Portal Fronda.pl: Wkrótce rozpoczyna się szczyt Unii Europejskiej i Turcji. Według oficjalnych deklaracji kanclerz Niemiec Angeli Merkel spotkanie to ma znacząco pomóc w przezwyciężeniu kryzysu imigracyjnego.

Krzysztof Rak, ekspert Ośrodka Analiz Strategicznych: Ten szczyt nie rozwiąże niczego istotnego. Opieram tę prognozę na słowach premier Beaty Szydło, która podczas podsumowania swoich pierwszych 100 dni z bardzo dużym dystansem mówiła o tym, jak Europa rozwiązuje problem imigracyjny. Powiedziała, że niemal co miesiąc mamy szczyt z udziałem przywódców europejskich , ale nic z tego nie wynika. Sądzę, że w ustach tak ostrożnie wypowiadającej się o tych sprawach polskiej premier jest to jednoznaczna diagnoza: Szczyt, który odbędzie się na początku marca, nie przyniesie przełomu.

W niedawnym wywiadzie telewizyjnym kanclerz Merkel zapewniła jednak Niemców, że ani na krok nie odejdzie od swojego kursu w polityce imigracyjnej. Tymczasem odpadł od niej najściślejszy jak dotąd sojusznik, Austria.

Wydaje się, że polityka, którą w ostatnich miesiącach prowadziła kanclerz Merkel, zakończyła się fiaskiem. Merkel utraciła poparcie swoich głównych partnerów: Skrytykował ją premier Francji i odwrócili się od niej, co jest rzeczywiście chyba największym zaskoczeniem, również Austriacy. Jak dotąd wydawało się, że ściśle koordynowali swoją politykę imigracyjną z polityką Niemiec. W chwili, gdy Wiedeń ogłosił, że przyjmie jedynie określoną kwotę uchodźców, około 80 dziennie, doszło do całkowitego rozejścia się polityki imigracyjnej Austrii i Niemiec. Kanclerz jest dziś w Europie izolowana. Co ciekawe – wcale nie znaczy to, że ma zamiar zmienić swoją politykę. Wypowiedzi z ostatnich dni, w tym głośny wywiad telewizyjny, świadczą raczej, że przynajmniej w warstwie werbalnej nie cofnie się ani o krok.

Jej plan zakłada podział kolejnych kontyngentów imigrantów w krajach Unii Europejskiej. Zakłada to jeden z elementów układu z Turcją – państwa unijne miałyby przyjąć z tureckich obozów kilkaset tysięcy osób. Plan ten spalił jednak na panewce, Merkel zdaje się tego tymczasem nie dostrzegać. Mówi, że rozwiązanie kryzysu będzie wymagało więcej czasu. Będzie zapewne wzywać obywateli Niemiec do większej cierpliwości. Główny plan Berlina, jak mówi Merkel, ciągle ma polegać na porozumieniu z krajami, z których to krajów dochodzi do migracji w kierunku Europy.

W ostatnich dniach liczba migrantów docierających do Europy Środkowej wyraźnie spadła. Nie jest to jednak efekt polityki Niemiec, ale polityki Austrii i innych państw leżących na tak zwanym szlaku bałkańskim. Kraje te porozumiały się celem wzmocnienia ochrony granic z Grecją. Wydaje się, że to porozumienie jest skuteczne. Berlin jednak protestuje przeciwko tym krokom: Merkel trzyma się zasady, w myśl której nie należy określać górnej granicy kwot przyjmowanych przez państwa unijne. Jest też przeciwna fizycznemu zamykaniu dostępu do Europy. Paradoksalnie ten krytykowany przez Niemcy układ okazuje się być dla Niemiec korzystny. To przykład na meandry europejskiej polityki.

Choć dla Niemiec i Austrii porozumienie państw szlaku bałkańskiego ma zbawienne skutki, to dla Grecji jest wyjątkowo niekorzystne. W kraju tym zaczyna narastać kryzys. To Grecy będą musieli przyjmować teraz strumień uchodźców, który, jak możemy zakładać, już wiosną napłynie do Europy.

Być może potencjalni imigranci widzą, że szlak bałkański został zamknięty i zniechęci ich to do podróży ku Europie. Część jednak spróbuje. Wszyscy czekamy więc na kryzys humanitarny w Grecji. Jak dotąd Grecy rozwiązywali problem przesyłając uchodźców dalej, po prostu pozwalając im przemieszczać się w głąb Europy. Dzisiaj to na terytorium Grecji będą musiały powstać obozy dla przybyszów. Jeżeli, jak wszystko na to wskazuje, wybuchnie w Grecji kryzys humanitarny, to może on się naturalnie przerodzić w kryzys finansowy. A to oznaczałoby powrót do kłopotów sprzed roku, związanych z kryzysem euro. Grecka gospodarka nadal znajduje się w poważnych kłopotach.

