10 lat temu do szkoły w miasteczku Biesłan wtargnęli terroryści. Przez trzy dni na oczach całego świata rozgrywał się dramat dzieci i dorosłych. Radosny dzień rozpoczęcia nowego roku szkolnego okazał się piekłem. Zginęły 334 osoby – w tym połowa dzieci.

„Władminierze Putinie, to nie ty rozpętałeś tę wojnę, ale ty możesz być tym, kto ją zakończy, a będzie to wtedy, kiedy zdobędziesz się na odwagę i postąpisz tak jak de Gaulle. Oferujemy wam pokój zgodnie z podstawową zasadą 'niezależności za bezpieczeństwo.' Gwarantujemy, że jeśli wycofacie wojska i uznacie niezależność Czeczenii, to wtedy: my nie będziemy zabiegać o jakiekolwiek zależności polityczne, ekonomiczne czy militarne z kimkolwiek przeciwko Rosji: nie będzie na naszym terenie żadnych zagranicznych wojskowych baz, nawet tymczasowych; nie będziemy wspierać lub finansować grup walczących przeciwko Federacji Rosyjskiej; dołączymy do Wspólnoty Niepodległych Państw; pozostaniemy w strefie rubla; możemy podpisać deklarację zjednoczeniową, chociaż wolelibyśmy pozostać niezależnym krajem..." – pismo rozpoczynające się od tych słów przekazał prezydentowi Inguszetii Auszewowi mężczyzna nazywający siebie Pułkownikiem. Polityk przybył na miejsce tragedii. Datowany na 30 sierpnia 2004 roku dokument był podpisany: „od sługi Allaha Szamila Basajewa." Termin na odpowiedź wyznaczono Kremlowi na poranne godziny 4 września.

10 lat temu, 1 września 2004 roku, dokonano zamachu terrorystycznego na szkołę nr 1 w Biesłanie. Początek roku szkolnego w Osetii Południowej to święto całej rodziny, Dzień Wiedzy. "Życie radzieckiego obywatela kształtowało się w budynku szkolnym i upolitycznionym systemie nauczania, co oznaczało, że edukacja dzieci od dnia, w którym już nie potrzebują stałej opieki matki, powinna przejść w ręce instytucji państwowej i być opłacana przez państwo" –opisują, w książce „Pęknięte miasto Biesłan”, realia życia w tym odległym rejonie świata Zbigniew Pawlak i Jerzy A. Wlazło.
Podobnie miało być także 10 lat temu. "Odświętne stroje wisiały od dwóch dni wisiały na drzwiach szafy - jako dziewczynki - dopiero dzisiaj rano zapragnęły coś zmienić. Zaczęło się upiększanie. A to nie te podkolanówki, a to nie te kolczyki, a może jednak inna sukienka... Przecież pierwszy raz miały zobaczyć akademię z okazji 1 września! To zupełnie coś innego niż wizyta u cioci lub urodziny koleżanki z sąsiedztwa! W obliczu takich argumentów dorośli zawsze są bezradni."

Świat usłyszał o szkole w Biesłanie

"Siedem osób zginęło w ataku terrorystycznym na szkołę w Rosji. Napastnicy przetrzymują około 250 zakładników, w tym ponad 130 dzieci..." Jeszcze dzień wcześniej, 31 sierpnia 2004 roku, o Biesłanie słyszał mało kto. Zmieniło to jedno tragiczne wydarzenie. Na osetyjskie miasteczko skierowane były oczy całego świata, a na miejscu rozgrywał się jeden z największych dramatów jakich doświadczył świat.

"...Do Biesłanu wysłano rosyjskie oddziały specjalne- poinformował dowódca lotnictwa wojskowego Władimir Michajłow. Według niego zostaną tam skierowani 'niezbędni specjalności w dowolnej liczbie w celu przeprowadzenia działań na rzecz uwolnienia zakładników..." – kolejny komunikat z Osetii Południowej obiegł świat.

Szkoła numer jeden w Biesłanie była największą placówką w mieście. Uczęszczało do niej około 1000 uczniów. Na rozpoczęciu roku szkolnego była obecna także kadra, zaproszeni gości i całe rodziny. "Dlaczego więc spiker podał, że jest dwustu pięćdziesięciu zakładników? Jeżeli ja wiedziałem, że to nieprawda, co z tego zrozumieli ludzie w tym niedużym mieście?"- zastanawiał się Jerzy Wlazło. Pierwsze informacje o ataku na szkołę usłyszał będąc w Polsce, we Wrocławiu.

