Na stronie Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” można znaleźć listę uczestników strajku w Stoczni Gdańskiej w 1988 r. Jest na niej: „Romuald Szeremietiew – PPN – wsparcie dla strajkujących”

Cóż nie tylko „wsparcie” . Wspominam jak odnotowała moją obecność czerwona propaganda:

„… niepokoją mnie warcholskie poczynania osobników w rodzaju Szeremietiewa, którzy w zalążku pragnęliby pogrzebać ideę porozumienia i Okrągłego Stołu.”

Zbigniew Niemcewicz, „Powtórka z historii”, (Dziennik Bałtycki 03.10.1988.)

Niedawno trafiłem na słowa uczestnika tamtego strajku: "W 1988 r podczas strajku w stoczni Pan Romuald Szeremietiew potrafił publicznie zarzucić Wałęsie zdradę ideałów Solidarności i podejrzane kontakty z funkcjonariuszami reżimu .Taka postawa wymagała wtedy dużej odwagi, dziś wszystko się potwierdza. Jestem dumny, że był Pan wtedy z nami w Gdańskiej Stoczni Remontowej im J. Piłsudskiego!"

A po latach przeczytałem, że:

"... Naszymi przywódcami byli wówczas Wojciech Ziembiński, Romuald Szeremietiew i Kornel Morawiecki.”

Sławomir Cenckiewicz, Mit założycielski III RP (Nasz Dziennik 04.06.2009).

6 lutego 1989 roku w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie (obecna siedziba Prezydenta RP) rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu. Porozumienia między opozycją „konstruktywną” a komunistyczną władzą PRL podpisano 5 kwietnia 1989 roku.

Publikując różne teksty kilka razy wspomniałem, że grzechem pierworodnym obecnej Polski jest ugoda zawarta z upadającym reżimem PRL przez lidera „Solidarności” Wałęsę i wspierającą go tzw. opozycję konstruktywną. Spotkały mnie zaraz zarzuty, że i ja jestem winien bowiem należałem do tej „elity” kumającej się z komunistami. Kiedy wskazałem, że jako przewodniczący Polskiej Partii Niepodległościowej byłem w gronie zdecydowanych przeciwników Okrągłego Stołu zarzucono mi z kolej, że wiedziałem, a nie ostrzegłem „szaraczków”, którzy nieświadomi czającego się zła poparli „Bolka”. Czyli tak czy inaczej jestem winien.

W tamtym czasie kierowałem działającą w konspiracji Polską Partią Niepodległościową i używałem pseudonimu „Witold Skidel”.

Przypominam mój artykuł opublikowany w kwietniu 1989 roku na łamach pisma PPN „Sprawa”

============================

A pod stołem... ?

Widzimy co jest na stole i kto za stołem. Zasiedli za nim Kiszczak z Wałęsą, Czyrek z Kuroniem, Ciosek z Michnikiem, itd., itp. Na stole ma być nowe porozumienie, bo to dawne, z sierpnia 1980 r. jakoś nie wyszło – któż by dziś szukał jego sygnatariusza Jagielskiego. Radzą wspólnie nad naprawą PRL-u skazani prawomocnymi wyrokami sądów PRL, niedawni „kontrrewolucjoniści”, z prześladowcami, którzy ich do więzień wtrącali. Uścisk dłoni szefa morderców ks. Popiełuszki, górników z KWK „Wujek” i wielu innych ofiar stanu wojennego z jednym z najbardziej doświadczonych represjami, Frasyniukiem, przypieczętowało spotkanie tego dziwacznego gremium „okrągłych stołowników”.

A co jest pod stołem? O czym nie mówią środki przekazu PRL?

Uważny obserwator bez trudu dostrzeże tam całkiem NOWĄ „Solidarność”. „Solidarność”, która ma się przekształcić z obrońcy polskiego świata pracy w komunistycznego ekonoma, zaganiającego ludzi do pracy nad siły, za głodowe pensje. Współudział w reformowaniu gospodarki PRL oznacza, że grupa Wałęsy będzie musiała zaakceptować wysokie podwyżki cen artykułów konsumpcyjnych (w granicach 280%), zamrożenie płac i likwidowanie tzw. nierentownych zakładów. Nowy związek ma też zrezygnować ze strajków – jedynej skutecznej broni – i uzależnić od zgody sądów PRL, czy będzie można zapłacić za strajk, jeżeli on mimo wszystko wybuchnie. Ponadto skoro nie mówi się o relegalizacji „Solidarności”, istniejącej nieprzerwanie od sierpnia 1980 r., ale jedynie o legalizacji nowej „Solidarności”, to oznacza iż nowy związek nie będzie mógł domagać się zwrotu zagrabionego majątku, zadośćuczynienia prześladowanym i przywrócenia ich na poprzednio zajmowane miejsca pracy.

