Nowenna za wstawiennictwem
Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza

Boże, nasz Ojcze, Ty wysłuchujesz próśb tych, którzy służą Ci wiernie. Święta Teresa ufała, że "Ty spełnisz jej wolę w niebie, skoro ona zawsze pełniła Twoją wolę na ziemi". Przez jej miłość do Ciebie, błagam wysłuchaj moją modlitwę, którą z ufnością do Ciebie zanoszę.
Ojcze nasz...
Panie Jezu, Synu Boży i nasz Zbawicielu, święta Teresa poświęciła swe doczesne życie dla zbawienia dusz i pragnęła "z nieba czynić dobro na ziemi", a jako Twoja umiłowana oblubienica zabiegała zawsze o Twoją chwałę. Przyjmij także moje oddanie się Tobie i przez jej wstawiennictwo udziel mi łask, o które z ufnością Cię proszę.
Zdrowaś Mario...
Duchu Święty, zdroju łaski i miłości, Ty w swoim uprzedzającym działaniu obdarzyłeś św. Teresę Bożą miłością, a ona wspaniałomyślnie na nią odpowiedziała. Teraz, gdy nie zaznaje spoczynku, lecz oręduje za nami w niebie. błagam Cię Duchu Pocieszycielu natchnij moją modlitwę i udziel mi łask, o które przez jej wstawiennictwo z ufnoœcią Cię proszę.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu...
Święta Tereso od Dzieciątka Jezus. wejrzyj na ufność, którą pokładam w Tobie, przyjmij moje błagania i wstaw się za mnš do Najświętszej Maryi Panny, która obdarzyła Cię uzdrawiającym uśmiechem w cierpieniu. Wejrzyj także na udręczonych, na cierpiących i na wszystkich, którzy Cię wzywają. Jednoczę się z nimi jak z braćmi. Proszę Cię, niech udzielone mi zgodnie z Bożą wolą łaski, umocnią moją wiarę, nadzieję i miłość, wyjednają pomoc w chwili śmierci i wieczną radość dzieci Bożych w niebie.

Amen.

Przeczytajmy dwa świadectwa: 

Róża na śniegu

Po raz pierwszy dowiedziałam się o świętej Teresie z Lisieux, gdy byłam czternastoletnią uczennicą w zakonnym internacie w Westchester, w stanie Nowy Jork. Moja ulubiona nauczycielka i wychowawczyni, siostra Luke, powiedziała mi, że święta Teresa wysłuchuje modlitw i daje znak róży. Pod opieką siostry Luke powróciłam do wiary katolickiej z nowym zapałem; w kaplicy klasztornej otrzymałam sakrament bierzmowania, przybierając imię Teresa.

Któregoś zimowego i śnieżnego popołudnia szłam w pobliżu szkoły za siostrą Luke, która prowadziła jakąś starszą uczennicę. Żywo o czymś rozmawiały. Nagle zobaczyłam czerwoną różę, leżącą na śniegu. Pamiętam, jak mnie to zdziwiło. Podałam ją siostrze Luke, a wtedy obie, razem z uczennicą, przeżegnały się z zachwytem na twarzach. Później siostra wytłumaczyła mi, że rozmawiały o jej wstąpieniu do zakonu po ukończeniu szkoły. Odmawiały nowennę do świętej Teresy, a „moja” róża była odpowiedzią na ich prośby. Następnego lata dziewczyna rzeczywiście wstąpiła do zgromadzenia.

Przez wszystkie te lata byłam czcicielką świętej Teresy, szczególnie dzięki postawie siostry Luke i owemu epizodowi. Jednakże po skończeniu studiów religia zeszła w moim życiu na dalekie miejsce. Zajmowały mnie inne sprawy. Po jakimś czasie, usiłując sobie poradzić z wyzwaniami dorosłości, wróciłam do wiary. Przypomniałam sobie tamtą różę i prosiłam Teresę o przewodnictwo w moim życiu.

