Tomasz Wandas, Fronda.pl: Pani premier ostatnimi wpisami na portalu społecznościowym zwiększa ciekawość obywateli, spekulacje co do tego, że ma pożegnać się z funkcją stają się niemal pewne. Jak jest natomiast Pana zdaniem?

Prof. Kazimierz Kik, politolog: Nacisk na premier trwa, stąd jest i reakcja.

To znaczy?

Na początku były to działania wyłącznie medialne, jednak po kilku miesiącach pobudziły od wewnątrz partię Prawa i Sprawiedliwości. Po tych wszystkich naciskach, rzeczywiście dywagacje wewnątrz partii przybrały na sile.

O czym jednak świadczą sygnały wysyłane przez Panią premier?

Myślę, że pani premier, tym oświadczeniem zareagowała na medialne doniesienia, że nie trzyma się żadnego stołka, że jest gotowa ustąpić jeśli będzie taka potrzeba.

Jednym słowem, oświadczenie pani premier jest reakcją, odpowiedzią na medialny nacisk na zmiany personalne w rządzie.

Czy jest jakieś inne wytłumaczenie?

Tak, jest tu kilka możliwych wariantów. Drugi z nich polega na tym, że konflikt jaki pojawił się w formacji rządzącej między prezydentem, a kilkoma ministrami, trudności przy przeprowadzaniu reformy sądownictwa, mogą spowodować niezadowolenie w społeczeństwie.

I?

W tej oto sytuacji, mogłoby nastąpić tak zwane nowe otwarcie, danie nowej nadziei. Nie będzie to jednak możliwe bez całkowitej restrukturyzacji, włączając w to również zmianę premiera.

A częściowa restrukturyzacja nie pomogłaby?

Nie, częściowa restrukturyzacja nie ma sensu, niczego nie zmieni. Nie będzie ona równoważna z atmosferą po przyjęciu reform ustawowych i ustrojowych.

Kto musiałby stanąć na czele tego nowego otwarcia?

Na czele tego nowego otwarcia musiałby stanąć człowiek nadziei. Krótko mówiąc, musiałby być to ten, kto stworzyłby szansę na dobre prowadzenie gospodarki Polski w ciągu kolejnych lat.

Na czym polega teraz trudność?

Trudność polega na tym, że pani premier Beata Szydło, po pierwsze była twarzą zwycięskich wyborów prezydenckich, a dziś jest akceptowaną powszechnie twarzą rządu, mimo iż ostatnio zanotowała lekki spadek poparcia.  

A Mateusz Morawiecki?

Pan wicepremier Morawiecki ma dziś notowania nieco niższe od pani Szydło, jest zatem ryzyko, że spodziewane nowe otwarcie, czyli danie otuchy, nadziei poprzez restrukturyzację rządu, która powinna przykryć atmosferę po przyjęciu reform ustrojowych może nie wystarczyć.

Czy jest jakieś inne wytłumaczenie tego co się dzieje?

Sytuacja wewnątrz partii najprawdopodobniej się pogarsza, jeszcze tego nie widać. Restrukturyzacja ma zatem służyć zapobiegnięciu ewentualnemu spadkowi poparcia.

Czy to dobre rozwiązanie?

Jest to ryzykowne, w sytuacji kiedy rząd stosunkowo ma wysokie notowania, kiedy pani premier Szydło ma najwyższe notowania tuż po prezydencie.

O co zatem chodzi?

Myślę, że chodzi tu o pewnego rodzaju rozwiązanie systemowe, o pewne porozumienie pomiędzy prezydentem, a prezesem Jarosławem Kaczyńskim. Ponieważ uzgodnienia dotyczącego zmian personalnych w rządzie nie ma, pozostaje zatem szerszy zamysł systemowy, aby przeprowadzić równocześnie trzy operacje.

To znaczy? Jakie operacje?

Operacją pierwszą miałoby być wyciszenie sporów wewnątrz formacji rządzącej. Po drugie chodzi o nadanie nowego ducha rządowi, po zbliżającej się restrukturyzacji, na czele rządu miałby stanąć człowiek cieszący się powszechnym zaufaniem społecznym. Gwarantem miałaby być tutaj też dobrze prowadzona polityka gospodarcza, a kto były do tego lepszy od wicepremiera Morawieckiego.

Po trzecie?

Po trzecie chodzi o ostateczne rozwiązanie personalne rozstrzygające spór między prezydentem, a rządem. Cała ta operacja miałaby sens tylko wtedy, kiedy będzie to podejście systemowe.

