,,Naszym zdaniem w lewym skrzydle Tu-154 umieszczony był ładunek wybuchowy, który spowodował detonację. Nasz pirotechnik potwierdził, że gdyby dysponował taśmą z materiałem wybuchowym, to podłożyłby ją w tym miejscu'' - powiedzia prof. Wiesław Binienda.

Na antenie programu ,,Minęła 20'' TVP Info Binienda komentował między innymi ujawnione wczoraj przez ,,Gazetę Polską'' informacje na temat istnienia nagrań z lotniska w noc przed odlotem Tupolewa. Widać na nich, jak przez 15 minut ktoś z latarką manipuluje przy skrzydle - i to właśnie w tym miejscu, w którym według ustaleń zespołu prof. Biniendy doszło do eksplozji. Zdaniem cytowanych przez ,,GP'' ekspertów nie mogło tu chodzić o pracowników lotniska, chyba, że doszłoby do jakiejś poważnej awarii - ale o takiej tuż przed odlotem Tu-154M nie wiadomo.


W programie ,,Minęła 20'' wystąpił też duński inżynier Glenn Jörgensen, który wyjaśniał, że w miejscu rzekomego przecięcia skrzydła przez brzozę znajdują się zniekształcenia wyraźnie wskazujące na inną przyczynę jego zniszczenia. ,,To są takie loki, kawałki metalu skręcone więcej niż 360 stopni. Jak dochodzi do takiego odkształcenia metalu, w dodatku nie od przodu w tył, jak powinno być przy uderzeniu w drzewo, to może to wskazywać na eksplozję'' - mówił, pokazując na poskręcane charakterystycznie kawałki metalu.


Prof. Binienda referował z kolei ustalenia pirotechnika pracującego dla podkomisji smoleńskiej, według którego właśnie w miejscu wskazywanym przez ekspertów jako miejsce wybuchu podłożyłby taśmę z materiałem wybuchowym. Co ciekawe eksperci przeprowadzili eksperyment, który pokazał, że podłożenie materiałów wybuchowych właśnie tam nie doprowadziłoby do eksplozji paliwa, ale spowodowałoby zniszczenia analogiczne, jak w skrzydle Tupolewa.

mod/tvp info, ,,gazeta polska'', fronda.pl