Portal Fronda.pl: Do Sejmu trafił dziś projekt uchwały w sprawie Narodowego Dnia Pamięci Męczeństwa Kresowian. Miałby być obchodzony 11. lipca, w rocznicę Krwawej Niedzieli na Wołyniu, choć w założeniu upamiętniałby ofiary także innych zbrodni na Polakach, nie tylko wołyńskiej. Czy zdaniem pana profesora jest to dobra inicjatywa?

Prof. Andrzej Nowak: Pamięć o ofiarach ludobójstwa dokonanego na Polakach jest naszym stałym obowiązkiem. Na tę ogromną rzeszę pomordowanych składają się także ci, których zabili ukraińscy nacjonaliści. W tym kontekście najwłaściwszym terminem jest właśnie ten wybrany w projekcie uchwały. Nie można jednak, ujmując to paradoksalnie, w tej pamięci zapominać o ofiarach innych zbrodni. Stale upominam się o sprawę zapomnianą, zepchniętą w cień i dlatego wymagającą stałego przypominania. W sierpniu 1937 roku rozpoczęła się operacja Polska NKWD trwająca do 1938 roku, w wyniku której zamordowano 111 091 Polaków. Ci, którzy pamiętają o ofiarach zbrodni popełnianych na Polakach na Wschodzie, o tej sprawie jakoś pamiętać nie chcą. Tymczasem Polacy, których II Rzeczpospolita zostawiła za granicą ryską utworzoną w marcu 1921 roku, stali się pierwszą ofiarą ludobójstwa dokonanego na Kresach. Także o tych dalszych Kresach nie wolno zapominać. Jedni i drudzy - i ci, których pomordowali ukraińscy nacjonaliści, i ci, których pomordował sowiecki system totalitarny - zasługują na naszą pamięć. O pamięć o tych, których wymordowali Ukraińcy, upomina się spora, aktywna grupa, jeśli można tak powiedzieć – wspólnota pamięci. Ta wspólnota przechowała się, przetrwały rodziny tych, których tak brutalnie, tak bestialsko pomordowali uczniowie Dmytro Doncowa. Natomiast wspólnota pamięci żyjących za granicą ryską praktycznie się nie zachowała. Wszyscy zostali albo wymordowani, albo wywiezieni do Kazachstanu lub na Sybir, skąd nigdy nie wrócili. Musimy zbudować jako naród symboliczną wspólnotę pamięci o tych, o których pamiętać nie ma już kto. Pamiętajmy zarówno o tych Polakach, którzy na skutek swojej polskości zostali wytropieni przez uczniów Dmytro Doncowa i Adolfa Hitlera, jak i tych, których wytropili wykonawcy rozkazów Józefa Stalina.

Fronda.pl: Narodowy Dzień Pamięci byłby dobrą formą upamiętnienia ofiar tych zbrodni?

Prof. Andrzej Nowak: Wskazanie takiego dnia pamięci jest posunięciem symbolicznie zrozumiałym, choć można byłoby wymienić także inne daty. Dla mnie szczególną wagę ma dzień 9. sierpnia 1937 roku, także przez stopień jego zapomnienia. Większe znaczenie niż jakiekolwiek dni pamięci mają działania, które utrwalają świadomość historyczną w kulturze masowej, będąc w ciągu roku ponawiane, a nie dokonywane tylko raz. W tym roku na przykład będziemy mogli obejrzeć film Wojciecha Smarzowskiego, nakręcony na podstawie książki wydanej przez wydawnictwo Arcana. Żałuję zarazem, że coraz liczniejszym sposobom upamiętnienia ofiar zbrodni ukraińskich nacjonalistów nie towarzyszy krzewienie pamięci o Polakach pomordowanych na Wschodzie. Upieram się przy tym, by nasza pamięć nie została zdominowana tylko przez jedno wydarzenie.

Fronda.pl: Używa pan profesor terminu ludobójstwo. Sejm polski w roku 2013 nie zgodził się na deklaratywne uznanie ukraińskich zbrodni na Polakach za ludobójstwo. Czy decyzję tę powinno się teraz zmienić?

