Fox Hunt, znany też jako Skynet, to operacja chińskiego wywiadu w USA. Dość bezczelna operacja. Otóż Biały Dom dyskretnie zwrócił się do Pekinu, by zaprzestały „namawiania” swych obywateli do powrotu do Chin. Nakazał zaprzestać takich nieautoryzowanych operacji szpiegowskich i wycofać oficerów wywiadu operujących nielegalnie w Ameryce. Komuniści się obrazili i złożyli nieformalny protest twierdząc, że Amerykanie pogwałcili umowę o wspólnym zwalczaniu kryminalistów. Afera wyciekła za pomocą CNN. Zresztą jest jedną z wielu. Opiszmy więc krótko chiński szpiegowski modus operandi.

Naturalnie szpiegują cywile i wojskowi. Najbardziej aktywna jest jednostka nr. 61398 Ludowej Armii Wyzwolenia, zajmuje się cyberwojowaniem. Żołnierze-hakerzy są na razie nie do zatrzymania. Mówi się, że potrafią włamać się do każdego komputera, telefonu mobilnego i desktopa. Wszystko, co ma system komputerowy pada ich ofiarą. Największe sukcesy w szpiegowaniu Chińczycy (zresztą post-Sowieci oraz inni) odnoszą w cyberprzestrzeni. Udało im się ukraść do 32 milionów teczek (files) z zasobów rządu USA. I to nie byle jakich.

Włamanie dotyczyło plików osobowych. Wśród nich było kilkanaście milionów teczek zawierających materiały do certyfikatów bezpieczeństwa (security clearance). A jest w nich wszystko: oprócz adresów i numerów Social Security (taki tutejszy PEESEL), historie kredytowe, wykształcenie, profil rodziny, stan zdrowia (a w tym choroby weneryczne czy uzależnienia), rozmaite doniesienia sąsiadów i wyniki testów poligraficznych (wykrywacz kłamstw). Zawsze się chwalę, że nie mam certyfikatu, bo ponad 6 milionów Amerykanów takowy posiada. Czyli oprócz pewnych wyjątków jest to rzecz powszechna, jak na zdemokratyzowaną strukturę bezpieczeństwa narodowego niestety przystało. Teraz dane te są w Pekinie.

W cyberprzestrzeni mają miejsce zwykle operacje kombinowane. Zawsze opierają się na szpiegowaniu, ale mogą mieć kilka innych celów. Np.  Chiny „ludowe” blokują swoim niewolnikom dostęp do internetu, tropią wszystko, co jest niezgodne z cenzurą, a namierzonych wsadzają do więzienia bądź obozu – laogai, czyli tamtejszego gułagu. Często łączy się to z wymuszeniem przyznania się do winy i publicznych łzawych przeprosin. Szczególnie jeśli chodzi o osoby bardziej znane, np. tamtejszych celebrytów.

Za granicą cyberoperacje mają na celu sianie dezinformacji, czy wydobywanie danych (data mining). To dotyczy nie tylko zasobów rządowych, ale i firm prywatnych. Szpiegostwo przemysłowe jest bardzo intratnym zajęciem. Oprócz tego stale mamy do czynienia z operacjami rekonesansowymi. Hakerzy – szpiedzy  raz na jakiś czas testują amerykańskie możliwości obronne. Kilka lat temu włamano się do filtrów wodnych w Chicago, przejęto kontrolę nad jedną z turbin a następnie spalono jej silnik poprzez sztuczne przegrzanie.

Cyberszpiegowanie pomaga również odkryć miejsce pobytu uciekinierów spod ludowej sprawiedliwości. Większość z nich obecnie to nie antykomunistyczni dysydenci (choć ci są również obserwowani), a głównie komunistyczni kleptokraci, którzy nakradli się i wybrali wolność na Zachodzie, często w USA. Do niedawna Ameryka zgadzała się rutynowo na ekstradycję takich ludzi do ChRL. Mimo tego Chiny przekonują ich do powrotu do domu z ukradzionymi pieniędzmi. Prowadzi się przeciw nim wojnę psychologiczną za pomocą sąsiadów oraz internetu. Zwykle pękają, szczególnie że Ameryka zwykle ich nie broni. Jak wieść głosi, opornych po prostu się porywa. Takie działania są sankcjonowane na samym szczycie, przez chińskie Politbiuro. I ma charakter czystki. Oligarchowie i kleptokraci władzom spolegliwi i z nimi związani nie muszą się martwić. Do tego wszystkiego dochodzi strategia „ziarnek piasku” (o czym wspominałem kiedyś w „TS”), czyli rekrutacji agentury spośród chińskiej diaspory zwykle za pomocą  argumentacji patriotycznej. Dzięki takiemu podejściu udało się zarekrutować agentów nawet w FBI. Na bardziej prozaicznym poziomie chińska ubecja organizuje „studentów-patriotów” na prokomunistyczne demonstracje, np. przy okazji wizyt dalajalmy w Waszyngtonie. Na intelektualistów – szczególnie uniwersyteckich badaczy – doskonale działa również obietnica pracy i stworzenia dla nich ośrodków badawczych w Chinach. Muszą je jednak wyekwipować kradnąc tajemnice naukowe USA.

I interes się kręci, głównie dlatego, że Biały Dom nie bardzo wie, jak sobie z tym poradzić. Chińscy szpiedzy niemal zupełnie bezkarnie buszują po USA. Polują na lisy oraz na grubszego zwierza.

Marek Jan Chodakiewicz, Waszyngton, 14 września 2015

www.iwp.edu

Za: Tygodnik Solidarność