Autor pochyla się nad nimi – nad Bractwem, biskupem i wywiadem – z największą i niekłamaną troską, podobną tej, z jaką o współczesnym Kościele wypowiada się Józefa Hennelowa (gdyby spod pióra redaktora Rowińskiego padły jeszcze słowa „jakież to smutne”, to sprawdziłbym, czy przez pomyłkę nie wszedłem na stronę internetową „Tygodnika Powszechnego”).

Tomasz Rowiński, historyk idei i socjolog, jest człowiekiem o niekwestionowanym dorobku i dużej wiedzy, znakomicie orientującym się w sprawach dotyczących środowisk katolickich tradycjonalistów – również tych o nieuregulowanym statusie kanonicznym. A skoro tak, to musi zdawać sobie sprawę ze skomplikowanej sytuacji, w jakiej znalazł się przełożony generalny Bractwa Świętego Piusa X po tym, gdy przyjął zaproszenie na rozmowy doktrynalne w Stolicy Świętej, a te zakończyły się niepowodzeniem. Redaktor Rowiński mógłby nieco łaskawszym okiem spojrzeć na wysiłki mające na celu pojednanie z Rzymem, bowiem w ten sposób bp Fellay zaryzykował siedzenie okrakiem na barykadzie, a to – o czym wie każdy „indultowiec”, a red. Rowiński przecież nim jest – pozycja bardzo mało komfortowa, bo wystawiająca na strzały z obu stron. I tak się stało.

Właśnie dlatego należałoby raz jeden odstąpić od rytualnego kopania „lefebrystów”, nie egzagerować, nie czepiać się słówek i nimi nie manipulować, nie zohydzać, niepotrzebnie nie wchodzić na wysokie tony (słów „nuta tych wspomnień wydaje się przygnębiająca i gorsząca” nie powstydziła by się sama Helena Mniszkówna), ale po prostu dokonać chłodnej analizy i podzielić się nią z czytelnikami.

Autor wspomnianego tekstu znakomicie wie, że The Angelus nie jest tubą, przez którą bp Fellay chciałby cokolwiek ogłaszać całemu światu, ale pismem adresowanym przede wszystkim do amerykańskich katolików związanych z FSSPX. Wie również, że za sprawą usuniętego z Bractwa bp. Richarda Williamsona najbardziej radykalne nastroje panują wśród amerykańskich członków FSSPX i związanych z nimi wiernych. Musi się zatem domyślać, że bp Fellay, za pomocą niektórych stwierdzeń – właśnie tych, które go zasmuciły – chce nieco uspokoić rozemocjonowanych anglosaskich wiernych (wśród nich wielu konwertytów zdradzających objawy neofickiej nadgorliwości) i dzięki temu zachować jedność kierowanego przez siebie instytutu.

Nie chcę zarzucać redaktorowi Rowińskiemu złej woli, ale nie pojmuję jego braku wyrozumiałości dla bp. Fellaya, który – zaznaczając przecież, że w tamtym czasie atmosfera w Ecône była bardzo napięta („whole congregation was electrified”) – chwilę, gdy przyjmował sakrę biskupią wspomina jako radosną. To prawda, że gdyby Jego Ekscelencja nieco bardziej niuansował swe słowa i dodał z czego dokładnie ta radość wynikała, to nie dałby swym wrogom pretekstu do głoszenia, że oto nie posiadał się z radości z rzekomego rozbijania Kościoła. Uczciwość nakazywałaby również wziąć pod uwagę, że frankofon udziela wywiadu anglojęzycznej gazecie, ale o to nawet nie proszę.

Redaktora Rowińskiego „zasmuca również deklaracja bp Fellaya, sugerująca, że ponowny krok w postaci «nielegalnych święceń» nie byłby niczym nadzwyczajnym”. Tyle, że biskup tego nigdzie nie powiedział. Najpierw bodaj trzykrotnie tłumaczył, że „posiadanie przez Bractwo biskupów nie jest bezpośrednio związane z jego posługą, że ma to jedynie zapewnić przetrwanie, że ich posiadanie nie stanowi sedna działalności FSSPX, bo jest nim formowanie kapłanów według Serca Jezusowego”, a dopiero na końcu uspokajał, że „gdy tylko znów wystąpią okoliczności takie jak te, które doprowadziły abp. Lefebvre’a do podjęcia takiej decyzji, my również przedsięweźmiemy podobne środki”. Może się mylę, ale taka kolejność i dobór słów chyba nieco zmieniają postać rzeczy?

Redaktor Rowiński sugeruje również, że członkowie FSSPX wprost zacierają ręce w oczekiwaniu, że kryzys Kościoła jeszcze się pogłębi, bo wówczas będzie łatwiej zawrzeć porozumienie. Tymczasem bp Fellay mówi tylko o tym, iż „jest jasne, że jeśli [rządzący Kościołem] nadal będą szli drogą, którą teraz idą, to zniszczenia będą coraz większe i pewnego dnia będą musieli zawrócić. I wówczas ponownie zwrócą się do nas”. A dalej wylicza pozytywne zmiany, które zaszły za czasów pontyfikatu Benedykta XVI i apeluje o modlitwy i wyrzeczenia, nawet o kolejną krucjatę różańcową w intencji przyspieszenia powrotu Tradycji, „abyśmy mogli zobaczyć jak Kościół na nowo rozkwita”. Nie rozumiem gdzie w tych słowach kryje się owa wskazywana przez autora tekstu „dialektyka, której dobrą ilustracją jest zdanko «im gorzej, tym lepiej»” (co bp Fellay ma wspólnego z Czernyszewskim?!)

Sformułowaną na końcu zachętę do doktrynalnej bezwarunkowej kapitulacji trudno mi komentować, bo nie jestem teologiem, choć oczywiście zgadzam się, że Bractwo mogłoby w Kościele odegrać taką rolę, jaką niegdyś odegrało Towarzystwo Jezusowe i podzielam smutek wielu katolików powodowany faktem, że rzymskie rozmowy nie przyniosły rozwiązania tej bolesnej sytuacji.

Na koniec chciałbym zachęcić redakcję portalu do linkowania tekstów komentowanych na jego łamach, tym bardziej, gdy są dostępne w języku polskim.

Jakub Pytel

TEKST DO KTÓREGO ODNOSI SIĘ JAKUB PYTEL: „Lefebvryści marnują swoje talenty”