Tę wątpliwość może poniekąd wytłumaczyć zdanie jakie odnajdujemy w innej części książki „Pęknięte miasto Biesłan”: „Po polsku prawda to fakt. Ale rosyjski ideał prawdy łączy w jedno ‘prawdę – istinę, prawdę – sprawiedliwość, prawdę – siłę, pojmowanie prawdy jako najwyższe wartości w życiu.” Jerzy Wlazło, po usłyszeniu pierwszych informacji o sytuacji w Biesłanie, postanowił tam się udać.
Minęło 10 lat

„Miasto Aniołów graniczy ze starym cmentarzem. Na nim wciąż jeszcze ludzie umierają ze starości. Normalnie. Albo z rozpaczy. Jak pewien mężczyzna, któremu szkoła numer jeden odebrała żonę i córkę. Kupił sobie grób tam, gdzie cmentarz styka się z Miastem Aniołów.”

Jak zauważają autorzy książki „Pęknięte miasto Biesłan” „zmarłych trzeba pożegnać. Nie na zawsze. Do śmieci”. I dodają, że „przez cały pierwszy rok od pogrzebu zwyczaj nakazuje odwiedzać zmarłego w każdy piątek. Przychodzili więc całymi rodzinami, przychodzili z sąsiadami, rozmawiali, spacerując. Zmarli też są ciekawi, jak się czuje ciocia, jakie stopnie ma dorastająca siostrzyczka, z kim umawia się starszy brat. Ktoś zanuci kołysankę, by utulić do dalszego snu.”
W małym miasteczku u podnóża gór Kaukaz w szkole w pierwszych dniach września zginęły 334 osoby, w tym 186 dzieci. Dramat zakładników trwał trzy dni, a „odgrodzony od szkoły kordonem wojska i milicji, tłum skandował: ‘Putin, oddaj nasze dzieci!” Ludzie, którzy stali w tłumie wiedzieli, że „Rosja nie negocjuje z terrorystami. Rosja terrorystów likwiduje. W teatrze na Dubrowce zginęli wszyscy. I ponad stu niewinnych zakładników”

Larisa Mamitowa, lekarz pogotowia ratunkowego, na rozpoczęcie roku szkolnego przyszła z synem, który rozpoczynał siódmą klasę. Zakładniczka została zmuszona do opatrzenia bojownika Chodowa. W czasie zmywania krwi z jego ramienia odważyła się zapytać: „Dlaczego to robicie?” I dodała: „tutaj są dzieci.”

Mamitowa „ nie otrzymała żadnej zadawalającej odpowiedzi. Jedynie kilka wyświechtanych sloganów wprost z książek sensacyjnych.

I warknięcie Chodowa: - Dla ciebie lepiej, żebyś nie wiedziała, kto za tym stoi.”

Bitwa

„Szturm zaczął się niespodziewanie” – relacjonują wydarzenia sprzed 10 lat Pawlak i Wlazło. „Po prostu w jednej chwili eksplodował cały świat. Artur zerwał się jakby chciał biec, ale jakoś tak nieporadnie podskoczył i osunął się bezwładnie. Irina złapała go nim upadł na podłogę. Z tyłu głowy silnym strumieniem płynęła krew. Była gorąca.”

W teatrze na Dubrowce w październiku 2002 roku zginęli wszyscy. W szkole w Biesłanie „to nie był atak terrorystyczny! Tutaj rozegrała się regularna bitwa. Kilka sal na drugim piętrze przestało istnieć. Nie ma ścian, nie ma dachu, jedynie bolesne kikuty murów. One świadczą, że podczas szturmu na szkołę przemówiły nie tylko karabiny. Nawet te najcięższe nie zmiotą murowanego budynku z powierzchni ziemi. W szkole ktoś rozgrywał swoją małą wojnę. A przynajmniej tak mu się zdawało.

Nie ma małych wojen. Tak jak nie ma mniejszego zła”.

Od lat 3 września przed ruinami szkoły numer 1 w Biesłanie mieszkańcy miasta wypuszczają białe balony. Symbolizują one uwolnienie dzieci z płonącej szkoły i wyrwania ich z rąk terrorystów.

Chodow do Mamitowej powiedział, że dla niej lepiej jest nie wiedzieć kto za tym stoi. Czy także dla świata, który przed laty wstrzymał oddech i obserwował największy zamach terrorystyczny w Europie i najokrutniejszy na świecie także jest lepiej by wiedzie dział kto za tym stał?

Książka „Pęknięte miasto Biesłan” ukazała się kilka dni przed 10 rocznicą tych krwawych wydarzeń. Jej autorzy nie pozostawiają czytelnikowi złudzeń i dzielą się smutnym wnioskiem: „Nigdy nie poznamy prawdy o Biesłanie.” Jej tajemnica spoczywa w archiwach Łubianki.

„Pęknięte miasto Biesłan”, Zbigniew Pawlak, Jerzy A. Wlazło, Wydawnictwo Znak, 2014

Tadeusz Grzesik/aGd