Facet, określający się jako kobieta z penisem, latający w wyzywających kieckach po Warszawie i walące w mordę czy oblewający wodą każdego, kto ma odwagę nie określić go mianem kobiety – nie powinien być tematem normalnej publicystyki. Dziwadła zawsze zdarzały się na tym świecie, i można im było albo współczuć albo obwozić je w cyrku. Tym razem jednak sytuacja jest inna. Rafalala, tak jak wielu innych biedaków z zaburzeniami tożsamości (a może tylko chcących zrobić karierę na fakcie, że przebiorą się w babskie ciuszki), jest bowiem wykorzystywany do wiekiego projektu niszczenia rodziny i małżeństwa.

Nie ma się bowiem, co oszukiwać. Jeśli uda się ludzi przekonać, że facet jeśli przebierze się w damskie ciuszki i wszczepi sobie plasterek z żeńskimi hormonami, a także bloker testosteronu (tak sam o sobie mówi bohater ostatnich dni) jest kobietą, i to nawet jeśli ma penisa, to tożsamość płciowa przynajmniej w kulturze zacznie się rozmywać. A to właśnie różnica między kobiecością a męskością, różnica, która jednocześnie jest uzupełnieniem jest fundamentem małżeństwa. Jeśli nie różnimy się między sobą, jeśli kobiecość i męskość nie mogą razem po pojednaniu wejść na pewien wyższy poziom całości, stać się czymś więcej, niż tylko podwojeniem tego samego, to nie ma nie tylko powodów, by zakazać małżeństwa dwóm facetom, ale nawet faceta i chomika (a jak pokazują doniesienia z ostatnich dni tabloidów o pewnym amerykańskim aktorze wcale nie jest to przesada) czy kobiety, słonia i mrówki. Zaraz oczywiście dopadną mnie fachowcy, co oznajmią, że zwierzęta nie są osobami, ale... ja im na to odpowiem, że z punktu widzenia prawdziwie nowoczesnej lewicy to oni są konserwatywne zgniłki, ponieważ nie od dziś Peter Singer głosi, że osobą może być także szympans, świnia czy pies, nie mówiąc już o delfinie. Jeśli więc oni są osobami, to dlaczego za osóbkę nie uznać chomika.

Kpię oczywiście, ale sprawa wcale nie jest zabawna. Oswajanie nas z patologią bowiem trwa. Zaczęło się od [cenzura sądowa), a teraz przyszedł czas na kolejną osobę, która rozmywa tożsamości, znaczenia i sensy. I niszczy w ten sposób kulturowe postrzeganie biologicznej różnicy między kobiecością i męskością. Owszem można to wszystko obracać w żart, ale gdy patrzymy na poważnych dziennikarzy, którzy ze współczuciem i empatią pochylają się nad facetem, który sobie z nas wszystkich robi jaja, i gdy dostrzegamy jak jad trans-matrixa sączy się w nasze umysły, to niestety nie ma powodów do śmiechu... Jeśli bowiem nie zatrzymamy tego procesu (nie zatrzyma go natura), to czeka nas śmierć jako cywilizację. Bez rodziny, bez małżeństwa i bez męskości i kobiecości nie ma bowiem kultury, cywilizacji i wreszcie życia... I czas to powiedzieć zupełnie jasno.

Tomasz P. Terlikowski