Kiedy czytam w „Rz” o konferencji współorganizowanej przez MEN na temat edukacji seksualnej dzieci to po prostu nie wiem, co powiedzieć. Twierdzenia, jakie na niej padły to jaskrawe naruszenie praw dziecka a także praw rodziców. Nawet więcej – można podejrzewać, że jest to także naruszenie konstytucji, gdyż gwarantuje ona rodzicom prawo do wychowania swoich dzieci w sposób zgodny z ich światopoglądem. Zastanawiam się, czy na konferencję zostali zaproszeni przedstawiciele polskich rodzin czy na przykład państwo Elbanowscy, którzy rzeczywiście występują w interesach dzieci. Czy był tam Rzecznik Praw Dziecka, a jeśli tak, to w jakim charakterze się wypowiadał?

Przyjęcie proponowanych pomysłów w sposób oczywisty naruszyłoby prawa dziecka i prawa rodziny. To jest promowanie dewiacji typu gender czy środowisk homoseksualnych. To jest ciężko chore. Jestem zdumiona, że za publiczne pieniądze ministerstwa organizują konferencje, na których przedstawia się tak zaburzoną tematykę. Urzędnicy, którzy to zrobili powinni odpowiadać za to, że wykorzystując prestiż państwa polskiego oraz PAN organizują tego typu konferencje. To skandal!

Jestem oburzona i uważam, że rodzice, którzy chcą ochronić swoje dzieci przed tym zgorszeniem powinny zacząć się organizować. Minister edukacji nie ma prawa brać udziału i firmować konferencji, na których prezentowane są tak skandaliczne pomysły. Co więcej, nie ma prawa działać w takim kierunku. Rodzice muszą mieć to na uwadze, gdyż minister Szumilas bezkrytycznie wprowadza nowinki obyczajowe płynące ze środowisk homoseksualnych i gender. To absolutnie chore.

Osobom, które promują takie idee, zadałabym pytanie, czy oddałyby swoje własne dzieci na taką edukację. Czy chcieliby, aby ich małe, kilkuletnie dziecko było kształcone seksualnie przez jakiegoś obcego człowieka. Sama myśl o tym jest przerażająca. Ten pomysł jest ciężko chory, to straszne zboczenie. To jest promocja nadużyć seksualnych względem dzieci. Czteroletnie dziecko nie ma zielonego pojęcia o seksie, a trochę mniejsze szuka raczej piersi mamy niż seksualnej przyjemności!

To, że wiceminister edukacji zapewnia, że nie są to standardy, które będą wprowadzane w szkołach, ale tylko dyskusja  nic nie znaczy. Zawsze jest tak, że oswajaniem społeczeństwa zaczyna się małymi krokami. Bada się grunt, szacuje, czy idee zostaną zaakceptowane. Czy tego typu działanie, edukacja seksualna od czwartego roku życia, jest w ogóle wpisane w projekty ministerstwa? Może później to się przesunie na jeszcze młodsze dzieci, a jakiś zboczeniec będzie na nich zaspokajał swoje chucie? To jest chore! Niech rodzice się obudzą! To dla nich alarm! 

Not. Marta Brzezińska