Cała sytuacja przypomina przykład napadu na bank. Kiedy rabuś napada na bank, żeby mu wydali pieniądze, bierze pierwszego lepszego klienta np. jakąś babcię albo starszego pana, przykłada im pistolet do skroni i mówi do kasjera „dawaj mi pieniądze” - mówi prof. Aleksander Nalaskowski, komentując przedłużający się strajk nauczycieli.

Ekspert i pedagog podkreślił, iż największym przegranym konfliktu podsycanego przez ZNP są dzieci, które na proteści tracą zdecydowanie najwięcej.

"Generalnie dzieciaki podczas strajku nic nie robią i to jest strata w dużej mierze niepowetowana, bo raz straconego czasu nie można odzyskać, bo jak powiedział Albert Einstein „Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić”. Mamy tu więc taką sprawę, przez którą cierpią przede wszystkim uczniowie. Mam wrażenie, że mamy tutaj do czynienia z pewną rewolucją językową, bo okazuje się, że prestiż zawodu nauczyciela jest zależny od dochodów. To jest dość szczególna teza i przypomnę tylko, że w czasach PRL-u jednymi z najlepiej uposażonych byli funkcjonariusze MO czy SB, ale ich prestiż był żaden, więc nie ma takiego związku" - komentował prof. Nalaskowski.

Zdaniem profesora jednym z największych problemów w proteście jest wymiar etyczny. Dzieci brane są ponikąd jako zakładnicy.

"Cała sytuacja przypomina przykład napadu na bank. Kiedy rabuś napada na bank, żeby mu wydali pieniądze, bierze pierwszego lepszego klienta np. jakąś babcię albo starszego pana, przykłada im pistolet do skroni i mówi do kasjera „dawaj mi pieniądze”. Ten człowiek, który ma przystawiony pistolet do skroni, jest Bogu ducha winien i padł ofiarą konfliktu interesów między rabusiem a kasjerem. Tak samo jest z dziećmi, bo jest przepychanka między nauczycielami i rządem. Trwają jakieś mniej lub bardziej udane rozmowy, z jednej strony jest zabetonowany postulat tego 1000 zł i właściwie nadal kompletny brak pomysłów na jakąkolwiek zmianę w polskiej szkole. Z drugiej strony są dzieci, które „mają ten nóż przy gardle” i one są traktowane jako zakładnicy. Historia brania dzieci jako zakładników jest dość długa i ma swoją, że tak powiem, hagiografię" - stwierdził pedagog.

mor/radiomaryja.pl/fronda.pl