Portal Fronda.pl: Jest Pan znany z sympatyzowania z szeroko pojętym ruchem narodowym. Jak się Panu podoba wczorajsza akcja Brygady Mazowieckiej ONR, która zakłóciła spotkanie promocyjne z Anną Grodzką. Czy nie powinniśmy na takie wystąpienia oburzać się w takim samym stopniu, w jakim oburzaliśmy się na przykład na zakłócanie przez bandę przebierańców poznańskiego wykładu ks. prof. Pawła Bortkiewicza?

Rafał A. Ziemkiewicz: Jeśli chodzi o pewną eskalację, to jest to zjawisko, które mnie martwi. To jest takie „bęc wuja w czoło i jest wesoło”. Ta akcja niewątpliwie jest odpowiedzią na skakanie jakiejś małpy w złotej sukience po ławkach w trakcie wykładu ks. prof. Pawła Bortkiewicza. Sięgając pamięcią wstecz, można by zobaczyć, że wszystkie radykalne działania narodowców pojawiały się jako odpowiedź na wyraźną, łatwą do zaobserwowania i do wyczucia sytuację. Przykładowo, spotkania historyczne poświęcone endecji czy Romanowi Dmowskiemu były atakowane przez jakieś bojówki. Atakowane w sensie fizycznym, nie tylko pikietowane. To się zwykle spotykało z wielką sympatią mediów prorządowych. Tak samo, jak uniemożliwienie przeprowadzenia wykładu ks. prof. Bortkiewiczowi spotkało się z nieskrywaną satysfakcją tych samych mediów. To niestety prowadzi do eskalacji. Zapewne w którymś momencie także na moim spotkaniu autorskim pojawią się jacyś ponurzy kolesie z Antify czy stowarzyszenia „Nigdy Więcej”. Można się tak bawić, ale to nie służy jakości życia publicznego.

Narodowcy nie znają jakichś innych, bardziej cywilozowanych form protestowania, niż pohukiwania i wrzaski?

Jasne jest, że w demokracji wszelkiego rodzaju pikiety i protesty są w arsenale działań, które mieszczą się wśród dopuszczalnych. Tyle, że zasadą jest nieprzekraczanie pewnej granicy. Podam przykład wykładu prof. Zygmunta Baumana. Jestem oburzony tym, że taka stalinowska kreatura jest w Polsce fetowana jako autorytet. Niemniej, uważam, że gdyby ci protestujący wzięli portrety pomordowanych przez NKWD, stanęli przed salą w milczeniu, aby wchodzącym na wykład przypominać, do jakiego to indywiduum przychodzą, to wszystko byłoby w porządku (zresztą, potem to zrobili). Tak się protestuje w demokracji. Natomiast robienie wiochy, czyli hałasowanie, przerywanie, uniemożliwianie spotkania to jest właśnie przekroczenie tej granicy, o której przed chwilą mówiłem. Sam padałem ofiarą jakiegoś tańczącego w sukience pajaca. Zresztą, mniejsza o mnie, ale to jest ten sam pajac, który potem rozbija procesję Bożego Ciała, co z wielką radością przyjęła „Gazeta Wyborcza”. Dziennik zachwycał się, jaki to wspaniały pomysł, że jakiś pajac przebrał się za motylka i kręcił d... księdzu przed nosem w trakcie procesji Bożego Ciała. To jest psucie jakości życia publicznego, ale uważam, że sprawiedliwość każe dostrzec, że to nie narodowcy zaczęli. Ich działania są jedynie reakcją na bezkarność właśnie takiego przekraczania granicy przez rozmaite grupy lewicowe, lewackie czy w jakiś sposób pieszczone przez media głównego nurtu.

Ruch Narodowy ogłosił niedawno, że wystartuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Czy takie wybryki ONR, który jest przecież zasadniczą częścią tego ruchu, nie szkodzą wizerunkowo organizacji, która kreuje się na poważną partię polityczną, mogącą zasiadać w PE?

Nie ukrywam, że odradzałem narodowcom start w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Uważałem, że jest to pewien problem dla Ruchu Narodowego, ponieważ on w tym momencie przestaje być ruchem, przestaje być tym, czym chciał być, czyli siłą kulturotwórczą, która stopniowo ogarnie młode pokolenie. Ruch Narodowy staje się po prostu czymś w rodzaju jeszcze jednego PJN, jeszcze jednej Solidarnej Polski, jeszcze jednego Kongresu Nowej Prawicy, czyli sprowadza się do roli jednej z wielu partyjek, które ubiegają się o głosy i diety europoselskie. Oni oczywiście są w stanie jakoś to uzasadnić, ale pojawia się pytanie, czy takie uzasadnienie dotrze do wyborcy. Moim zdaniem, to jest główny problem Ruchu Narodowego z eurowyborami. Podejmując taką ryzykowną decyzję o starcie, wchodzą do ligi, która tak naprawdę ich pomniejsza. Zmniejsza ich szanse, czyni ich jedną z wielu partyjek, a nie ruchem, który miał być kulturotwórczy. Trudno jednak na razie prorokować, zobaczymy, jak przeprowadzą kampanię wyborczą, co zrobią. Rzeczywiście, takie wystąpienia, jak wczorajsze są pewnym problemem wizerunkowym dla Ruchu Narodowego. Przeciętnemu widzowi narodowcy kojarzą się wyłącznie z zadymami. Z pewnością, żeby uzyskać dobry wynik w wyborach powinni organizować raczej takie spotkania, jak szczyt antyklimatyczny, pokazywać, że dysponują poważną merytoryczną ofertą. Jeżeli istnieją w mediach wyłącznie dzięki zakłócaniu wykładów pani Grodzkiej, czy też pana Bęgowskiego, to nie jest to korzystne.

Rozm. MBW

"Krzysiu, nie wygłupiaj się!". Narodowcy przerywają spotkanie z Grodzką. ZOBACZ FILM!