Portal Fronda.pl: Komisja Europejska zdecydowała się na wydanie Polsce zaleceń w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, przechodząc tym samym na drugi etap tak zwanej procedury sprawdzania praworządności. Będzie to miało jakiekolwiek reperkusje?

Prof. Karol Karski (PiS): Komisja Europejska i jej wiceprzewodniczący Timmermans zagalopowali się już na wcześniejszym etapie. Teraz nie wiedzą, jak wyjść z tej procedury z twarzą; brną więc do przodu, ale jest to działanie coraz bardziej jałowe i w istocie pozbawione znaczenia.

Dlaczego KE wciąż zajmuje się Polską, choć ma obecnie tak poważne problemy jak wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej?

Są to ludzie owładnięci przemożnym przekonaniem o swojej wyjątkowej roli. Uważają, że powinni się zajmować wszystkim. Dotychczasowa polityka Komisji Europejskiej pokazała, że obecny model funkcjonowania Unii Europejskiej nie jest akceptowany przez wiele państw członkowskich, prowadząc z jednej strony do rezygnacji z akcesu do UE, jak w przypadku Islandii i Szwajcarii, czy też odejścia ze Wspólnoty, jak w przypadku Wielkiej Brytanii. KE powinna teraz oddać się pewnej refleksji i zająć się teraz wypracowaniem odpowiedzi na pytanie, jak nie dopuścić do podobnych decyzji w przyszłości. Będzie to jednak bardzo trudne, bo pewien grzech został popełniony już wcześniej, przy wyborze członków KE. Jej stery zostały powierzone zwolennikom wizji UE jako państwa federacyjnego. UE nie jest państwem, w tym federacją, ale ludzie ci wyobrażają sobie, że ich działania utorują powstanie takiego właśnie modelu. Droga ta nie jest jednak do przyjęcia dla wielu państw UE, na przykład dla Wielkiej Brytanii. Ciekawe, co powiedzieliby członkowie KE, gdyby skonfrontować ich z ich dawnymi buńczucznymi wypowiedziami o integracji europejskiej jako drodze w jedną stronę, jakoby można było do UE tylko wejść i dalej dryfować w stronę pozycji europejskiego landu.

Wszczęcie przez KE drugiego etapu procedury nie będzie miało w takim razie żadnego znaczenia?

Nie przykładałbym do tego już żadnej wagi. Ona może się dalej toczyć podług pewnych określonych reguł, ale już wówczas, gdy była rozpoczynana przez panów Junckera i Timmermansa – dodajmy, przy biernej akceptacji komisarz Bieńkowskiej - z góry było wiadomo, że procedura ta nie zakończy się żadną konkluzją. Są państwa członkowskie UE, które nie wyrażą zgody na jakiekolwiek sankcje wobec Polski, bo są one po prostu nieuzasadnione. Gdyby stosować w praktyce kryteria przyjęte przez KE, to większość państw unijnych musiałaby zostać potraktowana w podobny sposób. Pan Timmermans powinien się zastanowić choćby nad własnym krajem, w którym w ogóle nie ma Trybunału Konstytucyjnego, a konstytucja zakazuje sądom badania zgodności ustaw z nią samą.

Czy decyzję o kontynuowaniu procedury wobec Polski można interpretować jako przejaw braku tej tak potrzebnej, jak pan podkreślał, refleksji wśród członków KE?

Myślę, że tam w ogóle nie ma miejsca na refleksję. Widziałem niedawno pana Timmermansa na forum Parlamentu Europejskiego, gdzie z mównicy obrażał posłów mających inne zdanie, niż on sam. Ja również nie zgadzałem się do końca z tymi posłami, którzy krytykowali KE i przewodniczącego Junckera. Posiadanie innego zdania nie znaczy jednak, że wynajęty urzędnik może w ten sposób zwracać się do posłów posiadających mandat pochodzący z demokratycznych wyborów. Cóż, to taki typ człowieka. W swoim własnym państwie, nie największym przecież, nie zrobił jakiejś oszałamiającej kariery. Wypłynął później na szersze wody i sądzi, że może uda mu się tutaj coś osiągnąć, ale to chyba nie ta droga.

Za kilka miesięcy kończy się z kolei kadencja Martina Schulza jako przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Niemieckie media informowały niedawno, że sam Schulz chciałby jednak przedłużenia kadencji i ma poparcie szefa KE Junckera. Czy przedłużenie tej kadencji jest możliwe, choć byłoby to wbrew ustaleniom w PE?

Panowie Schulz i Juncker są ze sobą osobiście bardzo zaprzyjaźnieni. Dlatego wypowiedzi Junckera należy odbierać jako wyraz wsparcia dla własnego przyjaciela, nie jest to więc poparcie instytucjonalne – jakkolwiek nie zmienia to oczywiście faktu, że ono jest. Rzeczywiście funkcjonuje obecnie porozumienie, zgodnie z którym z upływem tego roku kończy się kadencja przewodniczącego Schulza. W Parlamencie Europejskim od zawsze przewodniczący wybierany jest na połowę pięcioletniej kadencji, to nie jest ewenement. Następca Schulza zgodnie z tymi ustaleniami ma być desygnowany przez partię chadecką. Strona ta, czyli Europejska Partia Ludowa, już poinformowała, że oczekuje uszanowania tej tradycji. Bez niej zresztą wybór przewodniczącego nie jest możliwy. Jest najpewniej jeszcze jakieś pole do rozmów, ale to kwestia do uzgodnienia między Postępowym Sojuszem Socjalistów i Demokratów oraz Europejską Partią Ludową. Wydaje się jednak, że kadencja Schulza rzeczywiście skończy się wraz z 31. grudnia tego roku.

W Polsce Schulz był bardzo ostro krytykowany zwłaszcza w okresie apogeum sporu o TK. Czy zastąpienie go przez nominata chadecji ułatwiałoby stronie polskiej relacje z PE?

Schulza znam osobiście. Jest bardzo miłym i sympatycznym człowiekiem. Doskonale współpracuje się z nim w wielu bieżących sprawach, choć nie we wszystkich. Oczywiście, odwieczne jest pytanie, na ile o postępowaniu człowieka decydują jego osobiste przymioty, a na ile ogólna sytuacja, w której się znajduje. Trudno na tym etapie cokolwiek wróżyć. Powtarzam, Martin Schulz jest do niektórych rozmów doskonałym partnerem, a do innych złym. Tak samo będzie zapewne w przypadku jego następcy, którego nazwisko nie jest jeszcze nawet znane. 

Dziękuję za rozmowę.

p.ch.

 <<< NIEZWYKŁA KSIĄŻKA PAPIEŻA FRANCISZKA - BAT NA LEWAKÓW, GENDER I INNYCH >>>