice Moskwy i Sankt Petersburga wyszły zimą z 2011/2012 roku tłumy przeciwników władzy niewidziane od początku rządów Putina. Ówczesny premier oskarżył USA o próbę wywołania „kolorowej rewolucji” w Rosji i niemal jednocześnie, na łamach jednej z gazet, jako kandydat na prezydenta, napisał w lutym 2012 roku, „że wzrost ekonomiczny Chin nie jest zagrożeniem, lecz wyzwaniem, które niesie ze sobą kolosalny potencjał dla współpracy biznesowej, jest szansą, by skierować chiński wiatr w żagle naszej gospodarki”. Zaraz po powrocie na Kreml Putin pierwszą swą wizytę zagraniczną złożył w Pekinie. To był symboliczny początek zwrotu ku Chinom w polityce rosyjskiej. Tyle że Pekin wcale nie spieszył się do zacieśniania współpracy z Rosjanami. W Waszyngtonie wciąż rządził Barack Obama, a Chinom odpowiadała jego polityka i możliwości ekonomicznej ekspansji w Ameryce. Gdy na dodatek w 2014 roku doszło do załamania relacji między Rosją a Zachodem, Chińczycy stali się jeszcze ostrożniejsi w relacjach z Moskwą. W marcu 2015 roku przewodniczący rosyjskiej Rady Polityki Zagranicznej i Obronnej, bliski Kremlowi Fiodor Łukjanow napisał dla niemieckiego „Die Welt” artykuł pod znamiennym tytułem „Jeśli Rosjanie i Chińczycy pomaszerują razem”. Ten wpływowy politolog zarysował obraz ścisłego sojuszu rosyjsko-chińskiego w obszarze gospodarki, polityki i bezpieczeństwa. Do realizacji tej wizji, wyraźnie bardzo pożądanej przez Władimira Putina, wciąż daleko, ale w ostatnim czasie – należy przyznać – Rosja i Chiny są prawdopodobnie najbliżej od lat 50. ubiegłego wieku.

Xi w Moskwie. „Strategiczne partnerstwo”

Na początku czerwca prezydent ChRL złożył w Rosji wizytę państwową najwyższego szczebla. To była już ósma podróż Xi Jinpinga do sąsiedniego państwa od kiedy objął stanowisko w 2012 roku. Ale o dobrych relacjach osobistych Xi z Putinem bardziej świadczy fakt, że w ciągu ostatnich sześciu lat przywódcy ci spotkali się w sumie już blisko 30 razy. Jednak to nie dlatego chiński gość nazwał gospodarza „bliskim przyjacielem” – po raz pierwszy od bardzo dawna, Pekinowi zależało na tym spotkaniu równie mocno, jak Moskwie.

W rozmowach delegacji uczestniczyli wicepremierzy Rosji, szefowie ministerstw i największych koncernów. Podobnie było po stronie chińskiej. Doradca Putina ds. polityki zagranicznej Jurij Uszakow informował przed wizytą, że w Rosji firmy chińskie biorą udział w realizacji około 30 projektów inwestycyjnych o łącznej wartości około 22 mld dolarów, a wartość wymiany handlowej wzrosła w 2018 roku o 25 proc. osiągając 108 mld dolarów. Czerwcowy szczyt z tak dużym naciskiem na gospodarkę miał pogłębić współpracę krajów w sektorach energetyki, lotnictwa i łączności, a także otworzyć pole do współpracy w nowych dziedzinach, takich jak rolnictwo, finanse, technologie i e-handel. Podpisano łącznie około 30 umów. Chyba najwięcej mówiło się o umowie rosyjskiego telekomu MTS z chińskim koncernem Huawei odnośnie rozwoju sieci 5G w Rosji. Ale w Moskwie powinni sobie zdawać sprawę, że taki prezent w dziedzinie nowych technologii dostali od Chin tylko dlatego, że Huawei jest w głębokiej defensywie na światowych rynkach, a USA wręcz poszły na wojnę z tym gigantem telekomunikacyjnym. Uwagę zwraca też podpisanie przez chińskiego giganta sprzedaży internetowej Alibaba umowy z Rosjanami ws. powstania wspólnego przedsiębiorstwa e-handlowego pod nazwą AliExpress Russia. Ze strony rosyjskiej udziałowcami są telekom Megofon, grupa internetowa Mail.ru oraz państwowy fundusz inwestycyjny RDIF. Inna umowa warta uwagi to porozumienie rosyjskiej prywatnej spółki Novatek oraz Gazprombanku z chińską Sinopec ws. sprzedaży gazu do Chin. Rosyjski minister rozwoju gospodarczego Maksym Oreszkin i chiński minister nauki i technologii Wang Zhigang podpisali też umowę ws. powołania funduszu badań i innowacji technologicznych wartego ok. 1 mld dolarów. Będzie on finansowany przez rosyjski fundusz inwestycyjny RDIF oraz Chińską Korporację Inwestycji.

