Radzikowski odniósł się do planowanego na jutro protestu Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.

„Czekaliśmy dość długo, nie było postępu, marsz jest efektem braku rozmów ze strony rządu. Niestety pani premier nie odpowiedziała nam, że chciałaby się z nami spotkać i podjąć rozmowę” - mówił wiceprzewodniczący OPZZ.

Na początku marca przewodniczący rolniczego OPZZ Sławomir Izdebski złożył na ręce podsekretarza stanu Tadeusza Nalewajki listę postulatów związkowców, zastrzegając, że w wypadku ich odrzucenia protestujący powrócą do stolicy.

- Zawieszamy protest, ponieważ rolnicy po miesiącu protestów muszą wrócić na pola (...) Chcemy się tak zorganizować, że jeśli minister odrzuci nasze postulaty, to wrócimy do Warszawy na traktorach i rozpoczniemy protesty i blokady w całym kraju - mówił 2 marca Izdebski.

W rozmowie  na antenie Telewizji Republika Radzikowski podkreślił, że obecnie "nie można już czekać" i dlatego protestujący wracają do Warszawy.

- Mamy wzrost gospodarczy a nie rosną wynagrodzenia (...) mamy dzisiaj w Polsce taką sytuację, że nawet praca nie chroni przed bieda - mówił wiceprzewodniczący OPZZ.

Uważa, że dla polityków nigdy nie ma dobrego momentu, żeby zająć się pewnymi problemami.

- Zawsze po wyborach, albo przed wyborami (...) ale w naszej ocenie to jest optymalna data - dodał. Radzikowski podkreślił też, że nie można oceniać sytuacji Polaków patrząc tylko z perspektywy Warszawy. - Pytanie jest, z którego miejsca się na tą Polskę patrzy, czy z salonów Warszawy bo tutaj sytuacja może wygląda dobrze (...) ale jeżeli zajrzymy trochę głębiej to sytuacja jest dużo bardziej złożona - tłumaczył.

Celem protestów jest przede wszystkim "przypomnienie temu rządowi o jego deklaracjach" składanych przy okazji ostatnich wyborów. „Liczymy na rzetelną rozmowę” – powiedział Andrzej Radzikowski.

KZ/Telewizjarepublika.pl