Na portalu społecznościowym Facebook można zauważyć kolejny - obok "Mięsnego jeża" czy nowej fryzury Justina Biebera - hit internetowej gawiedzi: karykaturę postaci Jezusa Miłosiernego z wyszczerzonymi zębami i uniesionym w górę kciukiem. Na obrazku zamieszczono również podpis: "Święta idą. Umyj okna dla Jezusa". Zapewne pojawią się głosy, że nie można tak "zbyt poważnie", że "trzeba trzymać dystans", przecież to "tylko żart", itp. Pewnie znowu jacyś otwarci katolicy, stwierdzą, że to czepianie się szczegółów, brak zrozumienia dla innego poczucia humoru czy zbytnie czepianie się formy.

 

Być może. Tyle, że od tego się zaczyna. Od niewinnych żarcików, postaci biblijnych w karykaturalnych pozach, wykorzystywaniu religii do prymitywnej kampanii reklamowej, a kończy na zdewastowanych kościołach, wykorzystywaniu wizerunków świętych do komiksowej pornografii (która pojawiła się nawet na miłującym tolerancję Facebooku) czy wreszcie brutalnych ataków na wyznawców Chrystusa. Koniec z plebejskim, pociesznym antyklerykalizmem, którego uosobieniem była karykatura obleśnego wiejskiego proboszcza, uganiającego się za mamoną i niewiastami. Dość już mowy-trawy o tym, że Kościół naucza czego innego, niż nauczał Chrystus w myśl zasady "Bóg - tak, Kościół - nie". Trzeba wziąć się za rdzeń ciemnogrodu - religię samą w sobie. Najlepszym tego przykładem jest styczniowe zdewastowanie pomnika Jana Pawła II we włoskim kurorcie Riccione. Dla chuliganów, nie miała większego znaczenia postawa Ojca Świętego wobec różnorodności czy jego prawdziwa tolerancja, daleka od ideologicznego zacietrzewienia. Nieznani sprawcy pozbawili rzeźbę, przedstawiającą Papieża - Polaka, głowy i rąk. Trzeba przyznać, że to dosyć nietypowa forma upustu pijackich emocji po sylwestrowej imprezie...

 

Podobny trend można zauważyć w Polsce. Już mało kogo ruszają obrazki, przedstawiające o. Rydzyka w maybachu czy karykatury pazernych księży, rodem z "NIE" czy "Faktów i Mitów". Teraz na topie jest wyśmiewanie wizerunku samego Chrystusa. W końcu czego się nie robi dla kliknięć "Lubię to". Przecież bez tego, nie ma życia wśród przedstawicieli pokolenia demotywatorów, kwejków i innego badziewia.

 

A co na to tzw. zaangażowani katolicy? Ano pewnie znów popsioczą na złe czasy, na upadek obyczajów, wymienią się swoim świętym oburzeniem i nie zrobią zupełnie nic. Wszystko kwitując zdaniem: "U muzułmanów byłoby to nie do pomyślenia".

 

Aleksander Majewski