Włoski historyk Kościoła prof. Roberto de Mattei opublikował artykuł, w którym odniósł się z wielkim krytycyzmem do deklaracji z Abu Dhabi podpisanej przez papieża Franciszka i Wielkiego Imama z Al-Ahzar, Ahmeda Al-Tajjiba. Według uczonego deklaracja ta jest świadectwem "najstraszniejszem schizmy, jaką kiedykolwiek widział świat".

 

Artykuł historyka po włosku opublikowała "Corrispondenza Romana", a po angielsku blog "Rorate Caeli". Polskie tłumaczenie opbulikował portal pch24.pl.

Kontrowersja wokół dokumentu papieża i wielkiego imama dotyczy przede wszystkim twierdzenia, jakoby Bóg chciał istnienia "różnorodności religii". Według Włocha problem jest jednak głębszy, bo tak naprawdę nie wiadomo, o jakiego chodzi tu Boga. "W rzeczywistości w deklaracji z Abu Zabi cześć nie jest ani oddawana Bogu chrześcijan, ani bogu islamu, ale świeckiemu bóstwu, „ludzkiemu braterstwu”, które „obejmuje wszystkich ludzi, jednoczy ich i czyni równymi”. Nie mamy tutaj do czynienia z duchem Asyżu – który w swoim synkretyzmie rozpoznaje prymat wymiaru religijnego nad wymiarem sekularnym – ale z afirmacją indyferentyzmu" - pisze historyk.

"Dokument ten, kiedy stwierdza, że „pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Bożej, z jaką stworzył istoty ludzkie”, nie wyraża ekumenizmu potępionego przez Piusa XI w Mortalium animos (1928 r.), ale indyferentyzm potępiony przez Leona XIII w encyklice Libertas praestantissimum (20 czerwca 1888 r.), który definiuje jako doktrynalny system uczący, że „każdemu wolno albo wyznawać religię jaką mu się podoba, albo też nie wyznawać żadnej”" - wskazuje dalej.
Zdaniem Roberta de Mattei, deklaracja podporządkowuje chrześcijan i muzułmanów "podstawowej zasadzie masonerii, zgodnie z którą wartości rewolucji francuskiej, jakimi są wolność i równość, powinny znaleźć swą syntezę i realizację w powszechnym braterstwie". Historyk przypomina, że imam al-Tajjib jest dziedzicznym szejkiem Bractwa Sufich Górnego Egiptu i promuje "ezoteryzm suficki jako most między wschodnią a zachodnią masonerią".

Dalej autor zwraca uwagę na to, że papież Franciszek 11. kwietnia w Domu św. Marty w Watykanie ukląkł przed przywódcami z Sudanu i pocałował ich stopy, błagając o pokój. "Gest ten powinien być oceniany nie tyle jako znak tego, co potwierdza: poddania Kościoła potęgom politycznym, ale jako znak tego, co neguje: jako odrzucenie królowania Pana Jezusa Chrystusa" - stwierdza radykalnie de Mattei. "Gest, jaki zrobił papież Franciszek w Domu św. Marty neguje także wspaniałą tajemnicę: Wcielenia, Męki i śmierci naszego Pana Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela i Odkupiciela ludzkości. Poprzez zakwestionowanie tej tajemnicy zostaje zakwestionowana zbawcza misja Kościoła – wezwanego do ewangelizacji i cywilizowania świata" - dodaje następnie, rozwijając swoją interpretację papieskiego gestu.

Historyk wskazuje, że zaledwie kilka dni później, 15. kwietnia, spłonęła częśc katedry Notre Dame. Jak zauważa, płomienie pochłonęły iglicę, ale fundamenty zostały nietknięte.

"Czy nie oznacza to, że mimo zawalenia się samej góry Kościoła, jego Boża struktura trwa i nic nie będzie w stanie tego zniszczyć?" - pyta Roberto de Mattei.

"Nie ma prawdziwego braterstwa poza tym, co nadprzyrodzone, a co nie jest wynikiem relacji między ludźmi, ale pochodzi od Boga (1 Tes 1,4-5)" - pisze dalejde Mattei, wracając do kwestii pojęcia pokoju w deklaracji z Abu Dhabi.

Jak dodaje neomodernizm, który zakorzenił się na samych szczytach Kościoła, głosi fałszywy pokój i fałszywe braterstwo, a to sprowadza na świat wojnę i schizmę.

bsw/pch24.pl