Dlaczego nic sensacyjnego? Bo, jak argumentuje na łamach „Rzeczpospolitej” Bronisław Komorowski, w kancelarii prezydenta pracuje np. Sławomir Rybicki, brat zmarłego w katastrofie smoleńskiej Adama Rybickiego.

„Do zajęcia się tą sprawą przekonywał mnie także Ludwik Dorn, który ma nie tylko doświadczenie polityczne, ale również jest socjologiem. On zwrócił uwagę na to, że wprawdzie sprawa katastrofy nie ogniskuje już tak mocno uwagi społeczeństwa, ale pozostaje źródłem głębokich podziałów. Rolą prezydenta jest łączenie i przezwyciężanie tego, co Polaków dzieli” - przekonuje na łamach dziennika Komorowski.

Zamieszanie powstało po tym, jak dziennikarze dopatrzyli się, że list z postulatem wybudowania pomnika smoleńskiego, jaki otrzymał prezydent, mógł powstać w... kancelarii Komorowskiego. Wskazywała na to adnotacja w stopce elektronicznego dokumentu, w miejscu, gdzie widnieje nazwa autora pliku.

MaR/Dziennik.pl/Rzeczpospolita