Poproszono mnie abym skomentował wypowiedź Jerzego Owsiaka i jej społeczny wydźwięk. Chodzi oczywiście o eufemizm „pomocy starszym” mającej polegać na dobijaniu ludzi w stanach terminalnych. Jeśli oczywiście sobie tego zażyczą.

 

Chyba bez namowy redakcji bym tego nie komentował, bo jestem w o tyle nieciekawej sytuacji, że bodaj rok temu na jednym z konserwatywnych portali niemal rok temu opublikowałem coś w rodzaju obrony Jerzego Owsiaka przed zarzutami z tytułu „róbta co chceta”, etc. Zrobiłem to zgodnie ze swoim sumieniem, a portal (bodaj wPolityce) opublikował całość, chociaż mój artykuł w sposób dość zasadniczy odbiegał od prezentowanej w tej materii linii redakcji. Chwała zatem za szacunek dla wolnego słowa.

 

Ale dzisiaj kłopot czytelny, bo pan Jerzy powiedział coś, co nie mieści mi się w głowie, a zwłaszcza w sumieniu. Bo ma on przedziwny i zdumiewający dar przekuwania słów na czyny. Dlatego mi ciarki po plecach przeszły gdy usłyszałem jak rozumie pomoc starszym i schorowanym. Ten bowiem jąkała (w tym przypadku to nie ma być obraźliwe), strzelający słowami jak karabin maszynowy i porywający własnym zapałem młodzież jest skuteczniejszy niż wszyscy politycy razem wzięci. Mając do dyspozycji wszelkie możliwe media potrafił to do cna wykorzystać i zamienić na gigantyczne kwoty, które potem odnajdywaliśmy w postaci sprzętu medycznego, który zakupiła fundacja założona przez rzemieślnika wyręczając w tym zajęte sobą rządy i parlamenty w kolejnych składach.

 

I teraz to co podziwiałem, a więc skuteczność, mnie przeraziło. Powiem nawet, że w pewnej mierze Wielka Orkiestra poniekąd straciła cnotę, a właściwie ustami lidera i pomysłodawcy zdradziła siebie samą. Rozumiem, że nie cała kwota zebrana ma być przeznaczona na uśmiercanie schorowanych i niedołężnych, a może żadna złotówka z tej kwoty nie byłaby na to przeznaczona, ale idea uległa przez tę wypowiedź upodleniu. Ideą było bowiem ratowanie. Tak jakby Owsiak powiedział „ok., państwo nie daje rady, to my zbierzemy kasę i kupimy dzieciakom sprzęt”. O tyle był apolityczny, że w ten sposób od wielu lat pokazywał każdemu kolejnemu rządowi jęzor. Czy był to rząd „prawy” czy „lewy”, każdy ten jęzor zobaczył, a potrzebujący pomocy otrzymywali pomoc. Pokazywał, że to czego nie są w stanie zrobić suto opłacani politycy on zrobi z rzeszą małolatów.

 

Nie ma dla mnie znaczenia co Owsiak myślał mówiąc o tej szczególnej „pomocy” starym, ale przestał być politycznie i ideowo ponad podziałami. Po prostu to powiedział! I nie wierzę w przejęzyczenie, w nieporozumienie czy „prywatność” tego poglądu. Bo Owsiak to była idea, a idee nie bywają przejęzyczone, prywatne czy niedopowiedziane. Tego co powiedział nie da się już zagłuszyć. Od lat bowiem przemawiał w imieniu tysięcy małolatów zbierających złotówki w zamian za czerwone serduszka. Teraz też –czy on tak to interpretuje czy nie – przemówił w ich imieniu. Poniekąd też ten utalentowany przywódca stojący na czele zjawiskowego fenomenu podpowiedział młodym co mogą brać pod uwagę w stosunku do swoich babć i dziadków, a może i rodziców.

 

I tu nie ma zastosowanie pojęcia/wytrycha- „niechcący powiedział”. Nie z tym stażem, nie z tym obyciem z mediami, nie z tymi doświadczeniami. I tu mój zawód jest ogromny, a rozczarowanie równie wielkie. Nie powinien bowiem Owsiak nie tylko dopuszczać możliwości takiej „pomocy”, ale w ogóle zignorować pytanie i obrazić się, że ktokolwiek śmiał mu je zadać. Pogonić żurnalistę. Bo jeszcze do niedawna myślałbym, że temu przywódcy takie pytanie może zadać niedorozwinięty kosmita. Niestety odpowiedź też była kosmity…

 

Już wcześniej miałem doń trochę żalu, że nie wypowiedział się głośno i publicznie na temat „wolnych konopi”, a kiedyś nie przestrzegł młodych przed Nergalem i jego złymi drogami. Ale próbowałem sobie to tłumaczyć jego chęcią „bycia poza polityką”. Dlatego też na tym portalu broniłem księdza, który puszkę WOŚP postawił przy ołtarzu. Dlatego o Owsiaku pisałem nierzadko i zawsze z podziwem.