Wszystkie te porozumienia były możliwe tylko dzięki politycznej decyzji Pekinu, który prowadzi wojnę handlową z USA. Generalnie bowiem chińscy przedsiębiorcy i państwowe spółki dość powściągliwie podchodzą do inwestowania w Rosji, szczególnie w jej sektor finansowy – co ma oczywiście związek z sankcjami. Chcąc zamaskować te niedostatki, Putin wystąpił przeciwko dominacji dolara USA jako światowej waluty, a nacisk amerykański na Huawei nazwał „pierwszą technologiczną wojną epoki cyfrowej”. W tym samym czasie na Wschodniochińskim Morzu rosyjski niszczyciel Admirał Winogradow niebezpiecznie przeciął kurs amerykańskiemu krążownikowi USS Chancellorsville, a rząd rosyjski złożył protest, próbując winę za incydent zrzucić na Amerykanów. W ten sposób Moskwa zaakcentowała antyamerykański charakter zbliżenia z Chinami. Najważniejszym bowiem, decydującym czynnikiem zbliżającym obecnie Chiny i Rosję jest wspólny przeciwnik: USA. Najpierw popsuły się relacje amerykańsko-rosyjskie, po agresji Moskwy na Ukrainę w 2014 roku. Z kolei pojawienie się Donalda Trumpa w Białym Domu zaostrzyło ekonomiczną (głównie, choć nie tylko) rywalizację Ameryki z Państwem Środka. Jak zapewnił Putin, „strategiczne partnerstwo” Moskwy i Pekinu osiągnęło „bezprecedensowo wysoki poziom”. Xi Jinping, mówiąc o stabilnym rozwoju stosunków chińsko-rosyjskich podkreślił, że obie strony „twardo wzajemnie się popierają i bronią swoich żywotnych interesów”. Jak powiedział Putin po spotkaniu z Xi na Kremlu, stanowiska Rosji i Chin w najważniejszych kwestiach międzynarodowych są zbieżne. Na przykład Putin podkreślał, że Moskwa i Pekin mają podobne poglądy np. na wycofanie się USA z INF. Tak się składa, że w niemal wszystkich tych najważniejszych kwestiach Rosja i Chiny są po innej stronie barykady, niż USA.

Jeszcze (?) nie sojusz

Współpraca Federacji Rosyjskiej i Chińskiej Republiki Ludowej jest dziś najbardziej intensywna od kiedy w 2001 roku oba państwa podpisały traktat o przyjaźni. Reżim Putina nigdy nie widział w Chinach wroga, ale bardzo długo priorytetem dla Moskwy, odziedziczonym jeszcze po erze jelcynowskiej, była współpraca z Zachodem, a na pewno z Europą. Sytuacja zmieniła się, gdy Putin zmienił kurs swej polityki na konfrontacyjny w relacjach z Zachodem, a jednocześnie USA dostrzegły niebezpieczeństwo w szybko rosnącym potencjale Chin, już nie tylko ekonomicznym. Putin ogłosił „azjatycki pivot” wraz z początkiem swej trzeciej kadencji na Kremlu, ale narrację o „uprzywilejowanym partnerstwie strategicznym” z Pekinem Rosja promuje aktywnie od 2014 roku. Realna współpraca nabrała tempa wraz z zawarciem wielkiej umowy gazowej. Do tego gwałtownie pogorszyły się relacje Rosji z Zachodem po agresji na Ukrainę. Chiny stały się priorytetem dla Moskwy, Pekin z kolei formułuje euroazjatycką strategię, której kluczowym elementem jest Rosja. Oprócz dostępu do tanich dostaw energii, bliskie więzi z zachodnim słabszym sąsiadem dają Chinom możliwość rozwoju ich inwestycji i politycznych wpływów w regionie. Przede wszystkim zaś wzmacniają je wobec USA. Moskwa jest coraz bliższa stanowiska Pekinu także w kwestiach regionalnego bezpieczeństwa. Aspekt bezpieczeństwa staje się coraz mocniejszy, bo dotąd oprócz wspólnej krytyki USA i współpracy energetycznej, nie było to szczególnie istotne.

Rosyjska inwazja na Ukrainę i aneksja Krymu naruszyły dwie ważne dla ChRL zasady polityki zagranicznej: nie mieszanie się w wewnętrzne sprawy innych państw oraz zwalczanie wszelkiego separatyzmu. Ale nad tym Pekin przeszedł do porządku dziennego, bo konflikt Rosji z Zachodem był mu na rękę. Odciągał uwagę USA od Pacyfiku i wpychał Rosję w objęcia Państwa Środka. Xi Jinping chce mieć sojusznika na kontynentalnym zapleczu wobec wzrostu napięcia na wschodzie Azji – gdzie terytorialne pretensje Pekinu skłoniły kraje tego regionu do szukania pomocy w USA. W tych sporach Moskwa opowiedziała się po stronie Chin, choć na wzajemność liczyć nie może – choćby w sprawie Krymu i Ukrainy. Podczas szczytu G-20 w Hangzhou we wrześniu 2016 prezydent Rosji opowiedział się po stronie Chin w kluczowych dla Pekinu sporach azjatyckich. Władimir Putin otwarcie i jednoznacznie poparł stanowisko Pekinu ws. Morza Południowochińskiego. Poparł roszczenia terytorialne, żądanie trzymania się z dala od tego morza USA oraz odrzucenie orzeczenia trybunału międzynarodowego. Jeszcze nigdy przedstawiciel Rosji tak zdecydowanie nie poparł stanowiska Chin przeciwko państwom ASEAN (m.in. Wietnam, któremu Rosja dostarcza uzbrojenie) i USA.

Co więcej, w tym samym miesiącu w pobliżu prowincji Guangdong odbyły się ćwiczenia chińskiej i rosyjskiej floty wojennej. Brały w nich udział okręty nawodne i podwodne, samoloty i śmigłowce. Oba kraje przećwiczyły m.in. desant, a także zajmowanie i obronę wysp. To była największa do tej pory tego typu operacja morska Chin i Rosji, potwierdzenie zacieśniania militarnej współpracy obu państw. Niedługo po tym, jak chiński rząd odrzucił orzeczenia międzynarodowego trybunału w sporze z Filipinami, roszcząc sobie prawa do ok. 85 proc. obszaru tego akwenu. Obecność rosyjskich okrętów na spornym terenie była demonstracją stanowiska Kremla w tej sprawie. W lipcu 2017 roku Chiny i Rosja przeprowadziły wspólne ćwiczenia – pierwszy raz w historii – na Bałtyku.

Niecałe dwa lata później, w opublikowanej w styczniu 2019 roku ocenie światowych zagrożeń zdaniem amerykańskiej wspólnoty wywiadowczej, Dyrektor Narodowego Wywiadu USA Dan Coats zauważył, że „Rosja i Chiny zbliżyły się do siebie bardziej, niż w jakimkolwiek momencie od połowy lat pięćdziesiątych”. Już w listopadzie 2014 roku Rosja otwarcie zaproponowała Chinom militarny sojusz (minister Siergiej Szojgu i jego zastępca Anatolij Antonow mówili o wspólnej walce z terroryzmem i „kolorowymi rewolucjami”). Zbliżenie na płaszczyźnie bezpieczeństwa nie byłoby jednak możliwe, gdyby nie to, że koncepcja takiej osi ostatnio pada na coraz podatniejszy grunt po stronie chińskiej, gdyż polityka zagraniczna ChRL staje się coraz bardziej ekspansywna i globalna. Mimo wszystko jednak, aspekt militarny partnerstwa rosyjsko-chińskiego, w porównaniu z aspektami dyplomatycznym i ekonomicznym, wciąż jest na tyle słaby, że nie można mówić o sojuszu Rosja-ChRL. Nie należy przeceniać udziału chińskich sił zbrojnych w ćwiczeniach Wostok-2018. Podczas gdy Rosja wystawiła na nie nawet kilkaset tysięcy wojska i około tysiąca samolotów, Chiny zapewniły 3200 żołnierzy i sześć samolotów. Dużo propagandowego zamieszania było też wokół sprzedaży Chinom najnowszej wersji rakietowego systemu obrony powietrznej S-400. Tyle że Turcja, Indie (tradycyjny wróg Chin), Katar czy Arabia Saudyjska już czekają w kolejce po tę broń. To prawda, że Chiny jako pierwsze kupiły najbardziej zaawansowany rosyjski samolot bojowy Su-35. Ale nie będą jedyne. Indonezja zakontraktowała 11 maszyn, Egipt kupił jeszcze więcej, a Indie myślą o zakupie 114 takich samolotów. Skoro mowa o współpracy zbrojeniowej, to okazuje się, że np. w latach 2013-2017 dużo większym klientem rosyjskiej zbrojeniówki były Indie (35 proc. eksportu rosyjskiej broni), a nie Chiny (12 proc.). Po zakupie S-400 i Su-35 nie słychać jakoś o kolejnych znaczących kontraktach zbrojeniowych Rosji i Chin.

Warto wspomnieć, że oba państwa od dawna ściśle współpracują na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ. W takich kwestiach, jak np. atomowy program Korei Północnej wiodącą rolę ma Pekin, a np. w kwestii syryjskiej – Moskwa. Chiny i Rosja są zgodne w sprawie programu atomowego Iranu. Krytykują decyzję USA o wycofaniu się z umowy z Teheranem i nałożeniu poważnych sankcji na Iran. Jeszcze pod koniec 2013 r., gdy w Moskwie gościła delegacja chińska, wiceminister spraw zagranicznych Cheng Guoping stwierdził, że jeśli chodzi o politykę wobec Syrii i Korei Północnej, Rosja i ChRL „zgadzają się w stu procentach.”. Podobną zgodność widać także w innych zapalnych punktach świata, od Birmy i Iranu po Wenezuelę i Kubę. Oś Pekin-Moskwa stała się centrum konstelacji geopolitycznej, wokół którego gromadzą się krwawe dyktatury, totalitarne reżimy i skorumpowane satrapie. Iran, Syria, Korea Północna, Myanmar, Zimbabwe, Sudan, Wenezuela, Kuba, Nikaragua – wszystkie one mogą liczyć na dyplomatyczną pomoc Moskwy i Pekinu. Rosja jest głównym źródłem uzbrojenia, zaś Chiny hojnym kredytodawcą, inwestorem i odbiorcą surowców.

