Portal Fronda.pl: Plany zorganizowania „Roku Polski w Rosji” i „Roku Rosji w Polsce” w 2015 powodują wiele kontrowersji. Przeciwko inicjatywie stanowczo zaprotestowali artyści, kuratorzy i krytycy skupieni wokół Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej. Jak Pan ocenia pomysł takiej inicjatywy w obecnej sytuacji politycznej?

Redbad Klijnstra: Ta inicjatywa wydaje mi się nie na miejscu. Tu nie ma czego celebrować. Nie widzę w tej chwili żadnego powodu, aby świętować takie wydarzenie w Polsce, a doświadczenie Roku Rosji, który odbył się w Holandii pokazało, że był to całkiem nietrafiony pomysł. Rosja wykorzystała wszystkie możliwości, aby pokazać Holandii gdzie jest jej miejsce. Niestety, Holandia dała się wtłoczyć w ten paradygmat. Z doświadczenia holenderskiego wynika, że wydarzenie jest używane do tego, aby psychicznie i symbolicznie pokazać danemu krajowi jego miejsce w szeregu. Rok Rosji jest wykorzystywany typowo politycznie, do celów ideowych, do podporządkowania sobie danego państwa. Taka impreza w Polsce nie ma najmniejszego sensu. Zarówno z mojego holenderskiego doświadczenia, jak i obecnej sytuacji wynika, że jeśli Rok Rosji doszedłby w Polsce do skutku, byłby wykorzystywany przez Rosję. A kraj ten, w odróżnieniu od Polski, doskonale wie, czego chce i jak osiągnąć swoje cele. Byłaby to więc konfrontacja zdecydowanie nierówna. Nie widzę żadnej potrzeby, ani zasadności, aby wydawać na taką inicjatywę publiczne pieniądze.

Obrońcy Roku Rosji podkreślają na przykład, że nie można karać rosyjskiej kultury, sztuki czy literatury za działania Putina.

Ale tu nie chodzi o karanie, ale o pewne embargo. Wiele rosyjskich firm doświadcza negatywnych skutków obecnej sytuacji politycznej. Muszą ponieść koszty postawy demokratycznie wybranej władzy. Trzeba o tym pamiętać – tak, jak pamiętamy o tym, że Hitler również został wybrany w demokratycznych wyborach. Putin jest demokratycznie wybranym władcą, zaś Rosjanie są tacy, a nie inni, także w związku z kulturą i sztuką, jaką mają wokół siebie. Jeżeli rosyjska kultura nie potrafiła sprawić, żeby naród nie wybierał takich ludzi, jak Putin, to znaczy, że ta kultura jest w tym momencie do niczego. Nie w ogóle, ale w tej chwili, bo w obecnych czasach się nie sprawdza. W związku z tym, nie widzę powodu, by ją promować, bo to oznacza, że jest to kultura rozwijająca ludzi w złym kierunku. Kierunku, w którym wielu Rosjan uważa, że Putin może rządzić ich krajem.

Pańskim zdaniem można porównywać embargo na produkty czy usługi z „embargiem” kulturalnym?

Wiele europejskich i rosyjskich firm odczuwa negatywne skutki nałożonego embarga (jakkolwiek, są to w porównaniu z działaniem Rosji, lekkie reperkusje). Znam przykłady firm, które ponoszą koszty tej polityki. Podobnie jest z kulturą. Artyści rosyjscy w tej chwili nie zarobią. Może dojdą do wniosku, że warto pomyśleć, czy osoba, która nimi rządzi powinna to nadal robić. Czekamy na to, aż ludzie kultury i sztuki w Rosji pójdą po rozum do głowy i wypowiedzą się na ten temat.

Co powinni Pańskim zdaniem zrobić?

Bardziej świadomie uprawiać demokrację oddolną. Instrumentów demokracji, jakimi są wybory, nie można używać tylko do tego, aby ustanowić caro-dyktatora, a później uważać, że mamy problem z głowy. W Polsce jest zresztą podobnie. Demokracja to jest pewien stan umysłu, postawa, codzienność w uznawaniu samego siebie za suwerena, właściciela miejsca, w którym żyję i ponoszeniu za to odpowiedzialności, konsekwencji. Nie można powiedzieć, że ludzie kultury i sztuki w Rosji nie są odpowiedzialni za to, co robi Putin. Są. Na przykład w tym, że niewystarczająco uświadamiają ludzi, na czym polega demokracja i jakiego rodzaju zarządzających mogliby wybrać. Wszystkie sztuki Szekspira zawierają wiedzę na ten temat. W „Makbecie” są ukazane trzy rodzaje zarządzania – stary król, Makbet i Malcolm. Na razie Putin jest odpowiednikiem Makbeta. Można sobie wyobrazić, że ludzie kultury i sztuki (tak jak było w Polsce w czasach PRL), mimo cenzury, używają swojego dziedzictwa narodowego, literatury do uświadamiania ludzi. Jeśli Putin jest u władzy, to znaczy, że rosyjscy artyści nie robią tego skutecznie. Grzeszą biernością. Tym bardziej należy stanowczo pokazać, że w tej sytuacji nie ma filtrów, w ramach których, krytykujemy politykę, ale na Rok Rosji się zgadzamy. Nikt nie odbiera Rosji Dostojewskiego czy Czechowa. Ale tu w Polsce już mamy Dostojewskiego i Czechowa, korzystamy z nich. Nie potrzebujemy ich „importować”. Dostojewski czy Czechow to publiczna domena, pochodzą z Rosji, ale my też z nich korzystamy i nie potrzebujemy do tego Roku Rosji. To, że Dostojewski wielkim pisarzem był a specjalne celebrowanie kultury rosyjskiej to dwie różne rzeczy. Rok Rosji byłby celebrowaniem obecnej kultury rosyjskiej, a jak uważam, że coś z nią jest nie tak.

Jak mogłaby zostać odebrana odmowa zorganizowania takiej inicjatywy?

Odmówienie zorganizowania Roku Rosji może mieć konstruktywne znaczenie. Nie wiem, jakie informacje docierają do ludzi kultury i sztuki w Rosji. Mój kolega ostatnio grał w Rosji. Jadąc taksówką, usłyszał w radiu komunikat: „I mamy z powrotem Krym!”. Kierowca wydawał się bardzo z tego cieszyć. Myślę, że jeśli rosyjscy artyści dostaną komunikat, iż Polska i inne kraje nie chcą Roku Rosji, skłonią się do refleksji, dlaczego tak się dzieje. To powinien być głos nas, obywateli, nie władz. Jeżeli możemy skorzystać z możliwości odmowy, a jest to także komunikat symboliczny, to należy to zrobić.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk