W wywiadzie dla tygodnika "Gość Niedzielny" prof. Bogdan Chazan, nadal dyrekto szpitala im. św. Rodziny w Warszawie mówi: "Przyjaciele, pracownicy służby zdrowia, pacjenci, przedstawiciele różnych stowarzyszeń broniących pacjentów są zdruzgotani, że za wierność przysiędze Hipokratesa i użycie klauzuli sumienia zostałem odwołany z funkcji dyrektora Szpitala Świętej Rodziny".

Prof. Chazan jest strasznie rozczarowany decyzją Hanny Gronkiewicz-Waltz, gdyż za jego kadencji szpital stał się wzorową placówką medyczną: "Placówka miała zmienić nazwę na Centrum Zdrowia Rodziny. We wrześniu mieliśmy świętować sześćdziesięciolecie. Budynek został dwukrotnie powiększony, starą część zmodernizowano, ale, co chyba najważniejsze, stworzona została kadra świetnych lekarzy, położnych personelu". I dodaje, że ma nadzieję, że " by pacjentki i ciała ich dzieci były dobrze traktowane w przypadku poronień…I mam nadzieję, że po moim odejściu nie zostaną wprowadzone do szpitala takie „usługi medyczne” jak aborcja".

O samym ataku mediów i niektórych środowisk liberalno-lewicowych na jego osobę i szpital, prof. Chazan mówi: "Rzuciło się na szpital jednocześnie pięć kontroli, tak jakby ktoś umarł przez zaniedbanie personelu. A powód był taki, że Jaś przeżył. Siła ataku jest nieporównywalnie większa, niż 13  lat temu, gdy w podobnych okolicznościach zostałem usunięty z Kliniki Położnictwa i Ginekologii Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie".

Profesor wyjaśnia, po raz kolejny, że zarzuty o to, że dziecko któremu uratował życie zostało przez niego skazane na cierpienie to sytuacja zupełnie niezrozumiała: "Nie sądzę, żeby cierpiało podczas porodu przez cięcie cesarskie. Zaraz po urodzeniu było pod opieką personelu oddziału noworodków i jestem pewien, że zadbano o nie.Zastanawiające, dlaczego podobnej dyskusji o cierpieniu chorego dziecka nie słychać było w mediach, gdy wiele dni umierała ofiara tzw. nieudanej aborcji we Wrocławiu? Tamto dziecko z pewnością cierpiało. Jego „winą” był jedynie zespół Downa". 

W wywiadzie pada również bardzo osobiste wyznanie profesora Chazana: "Za to, że nie zabiłem pacjenta i nie wskazałem lekarza, który by się tego podjął, grozi mi nawet odebranie prawa do wykonywania zawodu, o czym mówił rzecznik odpowiedzialności zawodowej. Zostałem wyrzucony z pracy: dostałem „dyscyplinarkę” od Urzędu Miasta i, jak się okazuje, nawet się od tej decyzji nie mogę odwołać. Firma Medicover, w której Radzie Naukowej jestem od wielu lat, chce bym sam złożył wypowiedzenie. Gazeta red. Adama Michnika „wytropiła” że jestem nauczycielem akademickim na jednym z uniwersytetów. I podniosła rwetes, że to niesłychane, by lekarz, który podpisał „Deklarację wiary”, mógł uczyć studentów".

Na koniec profesor powiedział: "Moim zdaniem cała ta sytuacja to sygnał ostrzegawczy dla lekarzy, żeby nie afiszowali się z „Deklaracją wiary”, sumienie zostawili w domu oraz zastanowili się głęboko, zanim skorzystają z klauzuli sumienia".

mod/Gość Niedzielny