Niedługo potem nagle zmarł teść mojej siostry Margie. Opowiedziałam jej wtedy o historii z różą. Wywarło to na niej spore wrażenie. Postanowiła poprosić Teresę o znak, czy jej teść dostał się do nieba. Wieczorem, przed czuwaniem pogrzebowym, zanim przysłano kwiaty, Magie weszła do domu pogrzebowego, aby w samotności pożegnać się z teściem. W skrzyżowanych rękach zmarłego tkwiła pojedyncza czerwona róża. Nikt nie wiedział, skąd się tam wzięła. Odtąd Margie uwierzyła. Następnym zmarłym w rodzinie był nasz ukochany ojciec. Margie i ja prosiłyśmy o znak róży. Upływały smutne dni bez odpowiedzi. Aż któregoś dnia, kiedy przechodziłam koło kwiaciarni w naszej dzielnicy, wybiegł z niej właściciel i podał mi różę. Kiedy zapytałam, dlaczego to zrobił, odparł: „Ot, tak sobie”. Margie i ja zasnęłyśmy tego dnia spokojnie, wiedząc, że ojciec trafił do nieba.

Przyszedł, niestety, smutny czas, kiedy musiałam prosić o ten znak po odejściu siostry. Margie zmarła na raka w wieku czterdziestu pięciu lat. Modliłam się do świętej Teresy w nocy, kiedy umierała. Prosiłam o trzy róże, na znak, że ona i rodzice znaleźli się w niebie. Weszłam do zakładu pogrzebowego rano, w pierwszym dniu wystawienia ciała. Wokół Margie było wiele kwiatów. Na oknie stał wazon z trzema żółtymi różami. W przeciwieństwie do innych wiązanek, przy tych kwiatach nie było bilecika.

Później pytałam świętą o drogą mi przyjaciółkę, Jane, która także umarła młodo na raka. Była Żydówką, lecz interesowała się „historiami z różami”, jak je nazywała. Na jej prośbę musiałam je powtarzać kilka razy. Kiedy Jane umarła, postanowiłam poprosić ją wprost o znak róży. Zaraz po jej śmierci modliłam się: „Jane, przyślij mi różę na dowód, że jesteś w niebie. Wiesz, jakie to dla mnie ważne”. Tego wieczora, kiedy wraz z mężem jadłam kolację w pobliskiej restauracyjce, po drugiej stronie kontuaru barowego zauważyłam pojedynczą różę. Zapytałam właściciela, skąd się tam wzięła, ale on nie miał pojęcia. A ja wiedziałam, że została wysłuchana kolejna modlitwa za wstawiennictwem świętej Teresy.

Największa strata dotknęła mnie wtedy, gdy zmarł mój mąż. Z ciężkim sercem czekałam na znak. Upłynęły trzy miesiące bez żadnego odzewu. Któregoś wieczoru, dokładnie w dwudziestą trzecią rocznicę naszego ślubu, znajoma zaprosiła mnie na kolację. Właściciel restauracji znalazł nam miejsce, wziął z pobliskiego stolika różę, zaczął odrywać jej płatki i układać na moim talerzu. Było to tak niezwykłe, że ze zdziwienia nie przyszło mi nawet do głowy zapytać, dlaczego to robi. Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że tylko mój mąż mógłby wymyślić coś podobnego. Pewnie rozmawiał z Małym Kwiatkiem, jak by tu dać mi najbardziej pamiętny znak róży...

Lucille, Nowy Jork

Obudził mnie zapach róż

W grudniu 1999 roku relikwie świętej Teresy z Lisieux przyjechały do Dallas w Teksasie. W tym czasie prawie nic nie wiedziałam o tej świętej. Moja córka, Tracy, zadzwoniła do mnie, powiedziała, że razem z matką jej chłopca wybierają się zobaczyć relikwie. Chciała wiedzieć, czy ja do nich dołączę.

Nie modliłam się wtedy do Małego Kwiatka, ale miałam powody, żeby szukać u niej pomocy: moja najstarsza córka, Natalia, straciła dwoje wcześniaków. Pierwszy, nazwany Austin William, urodził się w dwudziestym drugim tygodniu. Druga była dziewczynka, Taylor Nicole, która przyszła na świat w dwudziestym czwartym tygodniu. Byli za mali, żeby przeżyć. Pogrążona w bólu powiedziałam sobie, że, widać, Bóg w niebie potrzebował te małe aniołki. Ale serce mi pękało na myśl o Natalii, która tak chciała mieć dziecko.

Powiedziałam więc Tracy, że pójdę z nimi nawiedzić relikwie. Postanowiłam szukać wstawiennictwa świętej Teresy. Tracy chciała tam pójść późno wieczorem, żeby uniknąć tłumów. Ja jednak poczułam się tak zmęczona, że o jedenastej wieczorem położyłam się już do łóżka. Zadzwoniłam i poprosiłam, żeby poszła beze mnie i poprosiła Teresę o pomoc dla Natalii. Potem zasnęłam. Około drugiej w nocy obudził mnie mocny zapach. Była to woń róż. Nie wiedziałam, skąd dochodzi, bo w pokoju ani w całym domu róż nie było. Zaintrygowało mnie to, ale udało mi się z powrotem zasnąć. Rano, po wstaniu z łóżka, przypomniałam sobie o zapachu róż i zaczęłam się zastanawiać, czy aby mi się to nie przyśniło.

Ciągle o tym myślałam, kiedy przyszła Tracy. Opowiadała, jak wspaniałym przeżyciem było nawiedzenie relikwii, że mimo późnej godziny kościół był wypchany ludźmi, że stała w długiej kolejce. Do relikwiarza doszła około drugiej w nocy. Z niezwykłym entuzjazmem opowiadała o Małym Kwiatku, o obietnicy róż i o tym, że niektórzy twierdzą, iż czują zapach róż jako znak, że Tereska usłyszała ich modlitwę. Wszystko to wprawiło mnie w wielkie zdumienie. Powiedziałam córce, że o drugiej zbudził mnie wyraźny zapach róż. Popatrzyłyśmy na siebie zdziwione. Poczułyśmy, że zdarzyło się coś niezwykłego. Postanowiłam osobiście złożyć podziękowanie świętej Teresie. Zadzwoniłam do przyjaciółki i razem poszłyśmy tego wieczoru zobaczyć relikwie. Było to wspaniałe przeżycie, piękne i wzruszające. Od tej chwili przestałam się martwić o Natalię. Ogarnął mnie spokój i ufność, że moja córka doczeka się upragnionego dziecka.

W kwietniu 2001 Natalia urodziła siedmiofuntowego chłopczyka, któremu dała imię Travis. Przypomina mi on o cudzie świętej Teresy. Zanoszę podziękowania tej ukochanej świętej oraz Bogu, który zechciał wysłuchać mojej modlitwy. Od tej pory proszę świętą Teresę o pomoc i nigdy się nie zawiodłam. Dziesięć dni po urodzeniu wnuka u mojego męża wykryto raka płuc i układu limfatycznego. Lekarze dawali mu tylko piętnaście procent szansy przeżycia do końca roku. Raz jeszcze zaniosłam błagania do bliskiej mi świętej o wstawiennictwo — mąż od dwóch lat jest zdrowy.

Gorąco kocham Mały Kwiatek. To zabawne, ale wydaje się, że znam ją już długo, choć w rzeczywistości wcale nie tak długo. Jest mi bliska duchowo i niezmiennie czuję, że jest przy mnie. Zawsze będę ją darzyć wielkim uczuciem.

Diana, Teksas

Elizabeth Ficocelli, Kwiatki świętej Tereski czyli deszcz róż 

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/kwiatki_tereski/tereska02.html