Ze względu na sposób prowadzenia kampanii i podnoszenie kwestii ideologicznych wybory były plebiscytem za czy przeciw rewolucji obyczajowej. To był także opowiedzenie się za i przeciw indoktrynacji ideologii LGBT. Było to niezwykle istotne z punktu widzenia przyszłości Polski - mówił prof. Mieczysław Ryba, wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Lubelskiego z ramienia PiS.

Ekspert w rozmowie z portalem wPolityce.pl komentował najważniejsze wnioski, które nasuwają się po wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Wybory miały wymiar gry partyjnej. Wszystko było sprofilowane na jesienne wybory parlamentarne. Ze względu na sposób prowadzenia kampanii i podnoszenie kwestii ideologicznych wybory były plebiscytem za czy przeciw rewolucji obyczajowej. To był także opowiedzenie się za i przeciw indoktrynacji ideologii LGBT. Było to niezwykle istotne z punktu widzenia przyszłości Polski. Przypomnijmy kampanijne momenty jak wykład Tuska i Jażdżewskiego. Film Sekielskich, a w szczególności wykorzystanie tego filmu. Demonstracje LGBT z antyreligijnym i obrazoburczym przekazem - komentował prof. Ryba.

W rozmowie pojawił się również temat totalnej opozycji, która kolejny raz przegrała z Prawem i Sprawiedliwością. Ekspert został poproszony o wskazanie największej słabości partii zjednoczonych w Koalicji Europejskiej.

Opozycja została zjednoczona wyłącznie pod sztandarem złowrogiej ideologii. W sensie pozytywnym nie ma nic oprócz antyPiSu. PiS ze swoimi ogromnymi osiągnięciami w dziedzinie gospodarczej musiał te wybory wygrać. Był po prostu skazany na zwycięstwo. Dodatkowo w wyniku ataku ideologicznego zmobilizowano prawicowy elektorat. Zwycięstwo PiS było niespodziewane dla obozu totalnej opozycji. Myślano, że wybory samorządowe, które przecież inaczej wyglądały, przełożą się na wybory do PE. Wybory samorządowe rządziły się inną logiką - mówił.

Mieczysław Ryba stwierdził, że bardzo prawdopodobne jest, iż KE nie przetrwa do kolejnych wyborów, jednak nie w skutek odejścia PSL.

Sam szef Władysław Kosiniak-Kamysz może podbijać stawkę licytując wysokie miejsca na jesiennych wspólnych listach wyborczych. Tylko pojawia się pytanie czy przy tak słabym wyniku ludowców, PO zdecyduje się równie hojnie rozdawać frukty jak rozdawała je w tych wyborach politykom SLD i PSL? Zastanawiam się czy nie nastąpi bunt wewnątrzpartyjny i czy politycy PO nie powiedzą, że nie może to dziać się ich kosztem. Po co ponosić koszta przegranej sprawy? Dlaczego mają płacić wysokimi miejscami na listach wyborczych za nic? Gdyby Koalicja zwyciężyła to można dzielić się sukcesem. Ale wszystko wskazuje na to, że jeżeli nie wydarzy się trzęsienie ziemi jesienią również zwycięży PiS. W Koalicji Europejskiej zaczną się również wewnętrzne konflikty dotyczące tego czy liderzy się sprawdzili. Przed nami kilka miesięcy bardzo ostrych sporów wewnątrz opozycji. Jeżeli PiS nie popełni żadnego znaczącego błędu, przed nim otwarta droga do utrzymania władzy jesienią - podkreślił ekspert.

mor/wpolityce.pl/Fronda.pl