Wydaje się, że Niemcy mają znakomity interes w popieraniu porozumienia Austrii i państw bałkańskich. Dlaczego więc je krytykują? Czy może być tak, że Angela Merkel jedynie deklaruje kontynuację własnej polityki, bo chce zachować twarz? Mówi Niemcom: Chcę dalej przyjmować uchodźców, ale, zobaczcie, nie mogę, bo powstrzymuje ich Austria i Macedonia. Tymczasem sama może te działania Austrii i Macedonii sama popierać, by pozbyć się problemu, nie rezygnując ze swojego wizerunku polityka otwartych granic.

To jest pytanie o to, czy politycy mogą być makiaweliczni. Oczywiście, mogą, jednak jak bardzo? Takiej możliwości interpretacyjnej nie można wykluczyć, pamiętajmy jednak, że byłaby to naprawdę bardzo makiaweliczna gra. Kanclerz Merkel w głównych programach telewizyjnych patrząc Niemcom prosto w oczy mówi: ja ani na jotę nie wycofuję się ze swojej polityki. Miałam rację mówiąc, że to zrobimy, kryzys powinien zostać rozwiązany poza granicami Europy. Jeżeli teraz przyjąć by taką makiaweliczną interpretację, to oznaczałoby to, że kanclerz po prostu kłamie, po cichu jest zadowolona z decyzji podjętych przez Austrię i państwa bałkańskie. To jest możliwe. Tę bardzo ciekawą interpretację można też rozwinąć w innym kierunku. A mianowicie: Nie ma żadnego układu, a politycy niemieccy są po prostu oportunistyczni. W języku polskim poprzez oportunizm rozumiemy cechę negatywną. W Niemczech jest inaczej. Polityka oportunistyczna to gra na czas, przeczekiwanie. Może sytuacja sama się rozwiąże? Tak rozumiany oportunizm opisywał zresztą sam Machiavelli. Gdy politycy niemieccy zobaczą, że umowa państw bałkańskich działa dobrze i skutkuje zmniejszeniem imigracji do Europy Środkowej, to nie będą tej umowy dłużej krytykować. Będą ją prawdopodobnie przemilczać. Taka gra na czas może okazać się skuteczna. Kanclerz będzie mogła powiedzieć: My, Niemcy, chcieliśmy rozwiązania humanitarnego. Chcieliśmy przyjmować biednych uchodźców do ostatniej chwili, ale siła złego na jednego! Inne państwa, poprzez politykę, na którą nie mamy wpływu, doprowadziły do innego rozwiązania… Rozwiązania, które jest skuteczne. Niemcy będą mogli umyć ręce.

Rodzi się oczywiście pytanie: Czy trasę bałkańską uda się zamknąć? A może imigranci poszukają innej drogi? Jeżeli porozumienie państw bałkańskich okazałoby się skuteczne, to rzeczywiście Niemcy odniosłyby z tego korzyść. Trudno na razie przesądzać, jak będzie. Minie dopiero tydzień, odkąd przymknięto szlak bałkański. Niewykluczone, że to będzie działać kilka tygodni, a potem okaże się, że uchodźcy poszukają innej trasy.

Poważny problem zdaje się rodzić tu Grecja. Jeżeli trasa bałkańska pozostanie zamknięta, to Grecja będzie pęcznieć. Co zrobi wtedy Merkel? W pomoc Grecji, pozostawienie jej w strefie euro, zainwestowała przecież wielkie pieniądze i wiele autorytetu.

Makiawelicznie patrząc, to każdy polityk będzie tego zdania: Lepiej, żeby problem był w innym kraju, niż w moim. Dla rządu Niemiec i Merkel, niezależnie od ich deklarowanej polityki, lepiej jest, żeby kryzys dotykał Greków. Wtedy nie będzie miał bezpośredniego wpływu na zachowania niemieckiego społeczeństwa, a potem na decyzje wyborcze. Grecja jest rodzajem chorego człowieka w Europie. Nieważne, ile zawinili sami Grecy, a ile inni – polityka jest bezwzględna. Dlatego dla Niemców będzie lepiej, żeby to Grecję dotknął kolejny kryzys. Lepiej debatować nad problemami w Grecji, gdy do Bawarii dociera zaledwie kilkuset imigrantów dziennie, niż mieć w Grecji spokój, ale w Bawarii przyjmować kilka tysięcy co dnia i mieć kryzys u siebie! Nie miejmy wątpliwości: Wśród wielu złych scenariuszy dla niemieckiej klasy politycznej, ten zawiązany z katastrofą humanitarną w Grecji jest jednym z korzystniejszych.

