Fronda.pl: Sejm przyjął pakt fiskalny. Co to oznacza dla Polski?

 

Prof. Krzysztof Rybiński (ekonomista): Na dzień dzisiejszy oznacza to dla nas niewiele, bo nie jesteśmy w strefie euro. Natomiast fakt, że do tego paktu przystępujemy, oznacza, że akceptujemy reguły, które rządzą polityką gospodarczą Unii Europejskiej ze wszystkimi tego konsekwencjami. Należy do nich choćby nakładanie kar przez UE na kraje, które nie przestrzegają pewnych parametrów polityki fiskalnej. Przypomnę, że niektóre dodatkowe kary będą nas obejmowały dopiero po wejściu do strefy euro, ale te regulacje przewidują możliwość ograniczenia środków unijnych, jeżeli dany kraj nie przestrzega reguł fiskalnych czy ma duży deficyt. W sytuacji w której będziemy mieli w ciągu najblibliższych kilku lat duże problemy, niemal masochistycznie poddajemy się dodatkowym karom. Wydaje mi się, że obecnie ratyfikacja nie do końca leży w naszym interesie i może mieć nieprzyjemne konsekwencje.

 

 

Wczoraj z trybuny sejmowej padły mocne słowa o „cyrografie”. Czy rzeczywiście pakt fiskalny można traktować niemal jako ograniczenie suwerenności Polski?

 

Rzeczywiście Bruksela i Berlin (jako stolica najsilniejszego kraju w Europie) uzurpują sobie coraz więcej władzy, jeśli chodzi o kształtowanie funkcji gospodarczej, która do tej pory była domeną suwerenów, czyli parlamentów i rządów poszczególnych krajów. O ile celem tego działania jest uczynienie ze wszystkich państw krajów podobnych do Niemiec, można mówić, że ma to swoje pozytywy, bo w założeniu prowadzi do zwiększenia konkurencyjności. Jako przykład wystarczy podać Hiszpanię, Włochy, Grecję czy Portugalię. Tyle, że obecnie skutki tych operacji są dramatyczne. Mamy do czynienia z rekordowym bezrobociem w kilku krajach południowej Europy, co oznacza, że gospodarcza „germanizacja” Europy skutkuje społecznym dramatem, który dotknął wielu krajów. Dlatego trzeba zastanowić się czy jest to sensowna droga naprzód i czy Polska musi w tym wszystkim uczestniczyć. Może lepszą drogą jest ta, którą wybrali Brytyjczycy czy Szwedzi.

 

 

Również nasi sąsiedzi – Czesi.

 

Tak, to prawda. Czesi, którzy mówią, że największą wartością UE jest współny rynek i musimy o niego dbać, żeby nie było żadnych barier handlowych czy regulacyjnych, żebyśmy mogli swobodnie przemieszczać się po Europie. Niekoniecznie musimy jednak mieć jednakową politykę gospodarczą. Są różne kraje, mają różną historię i jednakowy model nie wszystkim dobrze służy. Wydaje mi się, że robimy o jeden krok za daleko w integracji. Ten ktok może nas już niebawem drogo kosztować, kiedy społeczeństwa krajów pogrążonych w wieloletniej recesji wybiorą polityków, którzy będą mieli zupełnie inne priorytety i to takie, które niekoniecznie będą nam się podobały. Musimy pamiętać, że Europa często rodzi polityków, którzy potem robią straszne rzeczy.

 

 

Jak rozumiem, nie przemawia do Pana argumentacja premiera Tuska, który stwierdził, że przyjęcie paktu fiskalnego daje nam możliwość decydowania o przyszłości strefy euro?

 

To oczywiście nieporozumienie, ponieważ głos polski w sprawie euro w ogóle się nie liczy. Nawet nie jesteśmy zapraszani na spotkania na których decyduje się w tej kwestii. Decyzje są przygotowywane przez aparat biurokratyczny, a Polska i inne kraje Europy Środkowowschodniej mają bardzo mało elektorów i pracowników wyższczego szczebla w Komisji Europejskiej, więc w zasadzie nie partycypujemy w przygotowywaniu dokumentów. Gdy już trafiają do szczebla wiceministrów finansów, to właściwie już nic nie można zmienić, chyba, że przecinek czy przymiotnik... Wiem, bo sam w tym uczestniczyłem jako wiceprezes NBP. Nasza rola ogranicza się tylko do poprawy interpunkcji. Nie sądzę, aby był to ważny wpływ. Nie oszukujmy siebie i Polaków, że mamy jakiś wpływ na losy strefy euro. Nie mamy żadnego, a podpisanie paktu fiskalnego tej sytuacji w żaden sposób tego nie zmieni.

 

Dziękuje za rozmowę.

 

Rozmawiał Aleksander Majewski