 

Tej ostatniej jednak wypowiedzi pana Jurka nie potrafię sobie niczym wytłumaczyć i chyba po raz pierwszy od lat wobec skarbonek pozostanę skąpcem, co naprawdę nie leży w mojej naturze.

 

Próbuję sobie wyobrazić eutanazję technicznie, niemal na zimno.

 

A zatem zostanie w szpitalu (tylko dlaczego w szpitalu, którego misja jest zupełnie inna?) wydzielony oddział. Nie będzie miał w nazwie śmierć, ale na przykład „szpitalny oddział pożegnalny”. A może lepiej przy zakładach pogrzebowych czy krematoriach? Będą tam zatrudnieni specjaliści od podawania środków uśmiercających. Nie muszą być to absolutnie lekarze czy pielęgniarki gdyż cały zabieg ogranicza się do wstrzyknięcia na przykład morbitalu (stosowany do usypiania zwierząt). Zatem znajomość anatomii, układu nerwowego czy farmakologii jest tu zbędna. Nie trzeba będzie używać jałowych igieł czy strzykawek, bo po co? Można więc zaoszczędzić na sprzęcie. Nawet zainfekowana hiv’em igła „pacjentowi” na tym oddziale nie zaszkodzi. Trzeba będzie spytać uśmiercanego czy w garnitur trumienny ubrać go przed „zabiegiem” czy już „po”. Czy myć jeszcze żywego czy dopiero jego zwłoki? Czy uśmiercić na łóżku czy już w trumnie? Czy…? Kilka dni temu urodziła mi się trzecia wnuczka. Ma znakomity słuch, co stwierdzono przy pomocy aparatury z emblematem WOŚP. Byłem dumny, że dobrze pisałem o Owsiaku. Czy na „oddziałach pożegnalnych” też będą takie emblematy? To nie złośliwość, to pytanie o konsekwencję.

 

Tomasz Terlikowski w dyskusji telewizyjnej powiedział, że takie prawo i akt wymagałyby zmiany aksjomatu kulturowego. Dla dyskutującej z nim niewiasty były to pojęcia niedostępne, a zatem nic dziwnego, że odpowiedziała głupstwem. Bo nie była w stanie zrozumieć, że normalnie funkcjonujący człowiek, a zatem i sędzia, na całym świecie, nie może zgodzić się na uśmiercenie człowieka, który nie popełnił żadnego przewinienia, że nie można wydać wyroku skazującego na nikogo komu nie udowodniono winy, że inne myślenie podcina światową kulturę u samych jej źródeł.

 

Nie dość radykalne wyśmianie i potępienie pomysłów o eutanazji otwiera gumowe wrota, które prowadzą w niebezpieczną przestrzeń. Człowiek chcący umrzeć to nieodmiennie człowiek chory, człowiek którego nadzieja ulega erozji. Doskonale zrozumiał to Kościół w czasie II Soboru Watykańskiego traktując samobójców jak chorych między innymi w obrządku pogrzebowym. Trzeba odbudowywać nadzieję z nie mniejszym zapałem jak operuje się złamaną nogę. Nieustannie i do końca leczyć! Trzeba zainwestować w badania nad skutecznym podtrzymywaniem nadziei. Na to winny być serduszkowce skarbonki, a nie na pokracznie rozumianą „pomoc”.

 

Teraz, ku mojemu bólowi, Jurek Owsiak stał się jednym z odźwiernych tych upiornych wrót i chyba wstrzyknął morbital własnej orkiestrze. Bo jeśli ktoś chce umrzeć i należy mu w tym pomóc, to znaczy, że nie należy do szpitali przyjmować niedoszłych samobójców, nie należy rzucać się w wodę aby ratować desperata, który pokłócił się z rodzicami, nie biec z nożem odcinać sznur wieszającej się kobiecie, którą opuścił mąż, nie negocjować ze stojącymi na wysokim gzymsie straceńcami. Wszystkim, którzy chcą należy pozwolić umrzeć?

 

A kto będzie leczył tych, do których po latach wrócą upiory decyzji o dobiciu babci czy chorego ojca. Psychika ludzka jest wciąż tajemnicą. Co jeśli sprawcy eutanazyjnych śmierci swoich najbliższych z czasem nie będą mogli tego psychicznie udźwignąć?

 

Chciałem na koniec napisać, że obawiam się iż tym razem puszki orkiestry nie będą już tak pełne. Ale skłamałbym. Otóż, to co czuję to nie obawa. Bo ta orkiestra już chyba dla mnie nie gra. Dyrygent położył na pulpicie fatalną partyturę. I skończę pytaniem: „Jerzy, dlaczego?”.

 

Aleksander Nalaskowski 

 

JW