Władze Warszawy, wiceprezydent Włodzimierz Paszyński oraz stołeczny konserwator zabytków, powołując się na szereg różnych pretekstów uznali, że pomnik katyński nie prawa stać na Placu Zamkowym. Na rogu ul. Senatorskiej i placu Zamkowego stoi od grudnia 1998 roku. Po tylu latach konserwator zabytków i wiceprezydent doszli do wniosku, że stać dłużej nie może. W piątek odbyła się narada u wiceprezydenta Paszyńskiego. Padły na niej słowa, że pomnik katyński – cytuję – narusza doktrynę konserwatorską UNESCO.

 

To jedyny pomnik poświęcony pamięci Katynia w Warszawie. Nie było żadnego problemu i naruszania doktryny konserwatorskiej do momentu katastrofy pod Smoleńskiem. Od tego momentu pomnik nabrał nowego wymiaru. Tam przychodzą ludzie nie kilka razy w roku, ale co dzień. Zapalają znicze. Miasto nigdy nie dało na pomnik czy jego konserwację ani złotówki, w całości ufundował go płk. Ryszard Kukliński, prof. Zbigniew Brzeziński i Polonia amerykańska. Jego autorem jest artysta rzeźbiarz Andrzej Renes, ten sam, który zaprojektował pomnik ks. Skorupki przed Katedrą Praską i kard. Wyszyńskiego na Krakowskim Przedmieściu. Pomnik jest bardzo sugestywny – litera „t” w słowie Katyń jest jednocześnie krzyżem. To również nawiązanie do pierwszej ulotki Armii Krajowej, jaka ukazała się w 1943 roku po ujawnieniu zbrodni katyńskiej.

 

Teraz władze Warszawy chcą go usunąć i to w terminie kilku tygodni. Szukają różnych pretekstów, ale istota sprawy polega na tym, że wymiar tego pomnika po 10 kwietnia 2010 roku nabrał zupełnie innego, szerszego znaczenia. Takie działanie wpisuje się w prowadzoną przez obecne władze politykę historyczną, która stawia pomnik bolszewikom w Ossowie, która uznaje Pałac Kultury, symbol komunizmu i stalinizmu za zabytek, który musi stać w Warszawie po wieczne czasy, a na konserwację pomnika okupantów, żołnierzy sowieckich, tzw. czterech śpiących daje dwa miliony złotych. Nie mówmy więc, że Polska nie prowadzi polityki historycznej. Ta polityka jest i to od dawna starannie zaplanowana, ale w interesie Rosji i generała KGB Putina. Rosjanie nas testują i mają swoją agenturę, bo jeśli to nie jest działalność agenturalna, to co w takim razie?

 

Marta Brzezińska