Surowcowa przystawka

Dla Chin jednak najważniejszy jest w relacjach z Rosją aspekt gospodarczy. Chodzi w pierwszej kolejności o dostęp – łatwy, bo tuż za granicą – do zasobów surowców energetycznych. Rosja zwiększa eksport ropy naftowej do Chin, po uruchomieniu gazociągu Siła Syberii poważnie wzrośnie też eksport gazu. Jednak w ostatnim czasie obie strony starają się współpracę gospodarczą przedstawiać jako bardziej zdywersyfikowaną. Moskwie zależy na chińskich inwestycjach i zastrzyku kapitału, zaś Pekin w ten sposób usiłuje przekonywać, że ma alternatywy dla rynku amerykańskiego – w apogeum wojny handlowej z USA. W efekcie tegoroczne Międzynarodowe Forum Ekonomiczne w Sankt Petersburgu, zwykle służące przyciąganiu zachodnich inwestycji, tym razem było reklamą przyjaznych relacji oraz coraz silniejszych więzi Rosji z Chinami. Xi Jinping był gościem honorowym imprezy – przyjeżdżając prosto z Moskwy z długich rozmów z Putinem.

Mowa już była o podpisanych podczas trzydniowej wizyty Xi w Rosji dwustronnych umowach gospodarczych, ale generalnie to Moskwie bardziej zależy na ekonomicznych powiązaniach z Państwem Środka – jako przeciwwadze dla zachodniej dominacji na globalnych rynkach, choćby walutowych. Stąd rosyjski bank centralny potroił (do 15 proc.) rezerwy walutowe w juanach, a w dwustronnych transakcjach Rosjanie i Chińczycy coraz częściej wolą rozliczać się w innej walucie niż amerykański dolar. Jak bardzo Kremlowi zależy na zbliżeniu z Pekinem niech świadczy zmiana stanowiska w sprawie chińskiej Inicjatywy Pasa i Drogi. Wcześniej w Rosji postrzegano ten projekt nawet jako konkurencję dla zdominowanej przez Moskwę Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej (EaWG). Jednak w kwietniu 2019 prezydent Putin w Pekinie poparł chińską Inicjatywę Pasa i Szlaku, mimo obaw części polityków w Moskwie, że przedsięwzięcie to ograniczy rosyjskie wpływy na kontynencie.

To doradca Putina, Uszakow podkreślał, jak duży wzrost wymiana handlowa Rosji i Chin osiągnęła w 2018 roku. Faktem jest ciągły, z roku na rok, wzrost jej wartości. Obroty handlowe Rosji z ChRL w 2012 roku, jak i w 2013 roku, wyniosły 89 mld dolarów. W 2014 r. sięgnęły 95 mld dolarów – czyli sześć razy więcej niż w 2003 r. Chiny zajęły też drugie miejsce na liście największych źródeł zewnętrznego finansowania realnych sektorów rosyjskiej gospodarki (13,6 mld dolarów). Jeszcze w maju 2015 Moskwa i Pekin ogłosiły, że obroty handlowe między nimi wzrosną do 100 mld dolarów w 2015 roku i do 200 mld dolarów w 2020 roku. Już wiadomo, że to były zbyt optymistyczne prognozy, bo w 2015 roku nastąpiło załamanie, a potem dopiero powolny wzrost. W 2016 roku wartość wymiany wyniosła 70 mld dolarów, zaś w 2017 roku 84 mld. W 2018 roku obroty wyniosły już 108 mld dolarów. Fundament sojuszu Moskwy z Pekinem? Niekoniecznie. W tym samym roku wymiana handlowa Chin z Wietnamem, z którym Pekin nie ma z pewnością tak dobrych relacji, jak z Moskwą, była warta 148 mld dolarów. Zresztą wzrost wartości wymiany handlowej Rosji z ChRL w 2018 roku i tak wynikał głównie z silnego wzrostu importu ropy rosyjskiej przez Chiny, co z kolei wynika z konieczności szukania przez Pekin alternatywy dla ropy irańskiej. Chiny są największym partnerem handlowym Rosji, za to Rosja zajmuje dopiero 10. miejsce na chińskiej liście partnerów (liderem są USA). Ponad 75 proc. eksportu rosyjskiego do ChRL to surowce, szczególnie ropa naftowa, drzewo i węgiel. Z kolei eksport chiński do Rosji to w 45 proc. dobra konsumpcyjne i w 38 proc. elektronika i maszyny. Uruchomienie Siły Syberii jedynie pogłębi tę różnicę w strukturze wymiany handlowej. Sytuacja coraz mocniej przypomina relację metropolia-kolonia. A metropolie raczej nie wchodzą w sojusz z koloniami, no chyba, że na zasadzie ogromnej dysproporcji w statusie stron takiego układu.

