Rosyjskie media poinformowały, że tamtejsze władze lotnicze napomykają o możliwości wstrzymania lotów czarterowych do Turcji. Oficjalny powód? Złożona sytuacja wewnętrzna w tym kraju. Mało, kto w to wierzy i wszyscy uważają, że to kara dla Ankary, za wyraźne wsparcie Waszyngtonu w jego syryjskiej polityce.

Tylko, dlaczego ukaranymi mają być również ci Rosjanie, wg. różnych szacunków od 200 do 400 tys. osób, którzy wykupili, i zapłacili za wczasy w tureckich kurortach? Być może, ktoś się zagalopował i niedługo władze wycofają się z tego pomysłu, być może to tylko strachy na Turków, ale być może również niewyartykułowana wprost obawa zamachów terrorystycznych na rosyjskie samoloty. Zamachów takich, jak zeszłoroczny wybuch w samolocie czarterowym wiozącym turystów z Egiptu. Koszt zaangażowania w Syrii?

Włoska La Repubblica napisała, że Rosjanie oczekiwali, iż prezydent Mattarella, który spotkał się wczoraj z prezydentem Rosji, zaprosi Władimira Putina na szczyt państw G7, który odbędzie się w maju w sycylijskiej Taorminie. Nawet gdyby to było z formalnego punktu widzenia możliwe (a nie jest), to tego rodzaju oczekiwania świadczyłyby o całkowitym rozbracie Moskwy z rzeczywistością. Wydaje się to mało prawdopodobne, rosyjska dyplomacja znana jest przecież z tego, że stąpa po ziemi, ba, uważa, że w stosunkach międzynarodowych zbyt wiele jest słów o wolności, prawach obywatelskich i innych temu podobnych nieuchwytnych ideach, a zbyt mało poczucia realiów, liczenia się z wymiernymi interesami, wpływami, siłą. Taki „przeciek” należy raczej czytać, jako sygnał o gotowości do rozmów.

Ale można również śledzić wypowiedzi prowadzące do wzrostu napięcia. A może raczej dążeniu do ustanowienie ekskluzywnych relacji Rosja – Stany Zjednoczone, co obiektywnie poprawia pozycję Rosji. W tym celu Putin otwarcie okazuje lekceważenie innym państwom Zachodu. Można dojść do takiego wniosku, kiedy czyta się wypowiedź prezydenta Rosji, który powiedział, po spotkaniu ministrów spraw zagranicznych grupy G 7 w Lukce, że sojusznicy amerykańscy z NATO, zachowali się jak „chińskie, kiwające głowami, kukiełki, niczego nie analizując” i nie przyjęli do wiadomości, oczywistych, jego zdaniem faktów. Jakich faktów nie przyjęto do wiadomości? Ano takich, że jego zdaniem brak jest dowodów na użycie broni chemicznej przez siły Asada, ale za to z pewnością można mówić o naruszeniu prawa międzynarodowego – amerykański nalot nie został przecież poprzedzony uchwałą ONZ. Rosyjski prezydent nie komentuje tego, iż akcją zbrojną sił amerykańskich ONZ się nie zajmie bo, jak poinformował przedstawiciel organizacji, po prostu odmawia. W trakcie wczorajszej konferencji prasowej Putin uspokajał. Antyrosyjski front w sprawie Syrii, jednoczący państwa Zachodu i Stany Zjednoczone, jest w jego opinii, wygodną formułą pozwalającą zapomnieć o wypowiadanych w Europie opiniach kilka miesięcy temu, na temat Trumpa i jego ewentualnej (wówczas), prezydentury. Wspólny wróg jednoczy – dodał. Ale Rosja jest na to przygotowana. Przeczeka. I na końcu drogi, zdaniem Władimira Władimirowicza, uda się znaleźć jakąś formułę pozytywnego współdziałania. Na razie, jak powiedział, w wywiadzie dla stacji telewizyjnej Mir 24, powinniśmy robić wszystko, aby obywatele Rosji walczący dziś po stronie islamistów w Syrii nie mogli wrócić do kraju. Nawiązał przy tym do swych wcześniejszych wypowiedzi o możliwości pozbawienia ich obywatelstwa. Ale jeśli nam się nie uda, ostrzegał, to tylko potwierdzi to, że podjęliśmy słuszną decyzję angażując się w Syrii. Ale warto też zwrócić uwagę na to jak sformułował rosyjskie cele interwencji w tym kraju – zwycięstwo nastąpi wtedy, kiedy islamiści nie będą mogli wrócić do kraju. Czyli czytając inaczej – Asad jest użyteczny, jako narzędzie walki z terroryzmem. I tylko tyle.

W rosyjskich mediach pojawiły się też opinie, że celem piątkowego ataku amerykańskiego wcale nie była, a przynajmniej nie na pierwszym miejscu, Syria. Zdaniem komentatorów Tillerson przyjeżdża do Moskwy przede wszystkim po to, aby „załatwić” problem Korei Pn.. Wczorajsze oświadczenie władz chińskich, iż w razie kolejnej próby nuklearnej Pjongjangu wprowadzą sankcje gospodarcze, w tym embargo na dostawy surowców energetycznych postrzegane jest, jako osiągnięcie przez Trumpa i prezydenta Xi porozumienia w tej kwestii. Putin może w takiej sytuacji trochę ugrać w kwestiach syryjskich i odbudować swój prestiż (z pewnością wewnątrz kraju), a prawdziwy deal dotyczył będzie czegoś zupełnie innego.

