Prof. Krystyna Pawłowicz: Konkursy piękności to oczywiście pomysł mężczyzn, którzy chcą sobie obejrzeć ładne kobiety. Panie jeszcze kilkadziesiąt lat temu traktowane były jako własność mężczyzny, a ci przecież lubią taką „własnością” się pochwalić. Z czasem tego typu zabawy przekształciły się w okazję do wejścia na drogę kariery dla kobiet, które z różnych względów nie miały innych możliwości. Tym bardziej, że obyczaje się rozluźniły i takie zabawy nie są już traktowane jako coś uwłaczającego godności kobiety. Także dlatego, że panie, które biorą udział w konkursach, mają w tym swój cel. Te, które takie zabawy oglądają, niekoniecznie, bo siedzą obok swojego partnera i przyglądają się zgrabnym, pięknym i ładnie ubranym konkurentkom.

Nie będę specjalnie krytykować tego, że takie konkursy organizuje się dziś niemal powszechnie. Pokazywanie się mężczyźnie, strojenie się jest zgodne z naturą kobiety. Panie są najpiękniejsze w okresie, kiedy szykują się do założenia rodziny, pięknie się ubierają, malują, czeszą, szukają różnych sposobów, żeby ładnie zaprezentować się przyszłemu mężowi. To spełnia więc także jakąś rolę społeczną. Takie konkursy mogłyby czymś pozytywnym gdyby nie fakt, że ich uczestniczki często nie są dobrze traktowane przez organizatorów. Z mediów można dowiedzieć się, że kobiety są tam upokarzane przez mężczyzn...W skrajnych sytuacjach, konkursy piękności są być może jedyną drogą dla niektórych kobiet, by robić karierę, zaś dla mężczyzn okazją do „polowania”, bo przecież facet jest zawsze myśliwym.

Naturalne jest to, że kobieta chce się podobać mężczyźnie i odwrotnie. Ważny jest natomiast sposób, w jaki to się odbywa. Te konkursy nie mogą uwłaczać godności kobiet. Panie nie powinny być przesadnie roznegliżowane. Jeśli natomiast kobiety same wyrażają chęć wzięcia udziału w takim konkursie to, no cóż, to jest w zgodzie z ich naturą. Jedna płeć kokietują drugą, a to ma, generalizując, doprowadzić do nawiązania relacji, związku. Ale w tych konkursach nie o to chodzi – raczej tylko o to, by sobie po prostu pooglądać.

Sama kwestia organizacji takiego konkursu na uczelni to kolejna sprawa. Uniwersytet występuje tu nie w swojej roli. Oczywiście, zabawy nie urządza dziekan czy rektor, ale studenci. Pojawia się jednak pytanie, na ile studenci mogą wykorzystywać uczelnię do różnych celów. Takie zabawy lepiej byłoby zorganizować w klubach studenckich, nie miałabym wtedy nic przeciwko temu. Wszystko zależy od tego, jak konkurs będzie przebiegał, jak zostanie zorganizowany, czy nie będzie wulgarnych zachowań i przesadnego negliżu. Nie robiłabym tego na terenie uniwersytetu, bo uczelnia nie służy takim rozrywkom. Wręcz przeciwnie, dowodzi to tabloidyzacji uniwersytetu, schodzenia z pewnego poziomu. Sala wykładowa nie służy popisom, przebierankom i wdzięczeniu się.

Oczywiście, feministkom takie konkursy piękności nigdy się nie spodobają, bo one nienawidzą działań, które zbliżają płcie. Feministki robią wszystko, aby skłócić kobiety i mężczyzn. Ich denerwuje widok mężczyzny, a nawet kobiety. Przecież widok zadbanej, eleganckiej pani nie powinien nikomu przeszkadzać. Ale feministki kierują się względami ideologicznymi, z pewną przesadą, a wręcz przerysowaniem dbają o cześć i honor kobiet, które same często nie życzą sobie tego. Dlaczego z przesadą? Bo jeśli mamy do czynienia z niewinnymi pokazami, kulturalnie zorganizowanymi, bez wulgarności i przesadnego negliżu, to nie widzę w tym nic złego. To jest zgodne z naturą. Ale feministki, które są przeciwne zbliżaniu się płci, które chcą je skłócić ze sobą, odrzucają naturę. One a priori zakładają, że mężczyzna chce skrzywdzić kobietę. Będą więc zwalczać wszelkie próby zalotów pomiędzy płciami. Podsumowując, nie mam nic przeciw konkursom piękności, pod warunkiem, że będą się odbywały według zasad, o których mówiłam, z klasą, biorąc pod uwagę nie tyle wygląd fizyczny kobiety, co ogólny urok, takt, intelekt. 

Not.  Beb