Trzeba sobie jasno powiedzieć, a dziś już można, że wprowadzane obecnie w Polsce reformy, poza strukturalnymi i funkcjonalnymi efektami, będą miały jeden wspólny mianownik, a mianowicie wymianę tych, którzy dotychczas kreowali się na „polskie elity”. Na emerytury, lub w polityczny niebyt odchodzą spadkobiercy rządzących w PRL, wysokich funkcjonariuszy PZPR, służb specjalnych, oraz ich zaufani TW. Mając taką pewność, możemy przejść do wynikającego z tej kwestii, kluczowego pytania: kto teraz, jeśli już nie śp. generałowie Jaruzelski i Kiszczak, w asyście redaktorów Michnika i Urbana, przy współudziale pomniejszych generałów, będzie dokonywał selekcji i wynosił do najwyższych godności nową, polską szlachtę? Czyżby sierżanci sztabowi?

Wszyscy nadal pamiętamy pod jakimi hasłami politycy Prawa i Sprawiedliwości i Andrzej Duda szli do wyborów w 2015 r. Zręby ich programów można streścić w kilku słowach: zakończenie polityki „ciepłej wody w kranie”, odebranie Polski obcym służbom oraz aferzystom i nieudacznikom z PO i PSL, rozliczenie afer z wymierzeniem surowych kar włącznie, zapewnienie Polsce bezpieczeństwa militarnego, odbudowa gospodarki i przemysłu, zmiana sposobu rządzenia państwem, przywrócenie polskim rodzinom godności, a Polakom poczucia dumy z własnego państwa i sprawiedliwości we własnym kraju. Dziś nawet związani z opozycją publicyści twierdzą, że PiS’owi udało się „zaproponować swoim wyborcom nową, atrakcyjną, spójną i wspólnotową tożsamość.”

Czy po dwóch latach rządów „dobrej zmiany”, możliwa jest powolna rezygnacja z komponentów patriotycznych, niepodległościowych, godnościowych, tradycyjnych oraz elementów bezpieczeństwa państwa i obywateli, na rzecz wartości uniwersalnych, europejskich, czy innych modnych choć niebezpiecznych ideologii? Czy zapowiedzią takich nowych trendów mogą być sugestie marszałka seniora Morawieckiego, dotyczące przyjmowania uchodźców, a premiera Morawieckiego- tworzenia korytarzy humanitarnych, do czego została oddelegowana minister Beata Kempa? Czy też zapowiedzi umożliwienia służby w polskiej armii transseksualistom? 

Nie ulega kwestii, że pod koniec 2017 roku mieliśmy do czynienia z najbardziej tajemniczą i niezrozumiałą dla większości wyborców rekonstrukcją rządu w historii III RP. Nikt niczego nikomu nie tłumaczył, to znaczy rządzący, wybrani przez naród postanowili niczego temu narodowi nie tłumaczyć, tylko wymienić najbardziej popularnego premiera po â 89 roku. Po kilku miesiącach dywagacji, spekulacji i domniemań, w kilka dni nastąpiła dynamiczna sekwencja następujących zdarzeń: nominacja, zaprzysiężenie, expose i ogólny aplauz. Działamy.  

Może się przy tym wydawać, że elity światowe, posiadające prawdziwe pieniądze, władzę i wpływy, za późno zorientowały się w tym, co tak naprawdę dzieje się w naszym kraju. Spóźnione reakcje na wydarzenia w Polce mogą wskazywać na to, że wcześniej ślepo liczyli na tutejszych kontrrewolucjonistów, co chwila organizujących jakieś pucze i ciamajdany. Nie wiadomo dokładnie jak szybkie obalenie rządów kaczystowskich naobiecywali im puczyści, i ile sobie za to zażyczyli. Wiadomo jednak, że dziś nikt poważnie nie stawia już na liderów pokroju Grzegorza Schetyny, Ryszarda Petru czy nawet Donalda Tuska, nie mówiąc o liderach Kukiz’15 czy PSL. Dla nich zabrakło miejsca przy zielonym stoliku, do którego zasiadają właśnie nowi, ściśle wyselekcjonowani gracze.

