To spotkanie miało przełamać impas w sprawie dwóch najważniejszych dziś problemów syryjskich: rosnących w siłę w Idlib islamistów oraz przyszłości kontrolowanych przez Kurdów terenów po odwrocie Amerykanów. Jednak najnowszy szczyt trójkąta astańskiego w Soczi nie przyniósł żadnych efektów. W obecnej sytuacji oznacza to porażkę Władimira Putina. To Rosji zależy na szybkim rozwiązaniu obu spornych kwestii, bo coraz bardziej szkodzą one współpracy Moskwy z Ankarą.

Rosja, Turcja i Iran są zgodne, że wycofanie się z Syrii wojsk amerykańskich będzie miało pozytywne skutki – oświadczył 14 lutego Władimir Putin po rozmowach w Soczi z przywódcami Turcji i Iranu, Recepem Tayyipem Erdoganem i Hasanem Rowhanim. I to właściwie jedyna rzecz, w której zgodzili się uczestnicy szczytu. Nadal panuje pat na linii Moskwa – Ankara w dwóch kwestiach: rebelianckiej enklawy w Idlib oraz terenów kontrolowanych przez Kurdów. Rosjanie dążą do zniszczenia ostatniego bastionu przeciwników Asada, tym bardziej, że coraz mocniejsi są tam radykalni islamiści związani z al-Kaidą. Zajęcie Idlib można by też uznać za koniec wojny domowej i zwycięstwo wspieranego przez Moskwę i Teheran Baszara el-Asada. Operacji zbrojnej w Idlib sprzeciwia się jednak Turcja. Argumentuje, że wywoła to humanitarną katastrofę i napływ w jej granice kolejnych setek tysięcy uchodźców. Przede wszystkim jednak Erdogan chce zagrać kartą Idlib w grze o ważniejszą stawkę: neutralizację zagrożenia kurdyjskiego.

Po oczekiwanym wycofaniu się Stanów Zjednoczonych w Syrii, ogromny obszar głównie na wschodnim brzegu Eufratu będzie kontrolowany przez osamotnione oddziały kurdyjskie. Ankara twierdzi, że wtedy Kurdowie mogą zagrozić jej granicom. Żąda więc prawa utworzenia strefy buforowej w północnej Syrii. Na to jednak Putin i Rowhani w Soczi nie zgodzili się. Użyli argumentu, że zgodę na wejście wojsk tureckich na terytorium Syrii wyrazić musi legalny rząd w Damaszku. A oni nie będą pośrednikami, niech Ankara sama zwróci się bezpośrednio do Asada. To nie do przyjęcia przez Erdogana – Turcja od 2011 roku nie utrzymuje stosunków z reżimem syryjskim. Poza tym jest niemal pewne, że Asad by się nie zgodził. Plan Damaszku, Moskwy i Teheranu jest inny: strasząc Kurdów tureckim najazdem nakłonić ich do formalnego uznania zwierzchnictwa Asada i wpuszczenia oddziałów rządowych w strategiczne miejsca w zamian za bezpieczeństwo i jakąś nieokreśloną na razie autonomię. O współpracy Kurdów z lojalistami Asada na lokalnym poziomie słychać już od pewnego czasu. Do tego pojawiły się informacje, że Kurdowie ropę z kontrolowanych obszarów sprzedają Damaszkowi.

Rosja chce doprowadzić do rozstrzygnięć w Idlib i na północnym wschodzie Syrii jak najszybciej – na Kremlu jest obawa, że Trump może zmienić zdanie w sprawie opuszczenia Syrii. Z kolei Turcja zwleka. Erdogana czekają marcowe trudne wybory lokalne, poza tym toczy też negocjacje z USA. Widać, że trójkąt astański przeżywa największy kryzys od momentu jego powstania. Dotychczas przyniósł one korzyści przede wszystkim Rosji i Asadowi – ale Moskwa nie chce konfliktu z Turcją także z innych powodów. Poprzez zbliżenie w kwestii syryjskiej Moskwa coraz skuteczniej wpływa na politykę Turcji wobec Zachodu i pozycję Ankary w NATO i w relacjach z USA. Dla Putina większym sukcesem niż zwycięstwo Asada w Syrii byłoby faktyczne wyjęcie Turcji z Sojuszu Północnoatlantyckiego. Zresztą temu służy współpraca zbrojeniowa i gazowa. Tak jak w przypadku Syrii, tutaj również zbliżenie Turcji do Rosji szkodzi Europie i Zachodowi.

Warsaw Institute