Prof. Andrzej Nowak: Takie kategorie w innych także sprawach odrzucał nie tylko Sejm, ale rozmaite ówczesne władze. Przypomnę tylko groteskowe wypowiedzi prawników, jakie padły na łamach „Gazety Wyborczej” w 2011 roku. Usiłowano wówczas udowodnić, że w Katyniu nie doszło do żadnego ludobójstwo, ale że była to zaledwie jakaś drobna zbrodnia wojenna. Myślę tymczasem, że wystarczy przymierzyć wydarzenia historyczne do definicji ludobójstwa sformułowanej przez polskiego prawnika Rafała Lemkina, która w jakiś sposób utrwalona jest też w praktyce prawniczej Organizacji Narodów Zjednoczonych. Trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości, że należy stosować definicję ludobójstwa do zbrodni na Polakach w Związku Sowieckim z lat 1937 i 1938, do operacji katyńskiej i do operacji OUN-UPA. Wszystkie te trzy wypadki zasługują na określenie ich mianem ludobójstwa, czy nam się to podoba, czy nie, czy jest poprawne politycznie, czy nie. Takie były tragiczne fakty.

Fronda.pl: A jak ocenić propozycję Narodowego Dnia Pamięci w kontekście prowadzonego obecnie dialogu z Ukrainą? Zacytuję tu słowa Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które padły w odpowiedzi na interpelację poselską pana Roberta Winnickiego, pytającego MSZ o jego stosunek do rozwoju kultu OUN-UPA na Ukrainie. MSZ stwierdziło co następuje:

Wydaje się, że w sytuacji trwającego w Donbasie konfliktu zbrojnego radykalne zaostrzenie retoryki wobec Zbrodni Wołyńskiej i udziału formacji OUN-UPA nie przyniesie zamierzonych efektów, a wręcz może doprowadzić do zahamowania prowadzonego dialogu z Ukrainą. Obecne działania na rzecz obrony terytorium przed agresją zewnętrzną są w ukraińskiej narracji przedstawiane jako bezpośrednia kontynuacja wysiłku walki niepodległościowej UPA. Podważanie heroizmu UPA jest odbierane jako działanie antyukraińskie, zgodne z duchem rosyjskiej propagandy.

Czy pragnienie budowania dialogu z Ukraińcami powinno wpływać na formy upamiętniania ofiar ukraińskich zbrodni?

Prof. Andrzej Nowak: MSZ ma w moim przekonaniu absolutną rację: Tak wygląda w tej chwili sytuacja na Ukrainie, tak kształtuje się kult Bandery. Mamy wszelkie powody, by nad tym kultem ubolewać, krytykować go, a nawet potępiać. Jednak współcześnie Ukraińcy wspominają tradycje UPA nie po to, by z lubością oblizywać się na myśl o mordowanych Polakach, ale by myśleć o wzorze postawy odwagi i poświęcenia w walce z Moskwą, z którą w tej chwili realnie walczą.

Kontekst przedstawiony w odpowiedzi MSZ uważam za zgodny ze stanem umysłów i odbioru kultu Bandery na Ukrainie. Nie chcą tego zaakceptować i zrozumieć środowiska upamiętniające, jak najsłuszniej zresztą, zbrodnie ukraińskich nacjonalistów w Polsce. MSZ ma rację, ale rację mają też ci, w imieniu których mówi pan Dworczyk. Prawda historyczna jest taka, jak jest, czy nam się to współcześnie w relacjach z Ukrainą podoba, czy nie. Ta zbrodnia nastąpiła. Jej symboliczną datę, jeśli mielibyśmy ją znaleźć, najlepiej wyraża 11 lipca. Musimy o tym przypominać, taka jest nasza pamięć, takie były prawdziwe wydarzenia, nie tylko na Wołyniu, ale również w Małopolsce Wschodniej. Kosztowały życie wiele dziesiątków tysięcy Polaków. Mamy prawo upamiętnić ich jako zamordowanych w imię obłędnej ideologii ludobójstwa opartego na skrajnej wersji nacjonalizmu. 

Rozmawiał Paweł Chmielewski