Rosyjscy eksperci, pytani przez prasę coraz głośniej zaczynają zastanawiać się czy rosyjskie zaangażowanie się w Syrii poprzedzone było głębszą analizą sytuacji i konsekwencji tego kroku. Aleksand Konowałow szefujący Instytutowi Studiów Strategicznych powiedział, że Rosja znalazła się de facto w międzynarodowej izolacji. „To smutny obraz być w jednej grupie, z Kim Dzong Unem, i nawet z Iranem, choć to stara cywilizacja.” Oskarżył on rosyjskie władze, że pochopnie podjęły decyzję o zaangażowaniu w Syrii. Byliśmy przekonani – kontynuuje, że są tam jasno rozgraniczone siły – prawomocny rząd i nielegalne, uzbrojone oddziały zbrojne. I, że wystarczy pomóc tym pierwszych i trochę zbombardować tych drugich, a Damaszek odzyska kontrolę nad całym terytorium kraju. W rzeczywistości nie mieliśmy pojęcia ile tam kotłuje się różnych interesów. I operacja, której celem miało być przerwania międzynarodowej izolacji Rosji (po aneksji Krymu) prowadzi do sytuacji jej wzrostu. Ta zmiana tonu jest znamienna. Inny ekspert – Aleksander Szumlin, nazywa Syrię ciężarem dla Rosji i argumentuje, że nawet militarne sukcesy nie przybliżą Moskwy do osiągnięcia celów politycznych. A co gorsze, jego zdaniem, przysporzą Rosji jeszcze niemało problemów – głównie z islamskim terroryzmem (zamach w Petersburgu był jego zdaniem tylko wstępem). Przywołuje w tym kontekście prognozę Baraka Obamy, z października 2015, kiedy to amerykański prezydent przewidział taki rozwój wypadków (tj. zagrożenie terroryzmem w Rosji). Wówczas w Moskwie śmiano się z tego – dodaje, ale dziś już nikomu nie jest do śmiechu.

Konstantin Remczukow, naczelny redaktor Niezawisimej Gaziety w wywiadzie dla rozgłośni radiowej Echo Moskwy powiedział, iż Rosja nie ma dziś we współczesnym świecie sojuszników, może nie licząc Iranu. I będąc na progu nowej zimnej wojny jest faktycznie osamotniona. Przywołuje też wypowiedź uchodzącego za „gołębia” niemieckiego ministra spraw zagranicznych Gabriela, który miał w trakcie posiedzenia G 7 oświadczyć, iż amerykańska akcja była uprawniona w sytuacji, kiedy Rada Bezpieczeństwa ONZ nie była w stanie przyjąć uchwały w sprawie syryjskiej. Rosjanom, takie postawienie sprawy przypomina sytuację zamknięcia przestrzeni powietrznej nad Libią w przeddzień obalenia Kadafiego oraz bombardowanie celów w Jugosławii przez NATO w latach dziewięćdziesiątych. I w obydwu przypadkach patrząc na to z punktu widzenia rosyjskich interesów nie są to reminiscencje przyjemne.

I wreszcie Leonid Isajew, autor artykułu w Wiedomostiach, jest zdania, iż amerykański nalot, ale przede wszystkim powrót Waszyngtonu do aktywnej polityki na Bliskim Wschodzie jest dla Moskwy szansą. Dzisiaj, uważa, Rosja jest zakładniczką Damaszku, który nagminnie łamie przyjęte ustalenia. Proces pokojowy, jeśli przez to rozumieć rozmowy w Genewie i kazachskiej Astanie, stanął w miejscu. Ale polityczna odpowiedzialność ciąży na Moskwie. I wejście do gry Amerykanów stanowi dla niej doskonałą okazję, aby się z tej trudnej sytuacji wycofać bez wielkich strat prestiżowych.

W Polsce jesteśmy bardziej skłonni wsłuchiwać się w koncyliacyjne wystąpienia włoskiego ministra spraw zagranicznych, niźli poddawać analizie dokument, którym zakończył się szczyt ministrów spraw zagranicznych G 7. Może, dlatego, że chyba niewielu osobom chce się czytać ten długi, 30 – stronicowy materiał. A jego wymowa nie budzi wątpliwości. Zawarto tam szereg wezwań, głównie pod adresem Moskwy – do tego, aby wykorzystała swe relacje z ukraińskimi separatystami i wymusiła realizację ustaleń mińskich, powtórzenie, że Zachód nie uznaje nielegalnej agresji Krymu, wezwanie Rosji do wywarcia presji na jej sojuszników w Syrii, aby ci respektowali ogólnokrajowe zawieszenie broni. Przypomnienie o nieustającym naruszaniu przez syryjski reżim wcześniejszych rozejmów. Wezwanie do rozpoczęcia procesu pokojowego w „formacie genewskim”, czyli przez utworzenie rządu tymczasowego, bez Asada. Znajdziemy tam też wezwanie do rządów Rosji i Iranu, aby te, będąc sojusznikami reżimu w Damaszku wymusiły nań rezygnację z używania broni chemicznej. I wreszcie znajduje się tam też deklaracja wiary w to, że Rosja mając potencjał i możliwości rozwiązania konfliktu w Syrii przyczyni się do uspokojenia sytuacji. Ale przecież na warunkach jak wyżej, czyli bez Asada. Mało?

Śledząc doniesienia polskich mediów można odnieść wrażenie, iż autorzy relacji spodziewali się natychmiastowego wdrożenia drastycznych antyrosyjskich sankcji i rozpoczęcia akcji militarnej. Tyle, że międzynarodowa polityka to nie piaskownica, ani teatr, bardziej partia szachów. I dziś możemy obserwować, co najwyżej gambit w kolejnej partii, mając też nadzieję, że rosyjski kryzys formy będzie zjawiskiem trwałym. Wszak od dziesięciu lat żaden Rosjanin nie zdobył mistrzowskiego tytułu w tej królewskiej grze.

Marek Budzisz/salon24.pl