Innymi słowy NSZZ „Solidarność”, Związek, który powstał jako skutek protestu robotniczego przeciwko polityce PZPR, ma być teraz organizacją PZPR wspierającą.

Przed stroną solidarnościowo-opozycyjną, jeżeli nie chce ona stać się stroną dyspozycyjną rysuje się droga realizacji ideałów sierpnia ’80. Jest to jednak nie ta droga, na którą ciągną ją Kiszczak i Jaruzelski, ale ta, którą wskazują Słowik, Gwiazda i działacze skupieni w Grupie Roboczej Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.

Może ktoś powiedzieć, że przecież grupa Wałęsy zdaje sobie sprawę, o co idzie gra i podejmując rozmowy chce jedynie przechytrzyć komunistów. Wynikałoby z tego, że przy okrągłym stole nie ma szlachetnych zwolenników zgody narodowej, a jedynie dwie grupy oszustów usiłujących się wzajemnie wykiwać. Tyle tylko, że „nasz” oszust działa w interesie społecznym, dla dobra kraju.

Nie przyjmujemy takiego tłumaczenia. Cel nie może uświęcać środków.

Jeżeli ktoś zacznie oszukiwać w imię celu szlachetnego, to nauczy się kłamać i mącić także w innych sprawach. Niewątpliwie komuniści są grupą wysoko kwalifikowanych oszustów. Nie przypuszczam, aby można było powierzać losy Polski ludziom, którzy by dowiedli, iż są lepszymi oszustami od PZPR-owców.

Naszą siłą jest prawda i jasne, uczciwe stawianie sprawy. To dzięki głośnemu nieustępliwemu głoszeniu prawdy komuniści musieli skapitulować w tak ważnych dla nich sprawach jak zbrodnia katyńska i represje sowieckie. Musieli potwierdzić te zbrodnie. To dzięki głoszeniu prawdy rośnie w społeczeństwie prestiż i znaczenie ludzi i organizacji niezależnych.

Nasza prawda brzmi:

1) Polska jest krajem zniewolonym, który musi odzyskać niepodległość.

2) Władza komunistyczna jest nielegalna i ustrój komunistyczny narzucony Polsce siłą musi być zniesiony.

3) Polacy mają prawo w wolnych wyborach wyłonić parlament, rząd i określić formę ustroju państwowego, kierunki polityki wewnętrznej i zagranicznej.

To powinni usłyszeć komuniści w Polsce, także przy okrągłym stole. Nie zgadzamy się z Wałęsą, że PZPR jest nam „potrzebna do zbudowania demokracji”. Nam potrzebna jest demokracja, a tej nie będzie tak długo, jak długo „towarzysze” z PZPR będą u władzy. Zdajemy sobie sprawę, że komunistom zależy, aby Polacy ich „wybrali”. Nie mamy nic przeciwko temu, aby PZPR poddała się normalnej procedurze wyborczej, chociaż jest ona ostatnią chyba partią, której to prawo przysługuje. Nie zgadzamy się jednak, aby pozycja partii komunistycznej była przesądzona przed wyborami przez odgórnie ustalone kwoty miejsc w Sejmie i Senacie. W szczególności nie zgadzamy się, aby człowiek odpowiedzialny za zbrodnię stanu wojennego, winny obecnej katastrofy gospodarczej, społecznej i ekologicznej był kandydatem na Prezydenta.

Porozumienia i zgody narodowej nie da się wyczarować podczas intymnych spotkań generała Kiszczaka z „kapralem” – jak siebie nazywa - Wałęsą. Juliusz Mieroszewski, nie żyjący wybitny publicysta paryskiej KULTURY powiadał, że polityka najpierw musi być słuszna, a dopiero później skuteczna. Polityka kaprala W. nie jest słuszna, a o jej skuteczności, gdy idzie o dobro Polski, lepiej nie mówić.

Przy okrągłym stole czai się zdrada interesów narodowych.

Witold Skidel

„Sprawa” nr 18/89

"Sprawa” ukazywała się w nakładzie 8 - 12 tys. egzemplarzy miesięcznie. Ponadto PPN wydawała ogólnopolskie „Polska Niepodległa”, „Hotel Lambert”, ”Orlęta”, a na terenie Trójmiasta (Gdynia, Sopot, Gdańsk) gazetki „Orlik”, „Szaniec”, „Polonia Restituta”, „Kotwicę”, w Krakowie „Czyn Niepodległy”, w Poznaniu był „Powstaniec Wielkopolski”, w Ostrowie Wlkp. „Niepodległość”, we Wrocławiu „Czyn”, w Olsztynie „Warmiński Informator Niepodległościowy”, w Płocku „Niepodległość”, w Lublinie „Słowo Polskie”, na Górnym Śląsku (Katowice, Zagłębie Dąbrowskie) „Biuletyn Informacyjny PPN”, „Powstaniec Śląski”, „Legia Akademicka” oraz „Punkt”, wydawany wspólnie z Solidarnością Walczącą. Za granicami ukazywało się pismo PPN redagowane w Austrii „Myśl Niepodległa” (Warszawa – Wiedeń - Nowy Jork).