W tym właśnie kontekście należy rozpatrywać lipcowe weta prezydenta Dudy do ustaw sądowych. Pan prezydent gwałtownie i niespodziewanie dla większości swojego macierzystego obozu politycznego, wcisnął hamulec w rozpędzonej lokomotywie „dobrej zmiany”. Pociąg musiał zwolnić tylko po to, żeby zdążyli do niego wsiąść właśnie międzynarodowi gracze, którzy początkowo obstawili, że rządy PiS uda się szybko wykoleić w pierwszych kilkunastu miesiącach po wyborach. Gdyby nie wsiedli teraz, cały skład przemknąłby im koło nosa. Na to, jak możemy się domyślać, liczył trochę sam prezes Kaczyński, i dlatego z premier Beatą Szydło umawiał się na pełną, czteroletnią kadencję. Dokooptowanie gapowiczów po kilku miesiącach intensywnych negocjacji jesienią 2017 r., to prawdopodobnie cena, jaką wszyscy płacimy za możliwość wprowadzania dalszych zmian w Polsce. Z tym, że dziś trudno przewidzieć, jaki wpływ na przyszłe reformy zyskują nowi pasażerowie- gapowicze, inaczej „cwane gapy”.

Tym bardziej mogą niepokoić publiczne wypowiedzi zagranicznych doradców polskiego rządu wskazujące, kto z obywateli polskich może, a kto nie powinien funkcjonować w naszej przestrzeni publicznej, społecznej i politycznej. Gościom czynić takich rzeczy nie wypada.

Jeśli weźmiemy pod uwagę powyższe, łatwiej będzie zrozumieć, dlaczego tak ostra gra, w tym medialna, toczy się o stanowiska ministra obrony narodowej i ministra sprawiedliwości. Stawka w tej rywalizacji jest wysoka, i można ją zdefiniować w dosyć prosty sposób, jako zasób, czy też obecność w przyszłości wartości patriotycznych, katolickich i narodowych, które pozostaną w obszarze nowych władzach rządowych, kierujących Polską. Jak duża obecnie jest presja na ograniczenie udziału w życiu publicznym organizacji, promujących idee tradycyjne i patriotyczne, mogą świadczyć głosy nawołujące do delegalizacji takich organizacji jak ONR, czy usunięcia z przestrzeni publicznej konkretnych publicystów, działających zgodnie z polskim prawem. Kolejną oznaką takich tendencji, może być międzynarodowy, zmasowany atak na Marsz Niepodległości 2017, kiedy to prominentni politycy i komentatorzy zagraniczni i krajowi, nazywali uczestników Marszu grupą „60 tysięcy nazistów”.

Dalsza planowana rekonstrukcja rządu wydaje się być nie tylko wymianą ministrów z myślą o nowych, trudnych czasach. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że poważne zmiany osobowe nie są wcale konieczne. Bardziej jednak prawdopodobne jest to, że mamy do czynienia z symbolicznym i praktycznym początkiem walki o rząd dusz Polaków. Narzędzia i techniki inżynierii społecznej są znane i stosowane od lat. Czy liderzy „dobrej zmiany” zdecydują się, tak jak obiecywali w kampaniach wyborczych, zwrócić Polskę jej obywatelom, zwykłym Polakom, przywracając im jednocześnie dumę, godność i szacunek do samych siebie i do własnej ojczyzny? Czy raczej oddadzą znaczącą część władzy i wpływów w zarząd jakimś nie do końca zidentyfikowanym zagranicznym konsultantom i ekspertom, którzy będą wiedzieć lepiej, czego nam w naszej ojczyźnie potrzeba, i będą projektować nam przyszłość na swoją modłę?

Czekające nas zmiany w rządzie nie będą, jak chcieliby niektórzy, jedynie rozgrywką ambicjonalną i personalną pomiędzy małym a dużym pałacem. To początek międzynarodowej rywalizacji o rząd naszych dusz i o przyszły kształt Polski. Dlatego warto przyglądać się uważnie wprowadzanym modyfikacjom i proponowanym rozwiązaniom. Przed nami niezwykle ciekawy rok.

Paweł Cybula