Jak wygląda rozwój współpracy gospodarczej po słynnym zwrocie Rosji ku Chinom w 2014 roku? W latach 2014-2018 Chiny bezpośrednio zainwestowały nie więcej niż 24 mld dolarów w rosyjską gospodarkę. W tym samym czasie Państwo Środka zainwestowało 148 mld dolarów w Afryce subsaharyjskiej (w Nigerii – 31 mld dolarów) i 88 mld dolarów w Ameryce Południowej (34 mld dolarów w samej tylko Brazylii). Z mnóstwa wspólnych projektów, które Rosja omawiała z Chinami w ciągu ostatnich 15 lat, jedynie garstkę udało się zrealizować. To przede wszystkim średniej wielkości ropociąg, na który w ramach przedpłaty Pekin dał Rosnieftowi i Transnieftowi 25 mld dolarów. Chiński Sinopec uzyskał kilka złóż naftowych nad Wołgą, CIC ma udziały w największym na świecie producencie nawozów sztucznych Uralkalij. W 2009 roku Hu Jintao i Dmitrij Miedwiediew podpisali Program Współpracy 2009-2018 dotyczący rosyjskiej wschodniej Syberii i Dalekiego Wschodu oraz chińskiego Północnego Wschodu. Inicjatywa zawierała 91 wspólnych projektów inwestycyjnych. Po sześciu latach Chiny sfinansowały tylko 11 z nich, reszta trafiła do zamrażarki. Fiaskiem zakończył się też plan zakupu przez spółkę CEFC China Energy 14 proc. udziałów w Rosniefcie. Doskonale zdając sobie sprawę ze swej silniejszej pozycji, Chińczycy nie spieszą się z angażowaniem we współpracę gospodarczą. Są zainteresowani wejściem na rynek rosyjski, ale tylko w określonych sektorach i na własnych warunkach. Chińczycy widzą coraz gorszą sytuację gospodarki sąsiada i brak jakiejkolwiek antykryzysowej strategii Kremla. W sierpniu 2015 wysoki urzędnik chińskiego ministerstwa handlu Ling Ji przyznał, że spadek cen ropy i chwiejność rosyjskiej waluty tworzą dodatkowe ryzyko dla współpracy rosyjsko-chińskiej. W Pekinie doskonale zdają sobie sprawę, że Rosja wobec niskich cen ropy i izolacji ze strony Zachodu bardzo potrzebuje inwestycji i finansowania. Dlatego to Państwo Środka dyktuje warunki. Chiński rząd obiecał zainwestować 25 mld dolarów w Siłę Syberii, projekt, który kosztuje Rosję 55 mld dolarów. Dla Pekinu ten gazociąg (planowana przepustowość 38 mld m3 rocznie) to tylko element dywersyfikacji importu surowców energetycznych. Chiny kupują gaz z Australii, Kataru i Turkmenistanu.

Pod względem gospodarczym relacje obu krajów są dalekie od równorzędnych. Chińska gospodarka jest ośmiokrotnie większa od rosyjskiej i szybciej się rozwija. Według danych Banku Światowego, PKB Chin w 1992 roku był nieznacznie mniejszy niż Rosji (427 mld dolarów wobec 460 mld dolarów). Ćwierć wieku później, w 2017 roku był już blisko osiem razy większy (12,2 bln dolarów wobec 1,6 bln dolarów). I wciąż tempo wzrostu w Chinach jest nawet cztery razy wyższe, niż w Rosji, więc ta różnica w gospodarczych potencjałach będzie się powiększać. Rosja jest właściwie tylko źródłem dostaw surowców naturalnych i nieprzetworzonych towarów na rynek chiński (Rosja stała się największym dostawcą ropy dla Chin w 2016 roku, zamieniając na tym fotelu Arabię Saudyjską) i jest to rynek dużo mniej atrakcyjny. A na pewno nie jest to alternatywa dla kierunku zachodniego. Chiny nie są w stanie zastąpić Europy jako rynek dla Rosji. Nawet jeśli ruszy eksport gazu obu planowanymi gazociągami, i ze wschodniej i z zachodniej Syberii, to po 2020 r. ich łączna przepustowość w najbardziej optymistycznym scenariuszu wyniesie 78 mld m³ rocznie. Jeśli nawet w Sile Syberii cena ma być zbliżona do tej dla Niemców (choć faktycznie będzie niższa, jeśli odliczyć koszty budowy i kredytu na nią), to na kierunku zachodnim Chiny gotowe są płacić najwyżej tyle, co płacą Turkmenistanowi – a więc dużo, dużo mniej, niż Rosja dostaje na rynku europejskim.

Sojusz z ograniczoną odpowiedzialnością

Gospodarczy aspekt współpracy rosyjsko-chińskiej w największym stopniu pokazuje, jak nierówna jest to relacja. Na niekorzyść Rosji, rzecz jasna. I to Moskwa dużo bardziej niż Pekin potrzebuje tego układu. Dlatego stara się unikać sytuacji konfliktowych, iść na ustępstwa, a w tak ważnych kwestiach, jak współpraca gazowa czy rola Szanghajskiej Organizacji Współpracy, a także grać na czas. To wyraźna zmiana w postawie Kremla, który jeszcze dekadę temu postrzegał Państwo Środka jako młodszego partnera. Realia są dziś już jednak zupełnie inne. Klasyczny pełnowartościowy sojusz Chin z Rosją jest niemożliwy, bo opiera się wyłącznie na fundamencie rywalizacji z USA – inaczej jednak postrzeganej w Moskwie i w Pekinie. Tymczasem między obu państwami istnieje wiele różnic.

