Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Jak ocenia Pan politykę zagraniczną polskiego rządu wobec Unii Europejskiej? Pytam z perspektywy dwóch lat rządu Prawa i Sprawiedliwości, który mierzy się z największymi chyba, spośród krajów europejskich, atakami ze strony instytucji UE.

Prof. Grzegorz Górski, prawnik, historyk, wykładowca akademicki:  Z jednej strony jest oczywiste, że przywództwo unijne w Brukseli z wściekłością przyjęło wynik wyborów w Polsce i było – przynajmniej w początkowej fazie konfliktu – przekonane, że używając brutalnej presji zmusi nasz kraj do podporządkowania się panującemu tam „porządkowi”. Pozostaje jednak pytanie, na ile były to samodzielne poczynania brukselskich biurokratów, a na ile wykonywanie poleceń płynących z Berlina. Osobiście jestem przekonany, że w zdecydowanej mierze było to realizowanie dyspozycji płynących z Berlina, bowiem Niemcy do utrzymania podporządkowania sobie Polski postanowili używać narzędzi unijnych.

Z drugiej wszakże strony trudno uznać, że linia reprezentowana przez władze RP była spójna i konsekwentna. Brakowało niestety i umiejętności różnicowania wagi różnych problemów, ale i unikania niepotrzebnych zadrażnień, wreszcie podejmowania bardziej zdecydowanych prób prowadzenia energicznej polityki budowania nawet niewielkich sojuszów, które utrudniałyby naszym przeciwnikom politykę stawiania nas do kąta.

Oczywiście są to rzeczy niewspółmierne, bowiem ataki Brukseli (a w istocie Berlina), były tak brutalne jak nigdy dotąd w historii wspólnot europejskich. Są one tak dalece bezprecedensową próbą ingerencji w wewnętrzne sprawy kraju członkowskiego, a zwłaszcza w demokratyczne rozstrzygnięcia suwerena, że stawiają pod znakiem zapytania przyszłość tej organizacji.

Czy działania w sferze polityki zagranicznej wpłynęły przez te dwa lata na podniesienie pozycji Polski w postrzeganiu nas jako kraju, z którym trzeba się liczyć?

Niezależnie od skomlenia totalnej opozycji nie ulega wątpliwości, że stanowcza postawa Polski zaszokowała i unijne elity i Berlin i Paryż, a w konsekwencji zmusiła do myślenia w kategoriach liczenia się ze stanowiskiem Polski. Można oczywiście budując pod butem jakieś koalicje, Polskę przegłosować, ale nie można jej złamać i podporządkować sobie. To olbrzymiej wagi sygnał dla całej Unii, dla poszczególnych jej członków. Że warto twardo walczyć o swoje sprawy, że w końcu i Unia i Berlin okazują się bezzębnymi siłaczami, którzy ostatecznie nie są w stanie zmusić opornych do całkowitego podporządkowania się. Te dwa lata to wielka lekcja dla całej Europy.

Które wydarzenia w obszarze polityki międzynarodowej były dla Polski najważniejsze w ciągu tych dwóch lat?

Kluczowe znaczenie miały: szczyt NATO, wizyta D. Trumpa w Warszawie oraz pielgrzymka Franciszka i Światowe Dni Młodzieży. Każde z tych wydarzeń w innym wymiarze, ale w sumie pokazały one, że Polska nie tylko nie jest izolowana, ale przeciwnie, że jest ważnym podmiotem międzynarodowych rozgrywek. Pokazały także światu Polskę jako kraj spokoju, stabilizacji, miejsce gdzie ludzie mogą radośnie i bezpiecznie wieść życie. Wyrazem rzeczywistej pozycji Polski na arenie międzynarodowej był znakomity wynik wyborów do Rady Bezpieczeństwa na forum Narodów Zjednoczonych.

Trzeba też powiedzieć, dla równowagi, o słabszych punktach w polityce zagranicznej – jakie kwestie, Pana zdaniem, wymagają poprawy i czy Polska jest w stanie do końca tej kadencji to zrobić?

Jest ich ciągle niestety wiele. Widać wyraźnie, że można dużo więcej zrobić i na forum V4 i w ramach całej inicjatywy Międzymorza. W szczególności chodzi tu o intensyfikację działań na rzecz budowy realnych więzów pomiędzy tymi państwami.
Jest oczywiste, że nie potrafimy sformułować spójnej polityki wobec Litwy. Jeszcze gorzej wygląda to w odniesieniu do Ukrainy i Białorusi. Te trzy kraje wymagają naszych specjalnych zabiegów, bo przecież zamieszkuje tam przynajmniej 2 miliony naszych rodaków, którzy wymagają opieki.

Trzeba się zdecydować czego chcemy w polityce niemieckiej. Także co do Rosji nie widać działań, które prowadziłyby do wyjścia z obecnego skrajnego impasu. Dodałbym też brak realnych postępów w relacjach z Chinami, którym bardzo zależy na intensyfikacji zwłaszcza stosunków gospodarczych, czy podobnie z dwoma innymi tygrysami azjatyckimi, również zainteresowanymi wzmocnieniem takich stosunków – Indiami i Kazachstanem.
Jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia, jest olbrzymia przestrzeń dla naszej aktywności, ale wymaga to solidnej zmiany sposobu myślenia i działania w obszarze spraw zagranicznych.

Dziękuję za rozmowę