Fronda.pl: Gdyby miał Pan wytłumaczyć dlaczego Prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego nazywamy Prymasem Tysiąclecia – to jaka byłaby Pana odpowiedź?

Prof. Jan Żaryn, historyk, senator PiS: Przede wszystkim Prymasem Tysiąclecia nazwał tak prymasa Wyszyńskiego inny wielki Polak, Jan Paweł II. Nazwał prymasa Stefana Wyszyńskiego tak zresztą z co najmniej dwóch generalnych powodów. Pierwszy powód, może mniej istotny, ale historyczny, polegał na tym, że prymasostwo kardynała Stefana Wyszyńskiego przypadło na czas przełomu tysiącleci obecności Kościoła w Polsce i niezwykłej roli tegoż Kościoła w budowaniu i trwaniu polskiego narodu. Tu, jak rozumiem, Jan Paweł II szczególnie podkreślił przygotowywanie przez kard. Wyszyńskiego polskiego narodu do roku 1966 i obchodów milenijnych.

A drugi powód?

Wydaje się, że nazywając kard. Wyszyńskiego Prymasem Tysiąclecia, papież chciał pokazać, że postać kardynała Stefana Wyszyńskiego jawi się jako Prymas, który udźwignął odpowiedzialność za wprowadzenie Kościoła w Polsce w drugie tysiąclecie. Gdyby nie posługa i zaangażowanie prymasa, parafrazując słowa papieża, nie byłoby Jana Pawła II, ale także nie byłoby nadziei, że naród polski przejdzie zwycięsko ten próg drugiego tysiąclecia i będzie trwał następne setki lat wiernie przy Kościele.

Jakie były relacje prymasa z Karolem Wojtyłą a później już z papieżem Janem Pawłem II?

Jak wiadomo ta perspektywa historyczna, oceniana przez historyków, to perspektywa widoczna w dokumentach kościelnych i we wspomnieniach ludzi Kościoła. Bez wątpienia z tych źródeł wynika, że był to kontakt bardzo bliski, wskazujący na ścisłą współpracę tych dwóch osób. Już w okresie wielkiej nowenny i roku milenijnego chyba szczególnie zbliżyła ich Matka Boska. Kult maryjny zbliżył te dwie postaci.

Coś jeszcze łączyło te dwie postaci?

Oczywiście. Wskazałbym tu na coś, co można nazwać pewną mądrością łączącą tych dwóch wybitnych Polaków. To taka mądrość, szczególnie widoczna w protokołach Rady Głównej, czy Konferencji Episkopatu Polski, gdzie widać jak Ci dwaj mężowie stanu w sposób bardzo inteligentny rozumieją tę całą przestrzeń państwową, PRL-owską i jak próbują przestrzec Kościół i prowadzić Go, aby różne pułapki i rafy nie niszczyły Go. Pamiętam taki protokół Rady Głównej Episkopatu Polski z grudnia 1970 roku po tragedii grudniowej. Prymas Wyszyński i Karol Wojtyła mówili o historycznym znaczeniu ofiar, które zginęły na Wybrzeżu i o tym, jak te ofiary będą stanowiły tę drogę ku niepodległości i suwerenności tego wszystkiego, co naród ma prawo mieć. To o tyle ważne, że jak czytam źródła kościele od wielu lat, tak widzę, że w głowach polskich biskupów – nie tylko Wojtyły i Wyszyńskiego – żadna sowietyzacja się nie zagnieździła. To byli wolni, suwerenni ludzie, którzy mając duchową jasność w sobie, mogli zwyciężać i nie dać się zniewalać różnym pułapkom propagandy komunistycznej. Marksizm-leninizm nie święcił triumfu w ich umysłach i sercach.

A jak wyglądały relacje ze Stolicą Apostolską?

