Portal Fronda.pl: 1 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Czy wiedza na temat represjonowanych bohaterów podziemia niepodlepionego utrwaliła się już w świadomości społecznej?

Prof. Antoni Dudek: Fakt, że obchodzimy takie święto w jakiś sposób o tym świadczy, jednak w moim przekonaniu, ciągle za mało czynimy w tym kierunku. Czeka nas jeszcze poważna dyskusja na temat roli tej grupy w Polsce. Ale niech nie będzie to dyskusja jednostronna, bo trzeba sobie zdawać sprawę, że jest i ciemniejsza strona historii. Niewątpliwie racja była po ich stronie, a nie po stronie tych, którzy do nich strzelali. Mimo to, wielu ludzi z tego podziemia niepodległościowego dopuściło się czynów, których byśmy nie uznali za chwalebne, a które wynikały z demoralizacji wojennej czy z jakiegoś zaszczucia w jakim się znaleźli. Za pomaganie byłym żołnierzom AK groziły represje. Aby przetrwać, niektórzy zajmowali się rabunkiem. Bywały przypadki, że oddział wchodził do wsi i wyłapywali miejscowych działaczy partyjnych, ale wraz z nimi zabijali też całą rodzinę. Tymczasem my w Polsce jesteśmy owładnięci jakąś absurdalną obsesją bohatera bez skazy. Nie domagajmy się bohaterów bez skazy, bo nie będzie kogo na te cokoły stawiać. Dyskusja na ten temat jest trudna, wielowątkowa i dopiero się w Polsce zaczyna. Według mnie, ona jest ważna jeszcze w jednym wymiarze - zmieniającej się wokół Polski sytuacji geopolitycznej. Dziś wielu ludzi zastanawia się, czy nie czeka nas nowy konflikt zbrojny. Niezłomne postawy bohaterów podziemia niepodległościowego inspirują tych, którym bliskie są zachowania patriotyczne. Dlatego też tylu młodych z organizacji paramilitarnych odwołuje się do tej tradycji.

"Wyklęci" poddawani byli różnorakim represjom - od złamanych karier zawodowych po wyroki śmierci. Jaka była skala tych zbrodni?

Skala represji była ogromna. Szacuję, że zainstalowanie w Polsce systemu komunistycznego od 1945 r. do początku lat 50. kosztowało jakieś kilkadziesiąt tysięcy ludzkich istnień, z czego ok. kilkanaście tysięcy stanowią Żołnierze Wyklęci. Dalej mamy całą grupę osób, które doznały róznorakich obrażeń fizycznych, inwalidów czy ludzi pokiereszowanych psychicznie po pobycie w więzieniu i wiezięnnych torturach. No i wreszcie ich rodziny - żony, narzeczone oraz dzieci z tych związków, które często wychowywały się bez ojców, albo z ojcami żyjącymi z piętnem represji. Bo trzeba sobie zdawać sprawę, że ludzie, którzy się zaangażowali w podziemie zbrojene w drugiej połowie lat 40. ub. wieku, byli inwigilowani jeszcze w latach 80. gdyż byli potencjalnie "elementem wywrotowym". W związku z tym zdarzały się rewizje, przesłuchania. Cały czas ich obserwowano, niekiedy i słusznie przypuszczając, że ci ludzie są inspiratorami różnych młodzieżowych grup konspiracyjnych w latach 80. Dość powszechne wśród osób prześladowanych w stanie wojennym były świadectwa, że ich problemy zaczynały się od czasu, gdy nawiązali kontakt z kimś kto działał w AK.

Do jakiego stopnia państwu polskiemu udało się przeprowadzić rozrachunek z tą trudną przeszłością?

W bardzo ograniczonym stopniu, dlatego, że kiedy mówimy o rozliczeniach w wymiarze państwa, to przede wszystkim chodzi o rozliczenia prawne. Tu trzeba podkreślić, że co prawda udało się pewną grupę ok. kilkudziesięciu osób, zwłaszcza funkcjonariuszy Bezpieki postawić przed sądami i skazać prawomocnymi wyrokami, (to jedno z dokonań pionu prokuratorskiego IPN). Ale nie udało się jeszcze żadnego sędziego czy prokuratora postawić przed sądem, bo wymiar korupcji w III RP był tak olbrzymi. Np. kilka lat temu zmarł sędzia Mieczysław Widaj, który orzekł ponad 100 kar śmierci w procesach politycznych. Mimo prób postawienia go przed sądem, nigdy nawet nie wszczęto procesu. W tym wymiarze państwo polskie ewidentnie poniosło porażkę.

Rozm. Emilia Drożdż