Miesięcznie wydawaliśmy co najmniej 120 tys. egz. naszej prasy; okresowo nakład przekraczał 300 tys. egzemplarzy. Przy braku środków (któż by wspierał oszołomów) był to wielki wysiłek i zasługa grupy młodych ludzi, którzy bezinteresownie drukowali i kolportowali wydawnictwa PPN.image

Kto miał dostęp do tej prasy mógł poznać nasze poglądy, ale także dostrzec jaka gra, i o co, toczy się w Polsce. Zdaję sobie sprawę, że to było za mało. Nasz przeciwnik dysponował jednak przytłaczającą przewagą. Byłoby niesłusznym zarzucanie nam, że nie znaleźliśmy sposobów, aby tę przewagę zniwelować.

Niestety, fałszywy opis tamtych zdarzeń przetrwał i ma się dobrze. Wydawnictwo „Znak”, wydało książkę Jana Skórzyńskiego pod tytułem, nomen omen, „Rewolucja Okrągłego Stołu” (pierwsze wydanie 2009 ). Wydawca tak zachęcał do kupna swój produkt: „ Mimo upływu dwudziestu lat od obalenia w Polsce komunizmu wciąż wydaje się niesamowite, że to naprawdę się stało. Próba odsunięcia od władzy dyktatorskiego reżimu zakończyła się sukcesem, a nie krwawą wojną domową. Wiele znanych autorytetów z całego świata przyznaje się dziś do całkowitego zaskoczenia sposobem w jaki potoczyła się historia. Słyszymy nie raz: „...gdyby ktoś powiedział mi, że za kilka lat komuniści nie będą już u władzy to pomyślałbym, że zwariował...”. W swojej najnowszej książce Jan Skórzyński rzuca nowe światło na wydarzenia końca lat osiemdziesiątych. Pokazuje dojrzewanie obu stron - opozycyjnej i rządowej - do kompromisu. Bez skrępowania zagląda za kulisy rokowań Okrągłego Stołu i nieformalnych spotkań w otoczonej „czarną legendą” Magdalence, opisuje polityczną zwinność, która doprowadziła Solidarność do zwycięstwa w wyborach kontraktowych oraz do sformowania niezależnego rządu. Opowieść Jana Skórzyńskiego to pasjonująca historia rewolucji Okrągłego Stołu - przełomu, który odmienił oblicze świata.” Natomiast w recenzji (Bartłomiej Tulej) czytamy, że: „Wyczerpujące i dokładne zestawienie faktów i wydarzeń uwiarygodnione jest postacią samego autora. Jan Skórzyński był jednym z działaczy opozycji, prezentuje jednak temat w poważny, profesjonalny sposób. Połączenie kunsztu i obiektywizmu naukowca z emocjami i subiektywizmem światka i uczestnika wydaje się być mocną stroną tej pozycji.” A więc mimo, że pisał były działacz opozycji, to popełnił on rzecz „poważną”. Cud prawdziwy. Zwłaszcza, że (pisze Artur Górecki): "Zabrakło ... w omawianej książce również wyraźniejszego ustosunkowania się autora do tez tych historyków, którzy dopatrują się w przełomie 1989 r. inspiracji służb specjalnych. Zdaję sobie sprawę, jak „grząski” to grunt, ale historyk nie może od tego uciec." Jak widać może!

1 września 1988 roku, na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR, Wojciech Jaruzelski tak mówił: „Rozmowa z Wałęsą, to nie nasza Canossa. To Wałęsa razem z biskupem pojechał do szefa policji, a nie odwrotnie”.

......................................

Jeśli historią ma być „nauczycielką życia”, to jej kneblowanie, co robią apologeci porozumienia Okrągłego Stołu, źle rokuje na przyszłość. Ludzie nie chcą lub nie umieją dotrzeć do prawdy i wykazują braki w wiedzy na tematy podstawowe. Polacy słabo znają historię Polski, w tym zwłaszcza historię najnowszą. Jeśli zaś nie będą jej znali, nie tylko wielkich dokonań przodków, ale także popełnionych w przeszłości błędów, to jak unikną następnych?

„Naród, który zapomina o własnej przeszłości jest skazany na przeżycie jej jeszcze raz.”

(George Santayana)


Romuald Szeremietiew/salon24