Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Zapad 2017 to zdaniem Rosji manewry ,,defensywne'', natomiast część komentatorów twierdzi, że jest to zasłona dla całkiem innych działań Rosji - wobec Gruzji, Mołdawii oraz Ukrainy, która może zostać otoczona, o ile wojska rosyjskie zostaną na Białorusi. Czy takie przewidywania są realne?

Prof. Grzegorz Górski, historyk, prawnik, wykładowca akademicki: Jeśli spojrzymy na mapę, to widać wyraźnie że teren Białorusi jako obszar flankowany przez państwa NATO (Litwa i Polska) oraz przez kraj aspirujący do NATO (Ukrainę) nie nadaje się jako baza wyjściowa do poważnej ofensywy rosyjskiej. W rzeczywistości – to także wynika ze spojrzenia na mapę – armia rosyjska ćwiczy zapewne operację ewakuacji swojej esklawy królewieckiej na wypadek poważniejszego jej zagrożenia. Operacja taka może być przeprowadzona szybko i skutecznie wyłącznie po osi Wilno – Kowno, a więc obiektywnie stanowi potężne zagrożenie dla krajów bałtyckich. Nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia, aby odblokowanie esklawy prowadzić przez tzw. przesmyk suwalski, bo wiązałoby się to z wielkim zagrożeniem dla sił rosyjskich.

Z tego punktu widzenia twierdzenie Rosjan, iż manewry mają charakter defensywny po części jest prawdziwe. Ale przecież owa „defensywa” zakłada działanie agresywne. Więc obie strony mają rację.
Można też oczywiście przyjąć, znając metody działania Rosjan, że owe manewry oprócz realnego znaczenia wojskowego oraz propagandowego oddziaływania na sąsiadów, stanowią przykrywkę dla jakichś innych działań które wymagają kamuflażu. Niewykluczone że wkrótce dowiemy się, co się działo „przy okazji” ZAPADU.

Natomiast za grubo przesadzone uznać należy te wszystkie „prognozy”, które prorokowały jakąś rosyjską ofensywę na Polskę czy kraje bałtyckie, wręcz wojnę z NATO. To absurd, a Putin – cokolwiek by o nim nie sądzić – nie jest szaleńcem. Rosji nie stać dzisiaj na otwartą konfrontację z NATO, a zwłaszcza na konfrontację z Trumpem. Gdyby podjęła taką próbę, to byłaby to katastrofa dla niej i Putin doskonale o tym wie. Najlepszy czas na zaskakującą akcję na tym terenie już minął raczej bezpowrotnie. No chyba że sytuacja w Rosji wyewoluuje w takim kierunku, że jedyną szansą dla utrzymania się przy władzy obecnego układu sił będzie poważna wojna. Na dzisiaj takiej sytuacji nie ma, a do tego Rosja ekonomicznie nie jest w stanie wytrzymać takiej konfrontacji.
Niemniej musimy kontynuować działania, których celem jest wzmocnienie realnego potencjału militarnego Polski, bowiem jego brak będzie w oczywisty sposób zachęcał Rosję do różnych destrukcyjnych akcji. A przypominam, że dzisiaj nasze wojska lądowe liczą niespełna 55 tysięcy żołnierzy. Zaś Amerykanie mają w Europie niewielkie siły lądowe – właściwie jest to jedna brygada. Czy to jest realny potencjał militarny ?

Jak ocenia Pan Profesor manewry wojskowe w Szwecji, które mają być przeciwwagą dla Zapadu i czy udział krajów NATO w tych manewrach oraz obecność amerykańskich żołnierzy to dobry argument, aby nieco ostudzić siłową demonstrację Kremla?

Jest oczywiste że kraje potencjalnie zagrożone przez Rosjan, w sytuacji gdy przeprowadzają oni manewry na dużą skalę, stawiają swoje siły w stan gotowości. W ten sposób ubezpieczają się na wypadek ewentualnych niespodzianek. Jednak co ciekawe, Rosjanie po niezbyt dla siebie udanej wojnie z Gruzją przeprowadzili potężną modernizację swoich sił zbrojnych. Jej elementem były niemal permanentne ćwiczenia i manewry, które pozwoliły im osiągnąć bardzo wysoką sprawność bojową. W tym czasie otumaniony putinowską „demokracją” Zachód rozbrajał swoje siły zbrojne doprowadzając je do katastrofalnego stanu. Niektórzy po krymskiej lekcji zrozumieli, jak wielka jest dysproporcja sił w tej chwili, inni próbują udawać, że nie ma się czego obawiać. Szwecja czując ciepły oddech Putina na własnej skórze, wyciąga wnioski i relatywizuje swoją neutralność. To dobrze z naszego punktu widzenia, bowiem pokazuje, że nawet takie tradycyjnie zdystansowane militarnie kraje zaczynają bardzo poważnie traktować to potencjalne zagrożenie rosyjskie.

Czy USA śledzą manewry Zapad i czy byłyby w stanie zareagować militarnie, gdyby doszło do agresji na Polskę, i jaki jeszcze sojusznik byłby gotów pomóc w ew. obronie polskich granic?

Tak jak już wskazywałem, Amerykanie dzisiaj w Europie mają bardzo skromne siły lądowe. Przerzucenie ich z Niemiec do Polski nawet w warunkach konfliktu jest raczej dyskusyjne, bowiem są one tam po to, by pilnować Niemców. Teraz przerzucili do Polski większą ilość sprzętu ciężkiego, więc teoretycznie w relatywnie krótkim czasie mogą tu przerzucić w sytuacji zagrożenia siły odpowiadające mniej więcej potencjałowi jednej dywizji. To wzmocni nasz obecny potencjał o jedną trzecią. I to właściwie wyczerpuje realne możliwości wsparcia lądowego Polski. Możemy liczyć na osłonę lotniczą, wsparcie związane z przerwaniem prób ewentualnej blokady morskiej przez flotę rosyjską. W wojnie lądowej z takimi siłami trudno by nam jednak było na dzisiaj realnie przeciwstawić się Rosjanom, którzy mogą w czasie relatywnie krótkim uruchomić niemal ćwierć milionową armię.

Stąd, jak wskazywałem, Polska musi realnie wzmocnić swój potencjał militarny. Siły lądowe powinny być co najmniej podwojone, a obrona terytorialna może stanowić jedynie ich wsparcie. Jeśli będziemy mieli wojska lądowe liczące łącznie ok. 150 tys. żołnierzy, to wspomniane aktywa amerykańskie w Polsce w połączeniu z ich osłoną lotniczą dadzą nam gwarancję spokoju ze strony Rosji. W takiej sytuacji Rosja nie zaryzykuje konfrontacji z Polską, ale to nie wyklucza ich ewentualnych akcji np. w krajach bałtyckich. Żeby realnie reagować, musielibyśmy mieć jeszcze silniejszą armię, bo tam nikt inny już się nie zaangażuje. To jak się zdaje wyznacza nam oczywistą perspektywę. Aby taki stan osiągnąć potrzebujemy ok. 10 lat wytężonej i konsekwentnej pracy. W naszym interesie leży to, aby zanim się to stanie nie doszło do konfrontacji z Rosją. Musimy być odporni na wszelkie próby sprowokowania takiej konfrontacji, a będzie ich z pewnością wiele.

Dziękuję za rozmowę