Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Brytyjska para książęca odwiedziła Polskę. Czy widząc taki piękny kraj mogło im przyjść do głowy, że to dobre miejsce dla brytyjskich emigrantów, którzy zechcą szukać ucieczki, gdy życie w UK stanie się nie do zniesienia?

Rafał Ziemkiewicz, pisarz, publicysta: To brzmi jak żart, ale tak się przypadkiem składa, że akurat w czasie, kiedy książę Wilhelm z księżną Katarzyną bawili w Polsce, to ja z moją księżną Aleksandrą byliśmy w Wielkiej Brytanii. Ja wiem, że to nie jest wizyta tej samej rangi, przynajmniej na razie, natomiast to nie był nasz pierwszy pobyt w Wielkiej Brytanii. Po raz kolejny miałem taką refleksję- i moja żona również - że ile razy tam wracamy, jest tam coraz gorzej. Dzisiaj Wielka Brytania wygląda tak, jak wyglądał PRL - w tym sensie, że jest brudna, że nikomu się nic nie chce, a miasta są zaniedbane i odpychające.

Kiedy idzie się główną ulicą jednego z większych miast brytyjskich, to jest po prostu syf, leżą pety, miejsca publiczne są zaplute a szyby niemyte od miesięcy. Wygląda to okropnie. Nawet ludzie są zapuszczeni i nic im się nie chce. W takiej scenerii przetaczają się ogromne tłumy ,,kolorowych'', które tam koczują i które zmieniają te miasta w jakieś obozy przejściowe uchodźców.

W świetle tego, co jeszcze mam pod powiekami, z obrazów zapamiętanych z tej wizyty, z tych ,,widoków'' -  w tej sytuacji coś, co brzmi jak absurdalny żart - wcale takie śmieszne i tak do końca absurdalne nie jest.

Oczywiście, że para książęca to będą ostatni ludzie, którzy chcieliby się z Wielkiej Brytanii wyprowadzić, bo jest tam taka tradycja, że nawet w czasie II wojny światowej i bombardowań, kiedy ze względów bezpieczeństwa namawiano królową, matkę obecnie panującej królowej, Elżbietę Bowes-Lyon, żeby pozwoliła wywieźć przynajmniej dzieci z Londynu, udzieliła odpowiedzi: ,,Dzieci nie ruszą się stąd beze mnie, ja nie opuszczę Londynu bez króla, a król nie opuści Londynu w żadnym wypadku''.

Więc oczywiście, Brytyjczycy pewnie tego by oczekiwali, żeby para książęca, czy później para królewska została na miejscu jak najdłużej można. Natomiast to, że - powiedzmy - będą oni szukać obszarów, gdzie Brytyjczycy będą mogli ze swojego kraju niebawem uciekać - to już moim zdaniem wcale tak absurdalnie nie brzmi.

Czy w miastach Wielkiej Brytanii jest naprawdę aż tak źle?

Tam naprawdę jest z roku na rok coraz gorzej i nie widać gotowości, nie widać też woli walki ani zaradzenia temu, co się dzieje. Panuje tam nastrój jak w piosence, którą śpiewał świętej pamięci Przemysław Gintrowski, o barbarzyńcach:

,,Idą barbarzyńcy, idą barbarzyńcy/Ich smród zatruje miasta całej Europy/Idą barbarzyńcy, idą barbarzyńcy/ Rozgrabią Rzym ich łapska, roztratują stopy/ Lecz wielu twierdzi, że to tylko plotka/ Pod ich rządami można żyć - to też są ludzie/A ich prostota zdrowa, konopna i rumiana/ Ożywi Rzym tonący w lenistwie i nudzie (…)''

Po prostu, ci ,,Rzymianie'' już nie walczą, już im się odechciało i uważają, że każdy pokój jest lepszy od wojny, i że pozostaje tylko uciekać w magię, w podręczniki miłosnego kunsztu, i starać się zupełnie nie myśleć o tym, co nieuchronne…

Książęca para ma pewnie sporo przemyśleń po wizycie w Polsce?

Ponieważ panuje tam dekadencki nastrój, myślę, że dla Wilhelma i Katarzyny zderzenie się, spotkanie się z Polakami, którzy są w tej chwili zupełnie inni - absolutnie pełni energii, schludnie ubrani, czyści i pachnący, a polskie miasta wyglądają kwitnąco w porównaniu z angielskimi - dla nich to musiał być szok i mam nadzieję, duży zastrzyk pozytywnej energii, jaki otrzymali.

