Rządowy Tupolew, który rozbił się pod Smoleńskiem, przed wylotem był naprawiany przez rosyjskich mechaników w Warszawie. Technicy usuwali awarię blokady sterowania w układzie autopilota. Usterka dotyczyła kanału drugiego autopilota - instalacji odpowiedzialnej za regulację przechyłu skrzydeł. Czy usterkę naprawiono? Ciężko jest to ustalić, ponieważ książka pokładowa Tu-154, ze wszystkimi informacjami o naprawach znajdowała się na pokładzie maszyny i teraz prawdopodobnie jest w Rosji.

Problemy z autopilotem miały miejsce w trakcie lotu z polskimi ratownikami, pracującymi na Haiti. Pułkownik Ryszard Raczyński zapewnia, że udało się ją naprawić przed 7 kwietnia. Pracę rosyjskich ekspertów nadzorowali polscy wojskowi i nie mieli żadnych zastrzeżeń. Płk Raczyński, były szef 36. specpułku transportowego, nie umiał jednak powiedzieć, kiedy naprawa miała miejsce.

Jak wyjaśnia Tadeusz Augustynowicz, były koordynator lotnisk wojskowych, wieloletni pracownik PLL LOT, pierwszy kanał autopilota odpowiada za ustawienie ciągu silnika w systemie: niebo - ziemia, kanał drugi - za regulację lotu maszyny na boki, w prawo i w lewo. Trzeci kanał odpowiada za zniżanie lub podnoszenie dziobu maszyny.

Dokładnie nie wiadomo jednak, co Rosjanie naprawiali. Do dziś polscy śledczy nie odzyskali książki pokładowej Tupolewa, w której odnotowuje się nawet najdrobniejsze naprawy maszyny. Nie wiadomo, czy przetrwała ona katastrofę. Wojskowi śledczy przyznają, że może ona znajdować się w dokumentach strony rosyjskiej. Jednak polska prokuratura wciąż nie dysponuje spisem rzeczy znalezionych na miejscu katastrofy.

Zgodnie ze stenogramem opublikowanym przez polskich śledczych, polscy piloci przy podchodzeniu do lądowania na lotnisku w Smoleńsku używali autopilota. Na ręczne sterowania przeszli dopiero 5,4 sekundy przed uderzeniem w pierwszą przeszkodę. Jak mówią piloci, procedury dopuszczają lot na autopilocie tylko do tzw. wysokości decyzji. Wtedy kapitan załogi decyduje, czy zamierza wylądować na lotnisku. Jak tłumaczy jeden z lotników latających na Tupolewach należy się zastanowić, czy autopilot w Tu-154 był na pewno sprawny. Według niego pod koniec lotu mogło dojść do usterki właśnie kanału drugiego, co doprowadziło do przechyłu samolotu w jedną ze stron.

Zdaniem pilotów system automatycznego pilota nie działał sprawnie, o czym świadczy fakt, że rządowy samolot leciał około 80 metrów na lewo od osi lotniska.

żar/Naszdziennik.pl

/