Jak duże jest ryzyko, że operacja ta się nie powiedzie?

Cała ta operacja obarczona jest ryzykiem, wynikającym z tego, że notowania rządu, notowania pani premier i PiSu są wysokie i trudne do przeskoczenia. Myślę, że mamy przy tej okazji do czynienia z podejściem instrumentalnym, tzn. z rozwiązaniem tych trzech kwestii za „jednym zamachem”.

W kuluarach mówi się o tym, że prezes Jarosław Kaczyński między innymi ze względu na stan zdrowia szuka następcy. Mateusz Morawiecki miałby zostać teraz premierem, aby mieć okazję do wylansowania się jako przyszły kandydat w wyborach prezydenckich. Czy coś może w tym być?

Po pierwsze pamiętajmy o tym, że Prawo i Sprawiedliwość ma prezydenta. Co więcej cieszy się on największym poparciem społecznym. Po drugie, byłoby rzeczą ryzykowną z powodów osobistych pozbywać się twarzy Prawa i Sprawiedliwości jaką jest prezydent Andrzej Duda. Pan Morawiecki jest natomiast twarzą sukcesu ekonomicznego, zamiana miejsc na tak wysokim szczeblu nie przyniosłaby niczego dobrego. Dodać trzeba, że poza sukcesem gospodarczym potrzeba i sukcesu politycznego.

Jednak czy jedno nie może wynikać z drugiego?

Oczywiście, może. Jednak nie sądzę, aby racjonalną rzeczą było granie na osłabienie formacji rządzącej poprzez eliminowanie jednego z filarów dzisiejszej formacji rządzącej.

Czy wicepremier Morawiecki byłby dobrym premierem?

Pan Morawiecki jeśli osiągnie sukces ekonomiczny, będzie bardzo dobrym premierem. Zwróćmy uwagę na to, że będąc bardzo dobrym premierem ze względu na swoje zdolności ekonomiczne, pozbawienie się takiego polityka gospodarki i przesunięcie go na stanowisko prezydenta byłoby osłabieniem formacji rządzącej.

Dlaczego?

Prezydent nie ma kompetencji w zakresie ekonomicznym. Ma on kompetencje w zakresie politycznym tzn. w jego rękach leży armia, bezpieczeństwo, polityka wewnętrzna.

Myślenie typu, że będzie można przesunąć wybitnego ekonomistę na wybitnego prezydenta jest ryzykiem zwłaszcza, gdy ma się prezydenta, który ma najwyższe notowania w sondażach.

Jednak obecny prezydent nie do końca może się w przyszłości sprawdzić

Tak, mogą dziś myśleć przeciwnicy pana prezydenta, którzy są w kręgu formacji rządzącej. Nie jest to myślenie na uzyskanie wartości dodanej, lecz jest to myślenie nastawione na eliminowanie niewygodnych polityków.

Czy gdyby Mateusz Morawiecki został premierem – bez podtekstu, że po tym miałby być prezydentem – czy oznaczałoby to zaostrzenie kursu przez Prawo i Sprawiedliwość, czy niekoniecznie?

Myślę, że doszłoby raczej do złagodzenia polityki prowadzonej przez PiS. Nabrałaby ona głównie wymiaru ekonomicznego. Polityka ekonomiczna rządu działa o wiele lepiej w atmosferze narastającego konsensusu, czyli wtedy kiedy konflikty w państwie są eliminowane. Tu mogłoby dojść do współdziałania z panem prezydentem.

Pan Morawiecki prowadziłby politykę, która zwiększałaby popularność formacji rządzącej, a pan prezydent działałby na rzecz poszerzania spektrum społecznego formacji rządzącej – w moim przekonaniu byłby to dobry tandem do tego, co Pan prezydent powiedział ostatnio w swoim orędziu.

To znaczy?

Prezydent jasno powiedział, że trzeba przezwyciężyć wewnętrzną wojenkę pomiędzy Polakami. Wydaje się, że tandem Morawiecki-Duda w odpowiednich warunkach byłby możliwie najlepszy dla Polski na tę chwilę.

Z jakich powodów?

Po pierwsze byłoby tak ze względu na realizację celów planu Morawieckiego, a po drugie na realizację celów pana prezydenta, które to zmierzają do poszerzenia spektrum społecznego odziaływania formacji rządzącej.

Dziękuję za rozmowę.