Nasi rodacy w UK mówią, że są złośliwości wobec Polski i Polaków na Wyspach, piszą bzdury w jakichś portalach o polskim zacofaniu i braku bieżącej wody, ale może Brytyjczycy są złośliwi, bo mają nam trochę za złe, że im się pogarsza a nam - odwrotnie?

Sytuacja tam zmieniła się w ostatnich latach diametralnie i naprawdę mam takie skojarzenie, że dzisiaj Anglia wygląda tak, jak w mojej młodości wyglądał PRL, w którym straszyły jakieś łuszczące się tynki, wybite szyby niewstawiane miesiącami, zasłonięte kartonem, ogólny syf. Wtedy każdy przyjeżdżający odnotowywał, że Polacy mają pięknie w środku w mieszkaniach, ale już na klatce schodowej zaczyna się brud i smród. Dokładnie tak wyglądają dzisiaj miasta zachodnie, nie tylko w Wielkiej Brytanii. Im się po prostu przestało cokolwiek chcieć, natomiast Polakom zaczęło się chcieć i wreszcie czują się u siebie i to naprawdę gołym okiem widać.

Jeśli para książęca przyjechała do Polski, i choć można na ten temat żartować, że są tu jako jako forpoczta emigracji, to z całą pewnością mogą tutaj liczyć na wielki zastrzyk nastroju radosnego, którego u siebie nie zaznają w żadnym wypadku.

 Może to jednak Brytyjczycy powinni zacząć się martwić o swoją przyszłość i swoją ,,bieżącą wodę'' a nie my?

W ogóle to nie jest nawet sprawa bieżącej wody, a ja jestem na tę kwestię nieco uczulony, bo był taki jeden polityk, może jeszcze go pamiętamy - dość paskudny, który tego sloganu używał, żeby różne niedobre rzeczy dla Polaków wprowadzać, pod pozorem dbałości o ciepłą wodę w kranie. Materialnie -  oczywiście, lepiej się zarabia w Wielkiej Brytanii niż w Polsce, ale generalny trend jest taki, że to my jesteśmy krajem, do którego warto stamtąd przyjechać, a nie odwrotnie.    

Czyli będzie powrót Polaków z imigracji?

To jest bardzo indywidualna sprawa, bo ludzie tam się już jakoś zakorzenili, zaaklimatyzowali, mają pracę i przede wszystkim - dzieci. I to może być największy problem, że tam wychowują się dzieci, tam się przyzwyczaiły. Spodziewać się, że dzieci urodzone na imigracji wrócą do Polski to tak, jakbym ja od swoich córek oczekiwał, żeby pojechały do Czerwińska i tam uprawiały ziemię po dziadku, choć to nie jest zupełnie wykluczone.

W trakcie swojego pobytu w Irlandii, bo byłem w obu tych krajach, dowiedziałem się, że firmy przeprowadzkowe, które obsługują wracających do Polski rodaków, mają obłożenie na kilka miesięcy naprzód. Można powiedzieć, że jest coraz większy ,,run'', i rozmawiałem sporo z ludźmi, z kręgu tych, którzy przychodzili na moje spotkanie autorskie, choć nie wiem, na ile są grupą reprezentatywną, ale na pewno to ci bardziej zaangażowani w życie polonijne. Otóż mówili, że właściwie każdy z kręgu znajomych ma kogoś, kto wyjeżdża, albo się szykuje do wyjazdu, a inni całkiem poważnie zastanawiają się nad powrotem. Trend powrotów do Polski jest wyraźny, choć statystycznie nie jest jeszcze taki wielki, ale wydaje się, że wiatr zaczyna ,,wiać w drugą stronę''.

Ktoś kiedyś powiedział, że ,,Polska to jest najpiękniejszą działka na całym globusie'' - zgadza się Pan z taką opinią?

Wie pani, za moich czasów był taki rysunek Andrzeja Mleczki… Cokolwiek on dziś wygaduje, to wtedy był w jakimś sensie głosem pokolenia, i to był rysunek, który nas niesamowicie ujmował za serce. Przedstawiał faceta, który z rozmarzoną miną wygląda przez okno i mówi: ,,Góry lasy, rzeki, pola… Panie, cholera, jaki to mógłby być piękny kraj''.

I to się chyba realizuje?

Ten potencjał cały czas jest, choć jest pytanie, jak my go wykorzystujemy, ale wydaje mi się, że coraz lepiej.

Dziękuję za rozmowę