Tomasz Wandas, Fronda.pl: Jak ocenia Pan ostre wypowiedzi względem Niemiec Donalda Trumpa? Nie za mocno podejmuje grę?

Prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista, UKSW: Sprawą oczywistą jest, że Trump konsekwentnie realizuje to, co zapowiadał, czyli chce zmusić państwa europejskie do właściwego udziału w kosztach obronności. Niemcy są bardzo bogatym krajem, ale wydają na obronność nie więcej niż 1,2 % dochodu narodowego. Ze strachu przed elektoratem boją się podnieść tą kwotę, co z oczywistych powodów nie jest do przyjęcia dla Stanów Zjednoczonych. Ale dlaczego podatnik amerykański ma utrzymywać NATO bez odpowiedniego udziału Niemiec? Ciekawe jest też to, co podkreślił Trump przy tej okazji: Niemcy subsydiują Rosję, przed którą NATO ma się bronić.

Niemcy subsydiują Rosję?

Oczywiście, bo przecież Rosja ma dostawać ogromne kwoty ze sprzedaży gazu przekazywanego przez Nord Stream 2 do Europy Zachodniej. Trump absolutnie ma rację twierdząc, że jest to hipokryzja, że jest to zachowanie niedopuszczalne. Nie można wzdragać się przed finansowaniem własnego sojuszu, jednocześnie pomagając potencjalnemu wrogowi. Przyznam, że Trump zaimponował mi jednoznacznością tego, co powiedział w tej kwestii.

„Myślę, że to bardzo smutne, kiedy Niemcy robią wielkie interesy naftowe i gazowe z Rosją. Mamy chronić ich przed Rosją, a tu Niemcy płacą Rosji miliardy i miliardy dolarów rocznie” – powiedział Trump. Czy Trump nie powinien być przed tego typu spotkaniem jednak bardziej powściągliwy?

Trump jest Trumpem - mówi to, co myśli. Spotyka się z Putinem nie po to, by sprawić mu przyjemność, ma konkretne sprawy do przedyskutowania i tyle. Trump nie widzi powodu - co również mi imponuje - by być przy tej okazji ostrożnym. Donald Trump jest jednym z nielicznych polityków, którzy nie boją się wyrażać swoich myśli w sposób jednoznaczny, choćby nawet budziło to zdziwienie komentatorów.

Czego może chcieć Trump od Putina i odwrotnie co chce ugrać Putin? Czy odnajdą oni wspólny język? Jeśli tak to jak my z naszej perspektywy powinniśmy na to spojrzeć?

Czy znajdą wspólny język – nie wiem, to byłoby „wróżeniem z fusów”, ale na pewno ich interesy prawie wszędzie są rozbieżne. Być może Trump położy nacisk na to, by Putin spowodował wycofanie się wojsk rosyjskich z Iranu i Syrii, na co oczywiście Putin nie wyrazi zgody. Nie widzę tu wspólnych interesów, a jedynie standardowe - i potrzebne - spotkanie przywódców dwóch wielkich państw, w wyniku, którego nie dojdzie do „wielkich ustaleń”, gdyż przy pewnych podobieństwach charakterologicznych mają zupełnie inne cele i różne sposoby zachowania w polityce.

Skoro jest tak jak Pan Profesor mówi, to po co w istocie dochodzi do tego typu spotkań? Czy jest to wyłącznie teatr? Czemu mają służyć tego typu spotkania?

Przywódcy wielkich państw muszą się spotykać, rozmawiać, muszą się poznawać - są to standardy cywilizowanego świata. Kiedyś politykę prowadzono na odległość, w tej chwili prowadzi się ją bezpośrednio. Cel jest prosty: trzeba zobaczyć, kim jest druga osoba, czasem ułatwia to podjęcie wiele rzeczy.

Ale czy nie może być to zgubne?

Czasem tak, oczywiście może być to mylące. Czasem bywa tak jak w przypadku Obamy, który dał się uwieść pozorom i uwierzył, że przeciwnik jest przyjacielem. Nie powinniśmy wiele oczekiwać od tego typu spotkań, ale chcemy, by przynajmniej się spotykali i rozmawiali.

Główne ustalenia dwudniowego szczytu w Brukseli znane są od tygodni. Czy przywódcy złożą podpisy pod wspólną deklaracją? Dopytuję, gdyż komentatorzy dostrzegają, że nie jest to pewne po wolcie Trumpa podczas niedawnego szczytu G7.

Nic w tej chwili nie sugeruje, by miało dojść do tego typu nieporozumienia. Nie wiem czy są jakieś zakulisowe spory, niemniej oceniam, że nie ma takiego niebezpieczeństwa. Chcę jednak dodać, że nie mam poczucia, że wiem wszystko na temat tego, jak te rozmowy przebiegają.

Dziękuję za rozmowę.