Chiny i Rosję dużo dzieli. Od rywalizacji w Arktyce i na północnym Pacyfiku, których Rosja zazdrośnie strzeże przed konkurencją (Chiny mają wielkie polarne ambicje), po sprzedaż broni rosyjskiej największemu rywalowi Pekinu, Indiom, ale też Wietnamowi. W Moskwie bardzo żywe są też obawy, że Chińczycy skolonizują rosyjski Daleki Wschód – do którego Pekin mógłby zresztą zgłosić uzasadnione historyczne pretensje. Polem bezpośredniej rywalizacji obu państw jest Azja Centralna. Turkmenistan jest czwartym krajem na świecie pod względem znanych zasobów gazu, a Kazachstan 12. Eksport gazu z tych republik do Rosji spadł o 60 proc. od 2009 r., kiedy zaczęły działać gazociągi do Chin. Co więcej, mając dostęp do gazu turkmeńskiego czy kazachskiego Pekin ma mocniejsze pozycje w negocjacjach z Rosją. W regionie, który wchodził w skład ZSRS, to Chiny – a nie Rosja – są dziś największym partnerem handlowym dla każdego z pięciu postsowieckich krajów (Turkmenistan, Uzbekistan, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan). Innym polem, gdzie interesy ekonomiczne Rosji i Chin się ścierają, jest integracja gospodarcza obszaru postsowieckiego. Pekin woli robić interesy oddzielnie z Kazachstanem, Białorusią czy Rosją. Tymczasem celem Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej (EaWG) jest budowa jednego rynku handlu wewnętrznego, a to może mieć negatywny wpływ na chiński eksport. Kolejnym polem potencjalnych tarć Pekinu i Moskwy jest Szanghajska Organizacja Współpracy. Rosja chce utrzymać czysto wojskowy i ograniczony do kwestii bezpieczeństwa charakter SzOW, Chiny zaś chciałyby przekształcić organizację w bardziej wszechstronny organizm, w narzędzie rozbudowy wpływów także ekonomicznych na obszarze postsowieckim.

Chiny nie poparły Rosji w kwestiach dla Kremla bardzo ważnych. Pekin odmówił uznania niepodległości Abchazji i Osetii Południowej po wojnie 2008. Gdy w Radzie Bezpieczeństwa ONZ głosowano rezolucję potępiającą zajęcie Krymu w 2014 roku, chiński ambasador nie zagłosował przeciw, lecz tylko wstrzymał się od głosu. Symbolicznym krokiem Pekinu, ale wiele mówiącym i niezbyt przyjemnym dla Rosji, był wybór stolicy Kazachstanu na miejsce, gdzie w 2013 roku Xi Jinping zainaugurował Inicjatywę Pasa i Szlaku. Choć później, w maju 2015 roku, Xi i Putin uzgodnili „koordynować współpracę” między zdominowaną przez Moskwę Euroazjatycką Wspólnotą Gospodarczą (EaWG) a Inicjatywą Pasa i Szlaku, to jednak projekty chińskie w Azji Centralnej mają się nieporównanie lepiej od rosyjskich. Pekin nieufnie spogląda na próby normalizacji relacji Rosji z tradycyjnym rywalem Chin, Japonią. Do spięcia doszło też na forum Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Najpierw Moskwa zaprosiła do organizacji rywala Chin, Indie. Pekin odpowiedział zaproszeniem dla Pakistanu, wroga Indii, największego odbiorcy chińskiego uzbrojenia. W 2015 roku po serii rozmów na wysokim szczeblu, Kreml zdecydował się zakupić od Huawei systemy przechowywania danych i serwery służące do budowy cenzury w Internecie. Nagle jednak Rosjanie się wycofali. Okazało się, że służby specjalne w Rosji widziały w tym tak wielkie ryzyko chińskiego szpiegostwa, że zdecydowały się powiedzieć Kremlowi wprost, że należy się z tego wycofać.

Jednak główny problem w relacjach rosyjsko-chińskich, przynajmniej z punktu widzenia rosyjskiej opinii publicznej, jest gdzie indziej. Po szczycie szanghajskim (maj 2014) w rosyjskim Internecie furorę robił plakat stylizowany na lata 50. XX w., na którym Putina z Xi (przypominających Stalina z Mao), podpisano hasłem „Nasz Krym, wasz Sybir”. Kolonizacja rosyjskiej wschodniej Syberii – tym straszy wciąż wielu polityków rosyjskich. To w dużym stopniu kwestia historyczna, zamiatana przez Rosjan teraz pod dywan, ale wciąż żyjąca i mogąca mieć w przyszłości znaczenie. Strona chińska zresztą daje do zrozumienia, że nie zapomniała o traktacie z Rosją w 1858 roku w miasteczku Aigun nad Amurem. Traktat ten przekazywał ziemie po lewej stronie rzeki dla Rosji. Chiny miały zatrzymać prawobrzeże Amuru aż po rzekę Ussuri. Kraj Ussuryjski miał się znaleźć pod wspólną administracją obu państw. Większość historyków chińskich uważa traktat w Aigun (podobnie jak traktaty w Pekinie i Tiencin) za niesprawiedliwy, bo narzucony przez silną Rosję słabym Chinom. Co ciekawe, samo Aigun zyskało potem inną nazwę. Rosjanie mówili Zabajkalsk, Chińczycy nazwali je Heihe. Ale w czerwcu 2015 roku przywrócili historyczną nazwę Aigun. Pekin nie krył, że w ten sposób chce przypomnieć, że w przeszłości Rosja odebrała Chinom ogromne obszary na Dalekim Wschodzie – traktat z Aigun jest symbolem tej rosyjskiej ekspansji. Przywrócenie starej nazwy wywołało euforię w nacjonalistycznych kręgach chińskich, które coraz głośniej domagają się od Moskwy oficjalnych przeprosin za politykę carskiej Rosji wobec Chin. To pierwszy krok do postawienia żądań zwrotu terytoriów w tym regionie. Co ciekawe, oficjalne władze w tej sprawie milczą, ale też nie widać, by próbowały zamykać usta „rewizjonistom” – o co przecież nietrudno w komunistycznym reżimie. Tym bardziej, że takie nacjonalistyczne ruchy, jak Baodiao, w ogóle nie mogłyby działać bez zgody władz. Tym bardziej, że pamięć historyczna to ważny aspekt narodowej konsolidacji bazującej w dużym stopniu na negatywnych doświadczeniach historycznych: szczególnie chodzi o tzw. stulecie upokorzeń, czyli okres od wojen opiumowych do powstania Chińskiej Republiki Ludowej. Nie wolno zapominać, że krajami, które upokarzały w tym okresie słabe Państwo Środka były nie tylko Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Japonia i Stany Zjednoczone – ale również Rosja.

