Marta Brzezińska: Co Pan sądzi o reformie programowej liceów, która wejdzie we wrześniu 2012 roku? 


Prof. Michał Kleiber: Generalnie popieram reformy szkolnictwa – niekoniecznie tę, o której teraz mówimy, ale jestem za reformowaniem, ponieważ uważam, że szkoła jest w trudnej sytuacji, co by nie powiedzieć, w kryzysie. Na to składa się bardzo wiele przyczyn, na przykład niedostateczne wykorzystywanie informacji dostępnych w systemie pozaszkolnym, w szczególności w Internecie. Niewątpliwie, problemem jest też konieczność stałego dokształcania się nauczycieli, co w Polsce wciąż jest na słabym poziomie. Jest jeszcze cały szereg innych rzeczy, ale krótko mówiąc – szkoła wymaga zmian. Na to wszystko nakłada się jeszcze problem niżu, który w tej chwili nas dotyka, a który nie do końca wiadomo, jak długo potrwa. Gdyby założyć, że będzie tak jeszcze przez dłuższy czas, nieuchronna będzie konieczność – a to jest to, co w tej chwili boli najbardziej – zwolnienia części nauczycieli. Jeżeli potem tendencja się odwróci – także w wyniku wzmocnienia polityki prorodzinnej – to wtedy utrata wielu nauczycieli mogłaby być trudna do odrobienia w szybkim okresie - to też trzeba wziąć pod uwagę.


To jak zaradzić tej największej bolączce - zwolnieniom nauczycieli? 


Uważam, że wielka rola jest teraz po stronie dyrektorów liceów, którzy w porozumieniu z samorządami, muszą poradzić sobie z tym problemem. Ja rozumiem, że dyrektorzy mają prawo do kształtowania programów i mogą – jeśli tylko samorządy będą ku temu przychylne – proponować takie profile szkolne, które w dużym stopniu (jeśli nie całkowicie), załagodzą niedobór godzin lekcyjnych w pierwszych klasach szkół licealnych. Faktem jest jednak, że wielu nauczycieli dyscyplin kluczowych dla wykształcenia młodego człowieka i jego funkcjonowania we współczesnym świecie – mam tu na myśli fizykę, chemię i biologię - może na tym stracić. W związku z tym trzymam kciuki, żeby dyrektorzy, w porozumieniu z samorządami, podejmowali rozsądne decyzje, które nie wpłyną na uszczuplenie wiedzy z przedmiotów ścisłych.


Abstrahując od reformy, jesteśmy zaniedbani, jeśli chodzi o przedmioty ścisłe? 


Oczywiście. I nie jest specjalną pociechą fakt, że syndrom ten dotknął wiele krajów. W wielu z nich, ale teraz także i w Polsce, ten syndrom na szczęście łagodnieje. Nacisk na przedmioty ścisłe (zarówno na studiach, jak i w szkołach średnich), jest na wyższym poziomie. Jest też cały szereg mechanizmów, które zachęcają uczniów do wybierania przedmiotów ścisłych, klas i szkół o takich profilach. Młodzi ludzie i ich rodzice zdali sobie sprawę, że dziś wykształcenie ścisłe i techniczne to wykształcenie, które w miarę najlepiej gwarantuje przyzwoitą przyszłość młodemu człowiekowi. Przez kilkanaście lat naiwnie myśleliśmy, że studiowanie zarządzania i marketingu, to najlepsza droga kariery. Przekładało się to na decyzje podejmowane w szkole średniej. Dziś powszechną naszą wiedzą jest, że mamy za dużo absolwentów pozornie rynkowych, a de facto gwarantujących bezrobocie, kierunków.


W dłuższej perspektywie czasu jestem optymistą, że wracamy do normy, zaczynamy patrzeć na szanse w życiu zawodowym przy wyborze kierunku studiów, etc. Choć problem ciągle istnieje. W moim przekonaniu musimy wzmóc promocję wiedzy na temat potrzeb społecznych jeśli chodzi o profil zawodowy. Jednoznacznie trzeba powiedzieć, że nauki ścisłe, przyrodnicze i techniczne są kluczem do zapewnienia sobie godnego życia, ale też są kluczowe dla dobra i przyszłości kraju.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska