Martyna Ochnik: Panie profesorze, czy lubi Pan zwierzęta?

Prof. Jan Szyszko: Uwielbiam! Nawet teraz zwierzę koło mnie siedzi. To pies, z których chodzę na dziki.

Pan profesor poluje?

Oczywiście! Co to za chłop, który nie poluje! Kto miałby przynieść z lasu mięso i futro dla żony?

Już rozumiem, dlaczego nie mam futra… Ale właściwie to chciałam zapytać Pana, co z tymi dzikami? Chorują na ASF… To wirus czy jakiś inny bakcyl?

Taki sam wirus jak wirus ptasiej grypy, tylko że dedykowany świniowatym, ale mechanizm działania ma ten sam.

Jaką drogą dochodzi do zakażenia?

Poprzez kontakt osobisty między zwierzętami czyli na przykład kiedy buzi sobie dadzą albo razem jedzą, albo wchodzą w związki partnerskie.

A drogą kropelkową, przez powietrze?

Tak. Jak jeden dzik kichnie, a drugi jest blisko, to też się zarazi.

W takim razie jak dochodzi do zarażenia świń hodowlanych?

Najpierw musimy odpowiedzieć sobie na pytanie czy ta choroba jest chorobą totalnie niszczącą populację dzika. Zacznijmy od tego, że w 2014 znaleziono dwa martwe dziki leżące na łące przy granicy z Białorusią. Za pięć godzin cała Europa wiedziała już, że Polska jest zapowietrzona… Do tej pory czyli przez 5 lat pośród 1 mln strzelonych dzików rozpoznano około 3 tys. zarażonych, co daje 0,3%. Czy zatem jest to rzeczywiste zagrożenie dla populacji? Ponieważ ilość dzików wciąż przyrasta, co łatwo zaobserwować już nawet w miastach, a odstrzeliwanych jest coraz więcej sztuk, przy czym wirus ASF wciąż jest obecny, to czy stanowi on rzeczywiście problem dla dzika?

Czy jest problemem dla człowieka? Na Ukrainie czy Białorusi, gdzie mięso świńskie i dzicze spożywane są w postaci kiełbas – czy słyszeliśmy, by ktoś tam zachorował na ASF?

Może nie mamy informacji?

Nie, nie. Oni to jedzą i nie chorują. Podobnie jak z ptasią grypą. Zjedzenie zakażonego mięsa nie wywołuje choroby u człowieka. Prasa już by szybko podała, gdyby zarejestrowano taki przypadek. Przecież jak ktoś się udławi ością, zaraz wszędzie się o tym pisze.

To dlaczego jesteśmy tak zaniepokojeni chorymi dzikami?

A komu poza nimi szkodzi ASF?

Świniom.

A jakim?

Hodowlanym?

Tak. To przede wszystkim problem wielkich ferm, tam gdzie są tysiące prosiaków karmionych genetycznie modyfikowaną paszą, gdzie stosuje się antybiotyki, aby każdy prosiak żył i jak najszybciej przybierał na wadze. To jak tam wpadnie wirus ASF, wytłucze wszystko w ciągu godziny. A jak byśmy wystrzelali wszystkie dziki w Polsce, to nadal byłby ASF czy nie?

Byłby…

A skąd, jak nie byłoby chorych dzików?

Człowiek by go roznosił?

Tak. Ten Ukrainiec czy Białorusin, który miał kontakt z chorym dzikiem czy świnią, a potem przyjechałby do nas do pracy, na przykład na fermie w Wielkopolsce, zaraziłby stado. A jeszcze wilk – przeszedłby przez granicę zjadłszy uprzednio chorego dzika, ślina wilka zostałaby na trawie, chłop poszedłby do lasu na grzyby i na gumowcach przyniósłby zarazki do chlewni. Także kruk, który zeżarł padłego dzika, a potem przyleciał do Polski, zostawił odchody przy oborze. I jest już ASF. To po co mamy wystrzeliwać dziki?

Zatem Pan profesor uważa…

Ja nic nie uważam. Zasiałem tylko pewne wątpliwości. A teraz wróćmy do początku. Jak to się stało, że o tych dwóch martwych dzikach zarażonych ASF zaraz dowiedział się świat? Kto czuwał nad tym, żeby za cztery godziny wiedziano o tym w Lizbonie?

Zieloni aktywiści? Wywiady obcych państw?

(śmiech) Polska jest największym w Europie producentem drobiu. Jak tylko poszła wieść, że mamy ptasią grypę, nasz drób przestał być kupowany. Tak samo z ASF. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że jest to problem gospodarczy. Ale teraz zamienię się znowu w naukowca. Jeżeli rozrzedzimy populację dzika czyli dokonamy planowego odstrzału, wirus mając do pokonania większe dystanse między osobnikami będzie przenosił się wolniej. Jednak droga zakażenia przez człowieka pozostanie ta sama. Dlatego ogniska ASF są tam, gdzie nawet dziki okoliczne są zdrowe – bo przyszedł właśnie człowiek, który przeniósł na swoim ubraniu zarazki.

Jakie więc widzi Pan profesor rozwiązanie?

Nie ulega wątpliwości, że problem gospodarczy jest problemem wielkich ferm. Tu pomóc może tylko bioasekuracja, chyba że ktoś komuś chce zrobić psikusa i przerzuci przez ogrodzenie zarażoną wątrobę. Najważniejsze – nawet kiedy nie ma dzików, ASF może się rozprzestrzeniać. Dlatego te wielkie fermy powinny się przede wszystkim ubezpieczać, a stać je na to. Oraz wprowadzić bioasekurację. Następnie sprzedawać to mięso karmione antybiotykami wyłącznie na Zachód, a w Polsce kupować tylko od drobnych producentów, nawet o złotówkę czy dwa złote drożej.

Dokąd Polska eksportuje najwięcej mięsa świń?

Najbardziej chłonny jest rynek chiński. Ale ciekawy jest temat – dlaczego eksportujemy wieprzowinę z Danii.

Dlaczego?

Bo jest wolny rynek… Swoje eksportujemy, a stamtąd sprowadzamy. I to jakiej jakości... Aby sprostać konkurencji na przykład Lidla, musimy sprowadzać tańszy produkt, konkurencyjny w stosunku do tego badziewia z Danii.

Uważam więc, że pomysł z odstrzeliwaniem dzików jest nietrafiony z wielu powodów. Nie tylko z przyczyn, o których już powiedziałem. Populacja jest i tak rozrzedzana zgodnie z planem regulowania jej liczebności.

A odstrzał wtedy gdy lochy są wysokoprośne i zrzucają warchlaki?! W etyce gospodarza, chłopa to po prostu grzech! Nie wolno zabijać świni prośnej. Kto mógł wpaść na taki pomysł?! Dlatego ruszyli się ekolodzy, wykorzystali medialnie ten pretekst, a ja muszę przyznać im tym razem rację. Nawiasem mówiąc, proszę zwrócić uwagę na ich przewrotność. Są za aborcją, za eutanazją, a protestując posługują się argumentem, że nieetyczne jest strzelanie do prośnych loch… No więc jaki idiota jest autorem takiej prowokacji?!

Nie wyobrażam sobie, by ktoś kto ma rozeznanie w temacie, mógł ogłosić, że odstrzeli się teraz te 200 tysięcy czy ile tam dzików. Dzisiaj słyszałem w radio jak minister Ardanowski twierdzi, że to nie jego pomysł tylko ministra Kowalczyka; minister Kowalczyk mówi, że to koncepcja ministra Ardanowskiego, a obaj jako autorów pomysłu podają leśniczych… Sukces ma wielu ojców, a porażka zawsze pozostaje sierotą.

A wracając do tych ekologów. To przecież oni protestowali przeciwko planowemu odstrzeliwaniu dzików; nie pozwalali członkom Polskiego Związku Łowieckiego wykonywać zgodnych z przepisami działań. Przeszkadzano myśliwym w regulowaniu liczebności populacji w terminie, kiedy to jest dozwolone. Ustawodawca i Rząd też utrudnili działanie myśliwym. Nie mogę choćby wziąć na polowanie swojego syna, jeżeli nie ukończył osiemnastu lat, bo będzie zestresowany widząc jak ja poluję. Ale może pracować w rzeźni od szesnastego roku życia…

Zacznijcie w końcu myśleć! Tu chodzi tylko o czyjeś interesy, a przy okazji politycy z tego korzystają. Teraz dali plamę, więc jeden zrzuca winę na drugiego. Dzik jest tu Bogu ducha winien, jest ofiarą. Przy okazji ma to po kazać, że nieudolny jest Polski Związek Łowiecki, trzeba go za wszelką cenę rozwalić.

Czytałam, że w ubiegłym roku Niemcy wybili u siebie ponad 800 tys. dzików w związku z ASF.

To dużo czy mało?

W porównaniu z tymi powiedzmy dwustoma tysiącami o jakich się u nas mówi, wydaje się dużo. Tylko nie wiem jaki to jest procent populacji dzików w Niemczech.

A właśnie! A gdyby Chińczycy strzelili te 800 tys., to byłoby dużo czy mało?

Zależy ile tych dzików mają.

Otóż to! Niemcy, którzy u siebie bardzo przestrzegają prawa, zwiększyli dozwolony odstrzał o 42%, bo o tyle wzrosła liczebność populacji. Locha ma w miocie pięć, sześc warchlaków, nawet do dwunastu; taka żyjąca w kukurydzy może mieć rocznie trzy mioty. Stąd taki wzrost przy niedostatku naturalnego regulatora jakim są wilki. U nas odstrzał dokonywany był również zgodnie z planem wynikającym z przyrostu populacji.

Nie wiem czy dobrze myślę, ale wydaje mi się, że trudno znaleźć w mediach tak rzetelny opis tego dziczego problemu…

Media mają moc kreowania zjawisk… Pani zapytała przynajmniej jaką częścią populacji niemieckich dzików jest te 800 tysięcy.

Dziękuję za rozmowę.