Tomasz Wandas, Fronda.pl: Zasadne jest twierdzenie, że Rzeczypospolitej Polskiej przysługują wobec Republiki Federalnej Niemiec roszczenia odszkodowawcze – oceniło w swojej opinii, przygotowanej na wniosek posła Arkadiusza Mularczyka, Biuro Analiz Sejmowych. Co oznacza to w praktyce?

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Oznacza to otwartą drogę do podjęcia działań dyplomatycznych i prawnych na rzecz domagania się reparacji. Kluczową kwestią jest fakt, że nie ma żadnego dokumentu poza artykułami prasowymi poświadczającego, że Polska, a faktycznie rząd PRL – w 1953 roku – zrzekł się w sposób prawnie skuteczny owych reparacji. Ciekawe jest też to, że w momencie jednoczenia się Niemiec powstała kwestia prawnego potwierdzenia uznania ostatecznego charakteru granicy polsko-niemieckiej, co było wcześniej uznane warunkowo przez rządy obu państw niemieckich RNF i NRD. Wtedy to kanclerz Niemiec powiedział słusznie, że najpierw musi dojść do powszechnego połączenia Niemiec, po czym powinny odbyć się wybory, i tylko tak wyłoniony Bundestag będzie miał mandat całego społeczeństwa niemieckiego na zatwierdzenie granicy.

Dlaczego ta kwestia jest warta podkreślenia?

Dlatego, że podobna zasada działa w odniesieniu do Polski. Jeśli wtenczas Niemcy w momencie jednoczenia się uznały, że NRD nie miała mandatu demokratycznego wypowiadania się w imieniu Niemiec – ponieważ de facto była krajem agenturalnym Związku Sowieckiego – to dokładnie możemy powiedzieć, to samo o PRLu w roku 1953.  Mamy dwa bardzo ważne argumenty. Po pierwsze, nie nastąpiło poświadczenie ważnym, czyli zarejestrowanym w ONZcie prawnym dokumentem zrzekającym się reparacji. Na marginesie można dodać, że Niemcy nie potrafią okazać żadnego konkretnego dokumentu w tej sprawie. Po drugie nawet gdyby istniał taki dokument (a podkreślam, że nie istnieje) to ówczesne władze funkcjonujące w Warszawie nie miały mandatu demokratycznego od społeczeństwa polskiego do podejmowania tego typu decyzji, tak jak NRD nie miało tego mandatu ze strony Niemiec.

Wiemy, że nie wszyscy w Polsce popierają pomysł domagania się odszkodowań od Niemiec. Niemców można zrozumieć, że im się nasze pomysły nie podobają. Co natomiast kieruje Polakami, którzy w tej sprawie nie stają po polskiej stronie?

Istnieją dwie kategorie ludzi, którzy zajmują takie stanowisko. Jedni czynią to w nadziei na robienie kariery w strukturach unijnych, - wiadomo, że poparcie Niemiec jest tutaj znaczące – drudzy natomiast – jak sądzę – są przekonani o absolutnej słabości Polski i potędze Niemiec. Uważają, że tego typu starcie dyplomatyczne z góry skazane jest na niepowodzenie i Polska zamiast zysków tylko za to zapłaci. Tych pierwszych w ogóle nie biorę pod uwagę, drudzy natomiast są po prostu w błędzie. Polska wcale nie jest małym, słabym krajem, który powinien się chować.

Eksperci niemieccy twierdzą, że jeśli my chcemy odszkodowań za wojnę, to nadszedł czas, aby rozmawiać z nami o naszych zachodnich granicach. O czy, świadczy fakt, iż posuwają się oni do tak mocnych tonów? Czy szykuje się emocjonalna, mocna batalia?

Myślę, że jest to po prostu nerwowa reakcja ze strony niemieckich ekspertów na problem. Wszyscy rozsądni ludzie rozumieją, że jakakolwiek dyskusja na temat granic w Europie nie jest dyskusją na temat poprzedniej wojny, tylko na temat wojny następnej. Nie sądzę zatem, aby poza takimi „harcami” publicystycznymi poważni politycy rozważali tego typu opcje.

Dziękuję za rozmowę.