W relacjach ze Stolicą Apostolską bardzo wyraźnie widać wspólną pracę, także tę intelektualną, dotyczącą trudnych rozmów między Watykanem, Kościołem w Polsce a władzami komunistycznymi. Władze próbowały nawiązać stosunki z Stolicą Apostolską, a jednocześnie zdyskredytować polski episkopat. Jest taka piękna myśl w zapiskach prymasa, dotycząca jego smutnego tak po ludzku rozstania z Janem Pawłem II. Gdy po wyborze Karola Wojtyły na papieża, prymas Wyszyński musiał opuszczać Watykan i wracać do kraju, w zapiskach napisał, że tak po prostu „popłakali sobie panowie”, gdyż wielcy przyjaciele muszą się rozstać i nie będą już na niwie Kościoła w kraju tak często się spotykać. Z drugiej strony prymas się pocieszał, ze w rozmowach ze Stolicą Apostolską już nie trzeba będzie niczego tłumaczyć i mówić o zawiłościach polityki komunistów wobec Kościoła w Polsce, bo jest Jan Paweł II, który te wszystkie sprawy rozumie. To też dowód z jednej strony przyjaźni, a z drugiej odpowiedzialności za Kościół w Polsce.

Były między nimi jakieś różnice?

Owszem. Przede wszystkim różnica pokoleniowa, która siłą rzeczy rzutuje na inne doświadczenia i przeżycia. Inny jest życiorys kard. Wyszyńskiego, który w okresie II wojny światowej ma 40 lat i więcej, a z pozycji swojego wieku przeżywa wojnę jako kapelan AK, a co innego w przypadku Karola Wojtyły, dopiero poszukującego swojego powołania, który znajduje się w Wyższym Seminarium Duchownym w Krakowie. To inne perspektywy biograficzne, wynikające z różnicy pokoleń.

Czy władze PRL chciały jakoś poróżnić prymasa i kardynała, a później papieża?

Oczywiście, komuniści chcieli poróżnić te dwie osoby, ale im się to totalnie nie udało. Wydawało im się jednak, że już się witali z gąską, ze względu na dwie zewnętrzne cechy, które wydawały im się do wykorzystania. Pierwsza to fakt, że kardynał był w Krakowie, a drugi w Warszawie. Miała tu zagrać rzekoma rywalizacja krakowsko-warszawska. Pojęcia świata świeckiego jednak zupełnie nie odnosiły się do Krakowa i Warszawy z perspektywy metropolitarnej, choć oczywiście nie oznacza to, że nie istniał szacunek i godne wyróżnianie swoich ról w określonych momentach. Na przykład prymas kardynał Wyszyński podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, był wyraźnie obecny w Warszawie i na Jasnej Górze, ale gdy papież dojechał do swojego ukochanego Krakowa, prymas Stefan Wyszyński wyraźnie się wycofał w cień. Tym samym prymas Wyszyński chciał wyrazić wielki szacunek poprzez wycofanie się dla tego bliskiego miejsca dla niegdysiejszego kardynała Wojtyły. Tego jednak komuniści nie mogli wygrać i to im się nie udało, bo nie rozumieli w swoim świeckim podejściu świata Kościoła.

Niewątpliwie istniały wyraźne spory między laikatem katolickim, a prymasem Wyszyńskim. Szczególnie istotne spory istniały wewnątrz Kościoła, głównie między Klubem Inteligencji Katolickiej a Prymasem Tysiąclecia. Szacunek i dobre relacje między środowiskiem Znaku i KIK-u a Karolem Wojtyłą był uznawany jako podstawa do szukania rysy na relacjach między Wojtyłą a Wyszyńskim.

Czyli komuniści znów się przeliczyli?

Jak najbardziej. Znowu okazało się to zupełnie nieprawdziwym projektem, choć niewątpliwie i Jerzy Turowicz i inne ważne osoby kształtujące środowisko katolików krakowskich były krytyczne wobec kardynała Wyszyńskiego i jednocześnie były w bardzo dobrych relacjach z kardynałem Karolem Wojtyłą. Te krytyczne nastawienie i różnice nie sumowały się jednak z planami i oczekiwaniami komunistów.

Dziękuję za rozmowę.