1. W ostatnią środę na tzw. mini sesji Parlamentu Europejskiego w Brukseli przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk przestawiał tzw. konkluzje z jej ostatniego marcowego posiedzenia.

Tusk miał bardzo krótkie zaledwie 7 minutowe wystąpienie ponieważ niespecjalnie miał się czym pochwalić ani w odniesieniu do tzw. unii energetycznej, ani w sprawie przyszłości sankcji nałożonych na Rosję.

Wspomniał także nieśmiało, że zorganizował oddzielne spotkanie w małym gronie (Grecja, Francja, Niemcy i przedstawiciele unijnych instytucji finansowych) w sprawie przyszłości Grecji w strefie euro, spodziewając się chyba, że czekają go za to cierpkie uwagi europosłów.

2. Już bowiem przed posiedzeniem Rady denerwował się całą sytuacją premier Belgii Charles Michel, który publicznie stwierdził, że Niemcy i Francja nie mają mandatu do reprezentowania jego kraju w rozmowach o przyszłości Grecji w strefie euro i zapytał retorycznie czy Tusk chce dzielić unijne kraje na te ważniejsze i mniej ważne?

Następnie w dosyć zdecydowanych słowach poinformował Tuska, że to właśnie Belgia, Luksemburg i Holandia, należą do głównych wierzycieli Grecji i do tej pory nie wyobrażał sobie, żeby rozmowy z tym krajem o spłacie jej długów odbywały się bez krajów Beneluksu.

Z kolei kanclerz Austrii Feymann zwrócił uwagę Tuskowi, że na ten mini - szczyt nie zaprosił także przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza i że to poważny błąd polityczny.

W środę poważne zastrzeżenia w sprawie tego mini szczytu dotyczącego Grecji mieli europosłowie z różnych grup politycznych (miedzy innymi przewodniczący ECR Syed Kamall, przewodniczący ALDE Guy Verhofstadt), podkreślając, że przewodniczący Rady wręcz nie ma prawa debatować o ważnych europejskich kwestiach tylko z wybranymi szefami rządów, czy głowami państw.

3. Sztandarowy kiedyś projekt Unii Energetycznej Tuska jeszcze jako premiera Polski, teraz niestety przy jego zgodzie zamienia się raczej w pakiet energetyczno - klimatyczny z naciskiem na "delegalizację" węgla w gospodarce naukowo nazywaną dekarbonizacją.

W sprawie zasadniczego postulatu Unii Energetycznej czyli wspólnych zakupów gazu w konkluzjach Rady zawarto stwierdzenie o możliwościach dobrowolnego agregowania zapotrzebowania w celu wspólnych zakupów gazu w czasie kryzysu dla państw zależnych od jednego dostawcy.

Dobrowolne wspólne zakupy gazu już dziś są w UE dozwolone więc konkluzje Rady niczego nowego nie zawierają, a centralne rozwiązanie zawarte w koncepcji Unii Energetycznej Donalda Tuska, niestety zostało wyrzucone.

Ba w konkluzjach nie znalazł się nawet zapis, który był w ich projekcie o kontroli przez KE umów gazowych zawieranych z eksporterami gazu przez zarówno podmioty publiczne jak i prywatne przed ich podpisaniem.

W zakresie rozwoju infrastruktury w konkluzjach Rady mamy w zasadzie powtórzenie istniejących już w UE mechanizmów wspierania tego rodzaju inwestycji, a więc niestety także nic nowego.

Wreszcie jeżeli chodzi o wsparcie dla wykorzystania własnych zasobów energetycznych znalazł się zapis o takim wsparciu ale tylko w odniesieniu do energii odnawialnej (a przecież Polsce chodziło o węgiel i gaz łupkowy).

Skoro w konkluzjach Rady tak niewiele miejsca poświęcono rzeczywistej Unii Energetycznej, to znacznie więcej ambitnej polityce klimatycznej polegającej na głębokiej dekarbonizacji gospodarek poszczególnych krajów członkowskich i forsowanie znacznie droższej od konwencjonalnej energetyki odnawialnej.

O tych zapisach bardzo krytycznie wypowiadali się europosłowie z krajów Europy Środkowo - Wschodniej (między innymi posłanka Anna Fotyga), podkreślając że to odbije się bardzo negatywnie na ich gospodarkach i kosztach utrzymania gospodarstw domowych.

4. Po tej debacie z udziałem przewodniczącego Tuska widać wyraźnie, że okres ochronny dla niego w PE już się skończył, skończyło się więc to przysłowie klepanie po plecach do którego się przyzwyczaił przez ponad 7 lat premierowania w Polsce.

Jeżeli Tusk nie wyciągnie szybko wniosków z tej publicznej krytyki szefów mniejszych unijnych krajów i krytyki w Parlamencie Europejskim, to drugiej 2,5 letniej kadencji na stanowisku przewodniczącego Rady może nie być (mimo gorącego poparcia kanclerz Merkel).

Zbigniew Kuźmiuk/salon24.pl