Wśród konserwatywnej części społeczeństwa utarło się przekonanie, że feminizm niszczy przede wszystkim kobiety. Zabija ich kobiecość, wtłacza je w role, których one tak do końca pełnić nie chcą, ale przecież nie wypada być wyłącznie kurą domową, której życiowymi aspiracjami są pranie pieluch i lepienie pierogów. Każe im pracować ponad siły, traktując każdą słabość, wynikającą z ich płciowości jako coś, na co nie mogą sobie pozwalać. I tak, kobiety powinny robić karierę, zarabiać pieniądze, decydować zawsze i o wszystkim (a przede wszystkim o swoim ciele, co interpretowane jest jako prawo do zabijania autonomicznej osoby ludzkiej, jaką jest rozwijające się w łonie matki dziecko).

W takiej wizji świata nie ma zbyt wiele miejsca dla mężczyzn, nie mają oni zbyt wielu możliwości do tego, aby zadbać o swoją kobietę (przecież ona sama zrobi to znacznie lepiej!), zapewnić bezpieczeństwo i utrzymać rodzinę (skoro żona i tak więcej zarabia, to niech sama podejmuje ważne decyzje). Nie mają możliwości się WYKAZAĆ, a to – jak się okazuje, jest niezwykle potrzebne dla poczucia ich spełnienia i samorealizacji.

Na efekty tej płciowej wojny nie trzeba długo czekać. Zdaje się, że rykoszetem najbardziej oberwali w niej właśnie panowie, którzy... boją się kobiet. Nie umieją podejmować samodzielnych decyzji, uciekają od brania odpowiedzialności, zachowują się jak wiecznie niedojrzali nastolatkowie, skupiający się wyłącznie na przyjemnościach i zabawie.

Jakiś czas temu w Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badania, w których zapytano mężczyzn, dlaczego nie chcą się żenić. Jak się okazało, dla Amerykanek zawarcie związku małżeńskiego wciąż jest sprawą priorytetową, podczas gdy spadł odsetek Amerykanów, którzy chcą zakładać rodziny. Zdaniem Suzanne Venker, niechęć mężczyzn do zawierania związku małżeńskiego wynika z... „wpływu na kulturę współczesną ideologii feministycznej, która od kilkudziesięciu lat zniechęca mężczyzn do dbania o kobiety”.

Mężczyźni zapytany przez Venker, dlaczego nie chcą się żenić, odpowiadają, że... kobiety nie są już kobietami. „Mężczyźni są zmęczeni. Zmęczeni tym, że mówi się im, że jest coś z nimi nie tak i że to z ich winy kobiety nie są szczęśliwe” - komentowała publicystka.

Echo tego męskiego wypalenia pobrzmiewa także w Polsce. W ubiegłym roku w tygodniku „Newsweek” ukazał się wywiad z Jackiem Masłowskim, prezesem Fundacji Masculinum. Tekst nosił znamienity tytuł - „Chcemy Kongresu Mężczyzn”. Rozmówca Tomasza Kwaśniewskiego ubolewał nad tym, że dziś mężczyźni nawet nie wiedzą, co to znaczy być mężczyznami, bo odpowiedzi na te pytania szukają zwykle u... kobiet.

„Chcieliby coś zrobić, ale nie robią. Bo nie bardzo wiedzą, co i dlaczego mieliby robić. W starym świecie wszystko było jasne. Mężczyzna był żywicielem i swoją potencję uruchamiał do tego, by przynosić żywność. A teraz, kiedy te role przestały być oczywiste, nie wiadomo, do czego się uruchomić. No to wielu mężczyzn uruchamia się albo do tego, żeby było przyjemnie, albo w ogóle się nie uruchamia” - mówił Masłowski.

Psychoterapeuta założył fundację Masculinum po to, by obudować pozytywny wizerunek męskiej płci. Ale także po to, by podejmować inicjatywy edukacyjne i badawcze. I tak powoli narodziła się idea uruchomienia Kongresu Mężczyzn, który promowałby męskie cnoty i wartości. Masłowski zapewniał w rozmowie z „Newsweekiem”, że nie interesuje go walka z feministkami czy kobietami w ogóle, ale walka o męskość. Podkreślał, że kongres będzie zajmował się wyłącznie sprawami mężczyzn, ale jeśli zajdzie taka potrzeba, to będzie zabierał głos przeciwko niebezpiecznym pomysłom feministek.

I tak dochodzimy do pierwszego w Polsce Kongresu Mężczyzn, który odbędzie się 22 listopada w Domu Kultury Zacisze. Jego uczestnicy będą dyskutować nad rolą mężczyzn we współczesnym świecie. Wśród zaproszonych gości pojawi się Hanna Samson, psycholog i feministka, aktorka Anna Milewska czy satyryk Krzysztof Daukszewicz. Będzie także filozof Jan Kulma, autor biografii Fryderyka Chopina Jerzy Klechta, Małgorzata Kadysz (trener rozwoju osobistego), autor książek Roman Praszyński oraz poeta Grzegorz Trochimczuk. Organizatorzy (Bogusław Falicki, zaangażowany w Ruch Uniwersytetów Trzeciego Wieku, działacz lokalny, poeta) nie podają szczegółowego planu imprezy, dlatego trudno prognozować, czy takie przedsięwzięcie spełni oczekiwania, jakie przed nim stoją. Wśród gości kongresu dużo jest ludzi ze świata kultury – pisarze, aktorka, poeci, satyryk. Czy prócz dyskusji nad rolą mężczyzny we współczesnej kulturze możemy spodziewać się jakichś poważnych wniosków? Czy uczestnicy imprezy zajmą się poważnymi problemami, z jakimi borykają się panowie? Czy może raczej będzie to spotkanie poobijanych przez feministki mężczyzn, którzy są już tak wyniszczeni walką o równość płci, że nie ośmielą się powiedzieć feminizmowi STOP? Czas pokaże...

Marta Brzezińska-Waleszczyk