W ciągu ostatnich 25 lat Rosja oddała Chinom w postaci umów o dzierżawie co najmniej już tyle samo ziemi, ile Pekin nie był w stanie podbić przez poprzednie 150 lat. Chińska ekspansja w azjatyckiej części Rosji, szczególnie na Dalekim Wschodzie, nie polega – przynajmniej na razie – na klasycznym osadnictwie. Póki co w większości Chińczycy przyjeżdżają tu tylko tymczasowo, do pracy – zapewnianej zresztą przez chińskich biznesmenów. Pekin mówi niemal wyłącznie o biznesie, o gospodarce. To pasuje i Moskwie (z geopolitycznych względów Chiny w koncepcji Putina nie mogą być wrogiem czy rywalem) i miejscowym elitom. Ale prędzej czy później i tak nastąpi drugi krok, czyli demograficzne, etniczne zmiany struktury ludności na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Chińskie władze starannie gotują do wielkiego skoku na drugi brzeg Amuru. Temu służy choćby nie tak dawna w sumie decyzja, że w regionach graniczących z Rosją obywatele mogą mieć już nawet troje dzieci (w całym kraju obowiązuje zasada dwójki dzieci). To tylko nasili ekspansję na wyludniające się obszary rosyjskiego Dalekiego Wschodu.

Chiński starszy brat

Wizyta Xi w Moskwie, towarzysząca jej retoryka („najbliższy przyjaciel” itp.) i podpisane umowy gospodarcze, jak też mocno akcentowany udział Chin w Petersburskim Międzynarodowym Forum Ekonomicznym wciąż nie są początkiem rosyjsko-chińskiego sojuszu. Choćby dlatego, że zabrakło tu akcentów militarnych, bezpieczeństwa. Nie przypadkiem podpisane umowy dotyczą kwestii gospodarczych spełniając dwa najważniejsze kryteria. Po pierwsze, mają na tym przede wszystkim zyskać wielkie (prywatne i państwowe) firmy najbliższe Kremlowi. Po drugie, umowy te mają pokazać, że w sytuacji ekonomicznych konfliktów z USA, Chiny (wojna handlowa) i Rosja (sankcje) współdziałają, a współpraca ta ogranicza negatywne skutki polityki Waszyngtonu. Przykładem pierwszej kategorii porozumień jest wejście Sinopec do projektu Siburu czy umowa Novateku i Gazprombanku ze stroną chińską ws. dostaw LNG do ChRL. Przykładem drugiej – umowy dotyczące współpracy w obszarze telekomunikacji (udział Huawei w rozwoju 5G w Rosji). W obszarze współpracy wojskowej to Moskwie zależałoby bardziej na zbliżeniu, bo tu Putin częściej, niż Xi – i już od dawna – mówił wręcz o sojuszu obu państw, co oczywiście nie jest prawdą. Dla Pekinu Rosja to przede wszystkim zaplecze surowców energetycznych – bezpieczne z racji na położenie względem Chin, prochińską postawę obecnych rosyjskich elit, łatwość korumpowania rosyjskich urzędników oraz wpływy na Kremlu grupy rosyjskich oligarchów i szefów wielkich koncernów od dobrych kilku lat widzących w gospodarczej (szczególnie energetycznej) współpracy z Chinami okazję do zarobienia miliardów dolarów. Obsługa wielkich państwowych projektów, jak np. gazociąg Siła Syberii, daje ogromne możliwości zysku prywatnym spółkom-podwykonawcom należącym do takich ludzi, jak Rotenbergowie, Timczenko, Michelson, Kowalczuk. Nie jest przypadkiem, że wśród obecnie zawartych umów, jest też ta otwierająca rynek chiński dla największego rosyjskiego prywatnego koncernu gazowego Novatek.

Zawarte umowy czy słowa o wspólnocie interesów w różnych obszarach świata i różnych problemach geopolitycznych nie zmieniają istoty relacji Rosji z Chinami. Nadal to Moskwa pozostaje „juniorem”, młodszym, mniej znaczącym partnerem – z czym się zresztą już dawno pogodziła. Obecne demonstracyjne zbliżenie Pekinu i Moskwy ma charakter tymczasowy, wynikający z tego, że oba państwa mają napięte stosunki z USA. Obecny stan współpracy gospodarczej i jej perspektywy nie zmienią realiów, a te mówią, że głównym gospodarczym partnerem dla Chin i tak zawsze będą Stany Zjednoczone, zaś dla Rosji – Unia Europejska. Wizyta Xi w Moskwie jest wykorzystywana przez Pekin jako element przetargowy wobec USA, zaś Putin chce pokazać, że Rosja nie jest izolowana. Moskwa chciałaby zacieśniać współpracę wojskową z Chinami, bo to umacniałoby jej status wobec NATO i USA. Jednak Pekin nie będzie skory do budowy sojuszu militarnego z Rosją. Po pierwsze, woli się jednak porozumieć z Ameryką, więc nie będzie jeszcze bardziej psuł relacji z Trumpem jakimiś wspólnymi demonstracjami wojskowymi z Rosją. Po drugie, Chiny stały się już tak silne militarnie, że w razie regionalnego konfliktu nie potrzebują pomocy rosyjskiej, szczególnie na pacyficznym teatrze działań. To samo dotyczy ewentualnych wielkich kontraktów zbrojeniowych. Kiedyś faktycznie zakup broni w Rosji pomagał Chinom rozwijać własną produkcję i technologie. Dziś sytuacja się zmieniła. Jeśli Pekin chciałby zakupić coś od Rosji, to mowa już o najnowocześniejszych typach uzbrojenia, pozostałe nie są atrakcyjne, Chiny dysponują własnymi zaawansowanymi broniami. Ale Moskwa nie sprzedaje za granicę najlepszej swej i najnowszej broni. Stąd nie należy oczekiwać na rozwój współpracy zbrojeniowej.

Jeśli można spodziewać się dalszych kroków zacieśniających współpracę Rosji i Chin, to nadal będzie to gospodarka. Szczególnie można oczekiwać rozwoju eksportu węglowodorów rosyjskich do Chin, choćby LNG. To wiąże się m.in. z pewną zmianą kierunku eksportu LNG przez Amerykanów. Mniej im się opłaca sprzedaż w Azji, zwiększają dostawy do Europy. Tę lukę Chiny muszą wypełnić – choćby importem z Rosji. Drugi ważny element gdzie może współpraca szybko się rozwijać, ma związek z energetyką. Chodzi o zaangażowanie Chin w eksplorację złóż w Arktyce oraz udział w budowie wielkiego szlaku transportowego w tym obszarze (rosyjski projekt Północnego Szlaku Morskiego). Zresztą zareagował już na to na ostatnim szczycie Rady Arktycznej Mike Pompeo, ostro atakując chińskie ambicje polarne.

Handlowa wojna Chin z USA jest oczywiście na rękę Rosji. To bowiem w naturalny sposób zbliża Pekin do Moskwy. Mniej do stracenia w razie globalnego kryzysu czy wręcz poważnego konfliktu zbrojnego ma Rosja. Jej gospodarka jest mniej zaawansowana, mniej powiązana z gospodarką światową. To oznacza, że Kreml może być bardziej skłonny do awanturniczych działań i prowokacji. Co innego Chiny z drugą gospodarką świata, niemal osiem razy większą niż rosyjska. Eksportują zaawansowane technologie komunikacyjne, telefony, komputery, samochody. Wymiana handlowa ChRL z USA i UE jest co najmniej pięć razy większa, niż Rosji. Ze względu na większą współzależność z innymi czołowymi gospodarkami świata, system chiński jest dużo bardziej wrażliwy na geopolityczne zawirowania, niż rosyjski. Jako większy beneficjent liberalnego międzynarodowego porządku gospodarczego niż Rosja, Chiny są mniej skłonne do antagonizowania USA. Dlatego Pekin nie pójdzie wraz z Moskwą na wielkie starcie z Zachodem, woli wykorzystywać współpracę z Rosją jako element swej gry geopolitycznej z USA. Putin kilka razy próbował już doprowadzić do ocieplenia, czy nawet resetu relacji z USA pod rządami Trumpa. To się jednak nie udaje. Kreml zdaje sobie sprawę, że takie wydarzenia jak wizyta Xi i podpisane umowy z Chinami nie poprawią, a mogą tylko pogorszyć relacje Rosji z USA. Pekin zaś w każdej chwili może zahamować zbliżenie z Rosją, jeśli dojdzie do przełomu w rozmowach z USA. Mówiąc krótko, na obecnym taktycznym zbliżeniu Moskwy i Pekinu zdecydowanie więcej ryzykuje Rosja. Podejmuje jednak to ryzyko, bo nie ma innego wyjścia. Chiny taką alternatywę posiadają i nie ma wątpliwości, że mając do wyboru poprawne stosunki z USA i sojusz z Rosją, wybiorą to pierwsze.

Warsaw Institute