Pamiętajmy przy tym, że wciąż wiele zależy od Turcji. Ankara może zawrzeć umowę z Europą i zacząć kontrolować procesy migracyjne. Szczerze mówiąc wątpię jednak, by tak było. Turcy mają czas i mogą podbijać cenę. W tej chwili 3 mld euro leżące na stole negocjacyjnym to dla nich za mało. Myślę, że Ankara gra teraz na kryzys humanitarny w Grecji. Gdy do niego dojdzie, Europa powie: Dobrze, zapłacimy wam te 5 czy 6 mld euro, tylko zamknijcie już ten kurek imigracyjny! Tak więc obecnie najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest zatrzymanie fali imigracyjnej w Grecji, co wywoła w tym kraju kryzys humanitarny. Całą wiosnę i lato będziemy debatowali, jak rozwiązać ten kryzys, jak kontrolować granice, jak dogadać się z Turcją… Grekom trzeba będzie też dać pieniądze, bo sami ich przecież nie mają. W każdym razie, mówiąc krótko, z perspektywy Berlina jest naprawdę lepiej zajmować się katastrofą humanitarną w Grecji, niż w Bawarii.

Co będzie więc z kanclerz Angelą Merkel? Do wyborów jeszcze wprawdzie długo, ale wielu już dawno prognozowało, że kryzys imigracyjny to jej koniec. Wygląda jednak na to, że jeżeli będzie sprzyjać jej szczęście, może wyjść z tego kryzysu z tarczą i – kto wie? – zostać kanclerzem po raz czwarty, osiągając tym samym wynik „zamordowanego” przez nią Helmuta Kohla.

Wybory w Niemczech odbędą się w drugiej połowie 2017 roku. Zawsze byłem przeciwny prostym receptom, że to już koniec kanclerz Merkel. Trudno jednak dziś powiedzieć, jak to wszystko się skończy. To, o czym panu mówiłem, to spekulacje. Za tydzień może okazać się, że państwa bałkańskie nie są w stanie zatamować fali imigracyjnej i wtedy cała ta spekulacja wali się w gruzy. Mówiąc o przyszłości kanclerz Merkel zatrzymałbym się raczej na oportunistycznej taktyce, którą stosuje. W Polsce myśli się, że władza polityczna jest wszechmocna, a polityk to rodzaj demiurga. W istocie jednak skuteczna jest właśnie taktyka gry na czas, oportunizm. Z reguły bywa tak, że gracze ostrzy, chcący zmienić rzeczywistość – zwłaszcza międzynarodową – źle kończą. Także o tym pisał Machiavelli. Jeżeli polityk rozpoczynając działanie stawia sobie określone cele, to osiąga zupełnie co innego. Przysłowie mówi, że człowiek robi plany, a Pan Bóg się z tego śmieje. Taktyki oportunistyczne cechuje pokora wobec rzeczywistości. Są one bardzo charakterystyczne dla niemieckiej polityki po 1945 roku. Może być tak, że rzeczywistość i czas same rozwiążą problemy. Jeżeli uda się zablokować trasę bałkańską, to dojdzie do tego chyba jednak bez udziału Niemców. To byłby przykład na skuteczność taktyki oportunistycznej, według której to ktoś inny może rozwiązać za nas problem. Gra na czas kanclerz Merkel mogłaby pozwolić jej powiedzieć: Jednak jakoś mi się to udało.

Jest tu jednak wiele niewiadomych. Kryzys w Grecji przerodzi się stopniowo w kryzys europejski. Katastrofa humanitarna wpłynie na greckie finanse. Nie wszyscy od razu wyłożą na Grecję pieniądze. Dopiero, gdy telewizja pokaże drastyczne sceny z obozów dla uchodźców, to politycy zaczną działać. Jeżeli wszystko rozwinie się w kierunku kolejnego kryzysu gospodarczego Grecji, a zatem kryzysu strefy euro, to nie będzie chyba kolejnego – czwartego już w zasadzie – programu pomocowego. Oznaczałoby to w efekcie decyzję o wyjściu ze strefy euro. Tak więc cała sprawa może jeszcze wyjść Niemcom bokiem. Kryzys pokonany na jednym odcinku ujawni się na drugim. A w przypadku problemów strefy euro Niemcy powiedzą: Jak to? Polityka Merkel w sprawie kryzysu finansowego była zła! Może być więc tak, że spod deszczu migracyjnego kanclerz Merkel wpadnie pod rynnę kryzysu finansowego.

Jednak nawet jeżeli tak by było, to zyska przecież czas, trochę odsunie od siebie problemy…

Oczywiście. Dzisiaj politycy nie myślą strategicznie. Taktyka oportunistyczna zakłada, że nie realizujemy żadnych celów strategicznych. Stawia się czoło tym wyzwaniom, które właśnie przychodzą. Gramy na czas. Nie staramy się wyleczyć przyczyn choroby, bo interesują nas jedynie objawy. Taka taktyka jest w Europie powszechna. Jej mistrzem był Donald Tusk, ale Angela Merkel jest politykiem tego samego rodzaju. Zaznaczam, że ten oportunizm jest moim zdaniem fatalny. Politycy skupiają się tylko na utrzymaniu władzy, niczym więcej, co przyczynia się do głębokiego kryzysu polityczności w Europie.

Rozmawiał Paweł Chmielewski