Zdaniem adwokata, który odkrył skandal, Enrique Villi, od końca wojny domowej, przez od czasów rządów gen. Francesco Franco aż do połowy lat osiemdziesiątych XX wieku, z hiszpańskich szpitali wykradziono około 300 tysięcy dzieci.

 

Zgodnie z dekretem wydanym w 1940 roku, władze mogły odbierać dzieci rodzicom, gdy uznały, że ich "edukacja moralna" była niewłaściwa. Tym sposobem władze zabierały dzieci swoim politycznym przeciwnikom, na przykład wywodzącym się z lewicy.

 

Proceder trwał również po upadku dyktatury Franco, z tą różnicą, że dzieci rodzicom nie odbierano, a wmawiano ich, że zmarły przy porodzie.

 

Teraz poszkodowani domagają się, aby kradzieże noworodków nie ulegały przedawnieniu i żądają sprawniejszego działania wymiaru sprawiedliwości. Argumentowali, że trwa wiele dochodzeń, ale nie odbyła się jeszcze żadna sprawa sądowa, tymczasem znane są nazwiska wielu z tych, którzy dokonali przestępstw.

 

Manifestujący przeszli pod budynek Prokuratory Generalnej, gdzie odczytali apel. Ich protest poparły związki zawodowe i lewicowe ugrupowania. W ciągu trzech lat swoich prawdziwych rodziców odnalazło sześcioro dzieci.

 

AM/Interia.pl/IAR