Nominacja Ewy Kopacz na urząd premiera skłonił feministki z „GW” do kolejnych prób zmiany języka. I dlatego Agnieszka Kublik postanowiła wprowadzić nowe sformułowania (pani premiera, na zwór pani ministry) do użytku publicznego. Ale tu „stop” powiedziała też kobieta, językoznawca pani dr hab. Katarzyna Kłosińska (z niewiadomych przyczyn podpisana jako językoznawczyni, a nie językoznawca).

Na pytanie, jak mówić do premier Kopacz odpowiedziała krótko: ta premier. „I moim zdaniem w kontaktach oficjalnych to jest jedyna dopuszczalna forma” - podkreśliła. W języku potocznym zaś jedynym dopuszczalnym sformułowaniem jest „premierka”. - Absolutnie nie „premiera”. Bo mówimy dziennikarka, a nie dziennikara i lekarka a nie lekara – przekonuje dr hab. Kłosińska.

I w tym momencie budzi się rewolucyjna czujność w Agnieszce Kublik, która zadaje pytanie: „ale mówimy ministra” (swoją drogą trudno nie zadać pytanie, kto tak mówi, bo „my” akurat nie). I uzyskuje odpowiedź: „to jest błąd. Ja protestuje przeciwko ministrze”.

I aż dziw bierze, że „Gazeta Wyborcza” nie domaga się pozbawienia pani doktor habilitowanej tytułów. Za patriarchalizm i męski szowinizm, które nie powinny być wybaczone.

TPT/Gazeta Wyborcza